Życzenie zmarłej/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Émile Zola
Tytuł Życzenie zmarłej
Wydawca Gazeta Urzędnicza
Data wyd. 1893
Druk Drukarnia Dziennika Polskiego
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le voeu d'une morte
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.

Joanna zbudziwszy się wczesnym rankiem po przybyciu do Mesuil-Rouge otwarła okno, a cudowny widok owianej tchnieniem poranku natury sielskiej wycisnął jej łzy rozrzewnienia z oczu.
Czuła się znowu dzieckiem, oswobodzona nagle z tych mnóstwa więzów, które ją krępowały wśród towarzystwa stolicy.
Z politowaniem słuchała pani Tellier jej wyrażeń. Dla tej wynaturzonej kobiety równało się Medeil-Rouge wygnanie. O Joannie miała lepsze wyobrażenie; nie przypuszczała by to dziewczę, zasmakowawszy w pełnem uciech życiu paryskiem, znaleźć mogło przyjemność w parfiańskiej przyrodzie.
Daniel nie zawiódł się w swych oczekiwaniach. Willegiatura zbliżyła go do Joanny. Między obojgiem z konieczności wywiązała się pewna poufałość i Joanna musiała przecie mieć kogoś, ktoby słuchał jej wybuchów szczęścia, a tym kimś nie mogła być ciotka i wuj być nie mógł.
Wiejskie uroczysko było także powodem że pani Iellier w tem zbliżeniu nie widziała nic złego.
Doszło do tego, że raz w dwójkę tylko, Daniel z Joanną, wybrali się łódką na Sekwanę. Wyprawa ta do reszty przełamały lody. Wylądowawszy na jednej z licznych wysepek igrali jak dwaj towarzysze od dzieciństwa razem wychowani. Spóźnili się nawet z tego powodu i księżyc pośrebrzał już fale Sekwany, gdy wracali z wycieczki, która niewysłowiony czar pozostawiła w pamięci Daniela.
Odtąd nastąpił stanowczy w nim przewrót. Przestał filozofować i moralizować; czuł że jedno tylko jest dlań możliwe: kochać.
Nigdy też odtąd nie miał dla Joanny ani surowego spojrzenia, ani słowa nagany. Nie dopatrywał się już w niej żadnych błędów, w nagrodę szczęśliwości, jaką obdarzała go przez samą swą obecność.
Przeszło dlań całe lato, jak jedno rozkoszne upojenie.
W wigilję odjazdu do Paryża wybrał się Daniel z Joanną jeszcze raz łódką na Sekwanę, by pożegnać miejsce obojgu tak miłe.
Była to smutna wyprawa. Powietrze jesienne wionęło już chłodem, a chłód ten przenikał także ich serca. Wylądowując z powrotem, spostrzegł zdala trzy osoby, które zdawały się ich oczekiwać. Pana Tellier poznali odrazu, dwaj inni byli zdaje się, goście.
Sekretarzem owładnął nagły niepokój. Poznał on gości i zapytał Joannę co ich tu sprowadza.
Joanna pomknęła szybko naprzód wołając:
— Co za niespodzianka! Pan Lorin i mój papa!
Przypadłszy do pana Rionne uścisnęła go serdecznie i poszła z nim ku zamkowi. Obok kroczył giętki Lorin, wywołując relacjami swemi o nowinkach paryskich ciągłe wybuchy wesołości.
Samotny, ze łzami w oczkach, pozostał Daniel na brzegu, przeczuwając, że cały gmach jego szczęścia rozsypał się w gruzy.
Wieczorem, po obiedzie przyłączył się do niego Lorin.
— Jak doskonale umiesz wiosłować, mój kochany! przemówił dandys szyderczym tonem wyższości. Patrząc na ciebie nie możnaby przypuszczać, że masz tak silne ramiona... Dziękuję ci bardzo za to, iż w ciągu lata tak szczerze zajmowałeś się Joanną.
A gdy Daniel zdumiony spojrzał nań, gotując się do odparcia tego osobliwego zapytania, Lorin dodał ciszej:
— Nie wiesz zapewne o niczem... Zabieram się właśnie do popełnienia głupstwa, o którem raz mówiliśmy.
— Cóż to za głupstwo? zapytał zdławionym głosem Daniel.
— Oh, głupstwo nad głupstwami... Nie posiada ona ani złamanego szelągu, można więc sobie wyobrazić, co stanie się z moim majątkiem.
... Biorę Joannę za żonę.
Daniel osłupiał.
Następnie, niezdolny ani słówko odpowiedzi wyksztusić, udał się do swego pokoju.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Émile Zola i tłumacza: anonimowy.