Życie płciowe i jego znaczenie/XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor August Czarnowski
Tytuł Życie płciowe i jego znaczenie
Podtytuł ze stanowiska zdrowotno-obyczajowego
Wydawca Wydawnictwo »Przewodnika Zdrowia«
Data wyd. 1904
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Berlin
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XII.
Z kim się łączyć w małżeństwo?
(Wzajemny wybór ze stanowiska zdrowotnego).

Z tego co powiedzieliśmy w rozdziałach poprzedzających, wypada jasno, że małżeństwo — to jedno z najpoważniejszych urządzeń społecznych, zawarcie wzorowych stosunków małżeńskich — to jeden z najgłówniejszych obowiązków względem praw przyrody i obyczajności (moralności). Na rodzinie i jej dobrobycie opiera się ogólny dobrobyt i sita narodów. Starożytne narody upadły głównie dlatego, że za podstawę nie miały wzorowej rodziny. Przypomnijmy sobie Grecję (Ateny! Spartę!), Rzymian i w. i. Kwitnęły tam siła, nauki, sztuki, dopóki narody te składały się z wzorowych rodzin, które wydawały im zdrowych na ciele i na duszy synów i córki. Tak i z naszem społeczeństwem!.... Ze względu na wielką doniosłość małżeństwa, otoczono je opieką religji i wyniesiono do godności sakramentu.
Wobec tego należałoby sądzić, że przy wyborze małżeńskim wszyscy zachowają dostateczną roztropność, przezorność i trzeźwość. Niestety z powodu powszechnie panującego materjalizmu przyzwyczajono się także i w naszem niebacznem społeczeństwie, uważać małżeństwo po większej części za interes, za kontrakt celem zespolenia gospodarczego.
Zapomina się zbyt często, że związek małżeński dopiero wtedy jest doskonały i zupełny, gdy jednoczy ciało i duszę, gdy zapowiada zgodność myśli, uczuć i woli. Również za mało uwagi zwraca się na zdrowie fizyczne. A te właśnie warunki trzeba uważać za pierwszorzędne, bo są one konieczne przedewszystkiem ze względu na potomstwo, są także podstawą materjalnego powodzenia! —
Każdy, kto wstępuje w stan małżeński, powinien sobie uprzytomnić, że ma pewno obowiązki wobec społeczeństwa, które może rozwijać się jedynie wtedy, gdy składające je rodziny są zdrowe na ciele i duchu — a obowiązki te wykonać każdemu tem łatwiej, że ich wypełnienie zapewnia i jemu samemu szczęście do końca życia i chroni od zawodów, klęsk i bólów!
Zapewne, przy wyborze małżonka trzeba także zważać i na stosunki materjalne. Spokojny byt materjalny pozwala oddawać się w pełni szlachetnym zadaniom związku małżeńskiego; wówczas może następować spokojnie zespolenie dusz, niezamącane troską o byt powszedni, a wychowaniu dzieci rodzice mogą oddawać się staranniej i usilniej. Ale względy na stosunki materjalne nie powinny przeważać!
Skoro dwie osoby zabierają się do stanu małżeńskiego, powinny nietylko zadawać sobie pytanie: czy wiąże je wzajemna skłonność i czy ich środki materjalne pozwalają na związek - z równą sumiennością powinny zbadać, czy i zdrowotne stosunki sprzyjają połączeniu.
Z połączenia dwóch osób niestosownych pod względem cielesnym (fizycznym), wynikają przykrości i zawody jak dla nich samych, tak i dla społeczeństwa, którego rozwój zależy od prawidłowego rozwoju życia rodzinnego.
Nie wypędzimy ze świata nędzy, nie wypędzimy choroby, dopóki przy wyborze małżonków jedna lub druga strona albo i obie, będą kierować się względami czysto majątkowemi, jedynie względami na stosunki i stanowisko.
Niektóre choroby powstają głównie przez skłonność dziedziczną — jakże więc nowe pokolenia mogłyby odznaczać się potrzebnem zdrowiem, gdy ich rodzice wskutek niewłaściwego doboru przekazali im zarodki chorób lub słabości?!
