Anielka w szkole/Wycieczka

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wycieczka.

— Amelciu, chyba już trzeba wstawać, — szepnęła Anielka, ściągając kołdrę z siostry, aby się ta łatwiej obudziła.
Amelka jednak odpowiedziała cichutko:
— Nie, nie, śpij jeszcze. Przed chwilą słyszałam, jak biła druga.
Anielka westchnęła i przewróciła się na drugi bok. Tak długo noc jeszcze nigdy nie trwała. Ile razy otworzyła oczy, ciągle było ciemno. Wreszcie napowrót zasnęła.
Nagle Stefek zerwał się z pościeli i zawołał wesoło:
— Anielciu, wstawaj, już rano!
Anielka zerwała się uszczęśliwiona. Pośpiesznie narzuciła na siebie bieliznę i w kilka minut potem siedziała wraz z rodzeństwem przy stole, popijając gorące mleko. Później przebrała się w białą sukienkę, która była tak pięknie nakrochmalona, że lękała się poprostu jej dotknąć. Matka włożyła dziewczynkom białe kapelusiki z czerwonemi kwiatami i podała im napełnione jadłem koszyczki, babcia zaś wsunęła każdemu do rączki jakąś monetkę i dzieci uszczęśliwione pobiegły do szkoły.
Przed szkołą zebrała się już spora gromadka uczniów i uczenic. Wszyscy byli odświętnie ubrani, a oczy ich iskrzyły się radością. Dwa umajone wozy wyglądały również imponująco. Nawet konie były przystrojone i przy każdym ruchu potrząsały dzwoneczkami.
— Pilnuj kapelusza! — wołała żona Tomasza Szczęśnika do swojej Elżuni.
Powroźnik Hilary wyjął z kieszeni portmonetkę i dał synowi dwadzieścia groszy.
— Bądź grzeczny, rozumiesz?
Chłopak skinął głową.
— Wsiadać! — rozkazał wreszcie nauczyciel.
Dzieci poczęły się tłoczyć, każde z nich chciało zająć pierwsze miejsce.
— Ach, moja sukienka! — jęknęła Anielka.
— Chodź, podsadzę cię na wóz, — rzekł nauczyciel. — Ale się dzisiaj pięknie ubrałaś! Czy wszyscy już są?
— Tak! — zawołali uczniowie.
— Więc możemy jechać.
Konie ruszyły z miejsca; dzyń, dzyń, dzyń dźwięczały dzwoneczki, a dzieci wydawały coraz głośniejsze okrzyki.
Niebo było ciemno-błękitne. Za wysokim lasem ukazała się tarcza wschodzącego słońca. Wznosiło się ono ponad doliną, rozpraszając mroki i śląc do każdego zakątka blask swych złocistych promieni.
— Hop, hop! — wołały dzieci, gdy blask słoneczny spoczął na ich główkach, — hop, hop!
Dzwoneczki dźwięczały wesoło i połyskiwały w słońcu, niby szczere złoto.
— Szczęśliwej podróży! — wołali pracujący w polu ludzie, powiewając chustkami.
Jakiś wieśniak stał na drabinie, zrywając wiśnie z drzewka.
— Wysiądźcie na chwilę, to wam dam wisien na drugie śniadanie, — zawołał do dzieci.
Chłopcy i dziewczęta poczęli zeskakiwać z wozów. Każde z nich chciało uczynić to zręczniej i prędzej. Trach! Anielka wpadła do strumyka i piękna jej biała sukienka zamoczyła się zupełnie. Biedaczka poczęła gorzko płakać. Wszystkim żal się zrobiło, a poczciwy wieśniak dał jej zato najpiękniejsze wiśnie, nauczyciel zaś kazał zdjąć sukienkę i powiesił ją na wozie, aby wyschła. Niby biała chorągiew, powiewała sukienka Anielki, a gdy dojechano do stacji kolejowej sukienka była już zupełnie sucha. Anielce wrócił dobry humor.
Na stację podjechał pociąg. Uczniowie zajęli przygotowane dla nich przedziały.
— Ja siedzę przy oknie! — wołała Cesia. — Jak prędko ten pociąg jedzie, łąki i drzewa uciekają przed nim!
Anielka z radości nie mogła wymówić ani słowa, przecież po raz pierwszy jechała prawdziwą koleją.
— Zjedzcie śniadanie! — rozkazał nauczyciel. — Wkrótce będziemy musieli wysiadać.
Dzieci jadły z apetytem, potem śpiewały i cieszyły się.
Dojechano do stacji, na której pociąg się zatrzymał. Uczniowie i uczenice poczęli wyskakiwać z przedziałów. Wszyscy pomaszerowali przez długą wieś, w której było mnóstwo pięknych białych domków. Ludzie tutejsi jakoś dziwnie śpiewająco mówili.
— Skąd jesteście? — zapytywali dzieci.
— Z Wielkiej Wsi, — brzmiała dumna odpowiedź.
Henio grał na swej ustnej harmonijce, reszta dzieci maszerowała ochoczo. Przed dużą gospodą rozstawione były stoły pod drzewami, nakryte do posiłku. Tutaj dzieci miały spożyć obiad.
— Ja idę na huśtawkę! — zawołała Anielka. — Pomóż mi, Cesiu! Później ty się pohuśtasz.
— Teraz nasza kolej! — zawołały inne dzieci.
— Ach, nie możemy się wdrapać na deskę. Opuść ją trochę.
— Do stołu! — zawołał nauczyciel po dłuższej chwili.
Rozbawione towarzystwo uciszyło się. Dzieciaki jadły z apetytem smaczną zupę i gryzły ostremi zębami spore kawałki kiełbasy. Kartofle również smakowały im wyjątkowo. Potem wszyscy wstali i zaczęli śpiewać pod przewodnictwem nauczyciela.
Huśtano się jeszcze, zwiedzano okolicę, lecz niestety przyszła pora powrotu. Nauczyciel ustawił dzieci w szeregu.
— Ruszamy! — zawołał. — Henio niech gra na swojej harmonijce.
Wkrótce wszyscy znaleźli się na stacji.
— Muszę jeszcze coś kupić za moje pieniądze! — rzekła Anielka, podbiegając do straganu ze słodyczami.
— Kupiłam cukierek i dużą czekoladę! — cieszyła się, siedząc już w przedziale. — Będę mogła teraz bardzo długo lizać.
Dzieciaki zgromadziły się przy oknach, spoglądając na zachodzące słońce.
— Proszę pana, jakie niebo jest teraz czerwone! — wołała Weronka, zmęczona całodziennem bieganiem i senna.
Na stacji czekały już umajone wozy, które miały dzieci odwieźć do rodzinnej wioski.
Usadowiono się pośpiesznie, śpiewano i śmiano się, aż wreszcie w oddali ukazały się tak dobrze znane dzieciom zagrody. Śpiewano tak głośno, że niemal wszyscy wieśniacy powychodzili z chat.
— Przyjemnie było? — zapytała matka Anielki, gdy dzieci wróciły do domu.
— Cudownie, przecudownie! — zawołały chórem.
Zmęczone radością, szybko rozebrały się i poszły spać.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.