Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Widywaliśmy się w Sodenie, ale nie znaliśmy się — rzekła. — Pan nie przypuszczał zapewne, że ja będę jego bratową.
— Pani nie poznałaby mnie? — rzekł z uśmiechem.
— Owszem, poznałabym. Jak też pan dobrze zrobił, że dał nam pan znać. Kostia codzień wspominał o panu i był bardzo niespokojny.
Dobry humor chorego nie trwał jednak długo.
Kiti nie skończyła jeszcze mówić, gdz już na twarzy Mikołaja odbił się surowy wyraz, pełen zazdrości, jaką umierający żywi zwykle ku ludziom zdrowym.
— Zdaje się, że panu nie jest tutaj zupełnie dobrze — rzekła Kiti, odwracając się od skierowanego na siebie spojrzenia Mikołaja i oglądając się po pokoju. — Trzeba będzie wziąć inny pokój — rzekła do męża — a zresztą chciałabym, abyśmy byli bliżej.

XVIII.

Lewin nie mógł patrzeć spokojnie na brata i nie mógł sam być spokojnym i naturalnym w jego obecności. Gdy wchodził do chorego, wzrok i uwaga jego zdawały się tępieć, i Lewin nie widział i nie odróżniał szczegółów stanu brata; czuł nieprzyjemny zapach, widział brud, nieporządek i że niema już żadnej nadziei, słyszał jęki, i wiedział, że nic na to poradzić nie może. Na myśl mu nawet nie przyszło, aby wniknąć we wszystkie szczegóły stanu chorego, zastanowić się nad tem, jak tam pod kołdrą leży to ciało, jak przy zginaniu się układają się te wychudłe golenie, ramiona, plecy, i czy możnaby ułożyć je inaczej, aby leżały w taki sposób, jaki, gdyby nawet nie pomógł choremu, w każdym razie uczyniłby stan jego znośniejszym. Lewina przebiegały dreszcze, gdy zaczynał myśleć o tych szczegółach; dla niego nie ulegało żadnej wątpliwości, że nic nie można uczynić, aby przedłużyć to życie i aby ulżyć cierpie-