A zatem wybór małżeński powinien zawsze być czyniony na podstawie rozumnych zasad zdrowotnych.
Przy zawieraniu małżeństw pierwszą zasadą hygieny jest oczywiście wzgląd na wiek odnośnych osób.
W ogólności można powiedzieć, że do zawierania związków małżeńskich najstosowniejszym dla mężczyzn zdaje się być okres życia pomiędzy rokiem 25-tym i 40-tym, a dla kobiet pomiędzy 20-tym i 30-tym. W tych dopiero latach wytwarza się bowiem pewien zapas energji życiowej, możnaby powiedzieć nawet nadmiar, usposobiający do wypełniania niełatwych obowiązków rodzicielskich, jako też do obmyślenia i przysporzenia środków, potrzebnych dla utrzymania rodziny; natomiast okres młodzieńczy, czas przedślubny, powinien być przeznaczony do należytego rozwoju przymiotów cielesnych, intelektualnych i moralnych.
Małżeństwa przedwczesne, t. j. zawarte przed wyżej podanym wiekiem, prawie zawsze przynoszą szkodę zarówno rodzicom jak i dzieciom. Sprawdzono to dostatecznie statystyką: Otóż w r. 1812 i 1813, kiedy dla uniknięcia służby wojskowej, we Francji żeniło się bardzo wielu w zbyt młodym wieku, urodziło się ztąd mnóstwo dzieci nader słabowitych. Wreszcie Montesquieu zrobił podobne spostrzeżenie znacznie wcześniej. Z tysiąca mężczyzn, ożenionych w pewnej części Francji w latach 14 — 21, zmarło w przeciągu pewnego okresu 29,s, gdy tymczasem z tysiąca nieżonatych w takim samym okresie zmarło tylko 6,7. W ciągu tego samego czasu, śmiertelność śród kobiet tejże okolicy była następująca:

Umarło w wieku Z 1000 mężatek Z 1000 panien
15 — 20 lat
  20 — 28
  30 — 40
  40 — 50
  50 — 60
  60 — 70
14,0
9,8
9,1
10,0
16,3
35,4
8,0
8,5
10,3
13,8
23,5
49,8[1]

Podług innej francuskiej statystyki, śmiertelność żeniących się między 15-tym a 20-tym rokiem życia, przewyższa w 8 razy śmiertelność mężczyzn nieżonatych tegoż wieku. Wiek od 20 do 25 lat, wykazuje już dla żonatych mężczyzn daleko lepszy stosunek, utrzymujący się i dla wszystkich małżeństw, zawartych w późniejszych latach. Co się tyczy płci żeńskiej, to tutaj zauważono większą śmiertelność śród zamężnych, które nie przekroczyły jeszcze 25 lat życia, mniejszą zaś dla takich, które już przeszły 27 rok. W Szwecji, wedle dra Ribbinga, śmiertelność śród kobiet, wcześnie wyszłych za mąż, również przewyższa śmiertelność kobiet, wyszłych za mąż w dojrzalszym wieku. Dlatego też większa część lekarzy radzi panienkom, aby przed 25-tym rokiem nie zawierały ślubów małżeńskich!
„Szkodliwe następstwa przedwczesnych małżeństw, są szczególniej widoczne u kobiety. Nie dość wykształcona dziewica, skoro zostanie żoną i matką, to już się dalej nie rozwija. Pierś i kibić tracą urok i powabne kształty. Macica, nie dosiągłszy należytych rozmiarów, niedomaga i nie wyżywia należycie zawartego w niej zarodka. Więzy macicy, podtrzymujące ten główny narząd kobiety, są jeszcze zbyt słabe, a mała średnica i ciasne rozmiary miednicy są zarówno niekorzystne dla płodu jak i dla matki. —
I w rzeczy samej, czyliż dziewica nie zupełnie rozwinięta może wydać na świat istotę należycie wykształconą? Jako odpowiedź na to pytanie, dosyć przypomnieć sobie wątłe i wcześnie starzejące się, wywiędłe i schorowane Izraelitki; dosyć spojrzeć na mizerne i dziesiątkowane różnemi chorobami potomstwo wyznawców Mojżesza,[2] płodzone przez zbyt młode małżeństwa“.[3]
Większa część kobiet, wydanych za mąż zbyt wcześnie, umiera z powodu wycieńczenia sił i skutkiem chorób popołogowych; a tablice statystyczne przekonywają, że gdzie małżeństwa najwcześniejsze, tam śmiertelność największa. W ogóle liczba kobiet umierających pomiędzy 14 a 20 rokiem, jest stosunkowo większa od ilości mężczyzn umierających w tymże wieku.[4]
Według pisarzy angielskich, dzieci zbyt młodych rodziców mają być słabowite, głupkowate (idjotyczne), nie rzadko obarczone wadami rozwoju, mają posiadać mało energii duchowej i fizycznej, natomiast mają okazywać szczególniejszą skłonność do kradzieży; potomstwo leniwych rodziców bywa również słabowite, ale rzadziej idjotyczne, prędzej tępe, pomimo słabych zdolności umysłowych podstępne, odznacza się nadzwyczajną draźliwością i skłonnością do obłędu i moralnego obłąkania (moral insanity).
Małżeństwa zbyt późne wpływają na potomstwo również niekorzystnie. Energja życiowa tak u mężczyzn jak i u kobiety utrzymuje się w stanie pełnej dojrzałości przez mn. w. 10 do 15 lat, zaczem zaczyna się zmniejszać, a mianowicie u mężczyzn zapładniające składniki nasienia, u kobiety zaś jajka zawarte w jajnikach stopniowo słabną i zanikają. Ponieważ sprawność gruczołów zarodkowych zależy od większej lub mniejszej siły osobnika, dlatego trudno tu ściśle oznaczyć ogólną granicę ostateczną. Zwykle przypuszczamy, że mn. w. rok 45-ty dla mężczyzn, a 35—40 dla kobiety, powinien być ostatnim czasem wejścia w związki małżeńskie.
Po tych okresach u obu płci siła życiowa i popęd płciowy zwykle poczynają już słabnąć, wskutek czego dzieci spłodzone z małżeństw zawartych zbyt późno, bywają słabowitsze od dzieci zrodzonych z małżonków w sile wieku i pełnej dojrzałości. Statystyka udowadnia, że mężczyźni między 30—40 rokiem życia płodzą najsilniejsze dzieci, gdy tymczasem dzieci spłodzone przed 25-tym i po 40-tym roku są słabsze, a po 50-tym już bardzo słabowite i mało odporne.
Ten sam objaw spostrzegamy zresztą tak w państwie roślinnem jako też i w zwierzęcem. Wiadomo, że młode drzewka wydawające przedwczesne owoce, wyczerpują się, słabną i często giną. Rozumny hodowca zwierząt wie bardzo dobrze, iż, chcąc wywołać silne potomstwo, musi połączyć tylko dojrzałe okazy. W Norwegji pono całe rasy krów skarłowaciały wskutek zbyt wczesnego łączenia; podobnie rzecz ma się z rasami końskiemi itp., przekonano się, że zwierzęta dojrzałe wydają najsilniejszą rasę. Wskazuje na to zresztą już fakt, że u zwierząt żyjących na wolności, popęd płciowy budzi się dopiero w wieku dojrzałym. Otóż i dla ludzi są ważne te same prawa przyrody, jakie istnieją dla wszelkich innych stworzeń: silne, zdrowe potomstwo mogą wydawać tylko rodzice w pełni swej dojrzałości jako też w następstwie ścisłej wstrzemięźliwości przedślubnej.
Niestety, w naszem społeczeństwie za mało uwagi zwraca się na granice i prawa, wyznaczone nam wprost przez przyrodę, a rozstrzygają tylko względy majątkowe, towarzyskie lub nawet egoistyczno-familijne. Godne to pożałowania, że człowiek, dokładający tyle starań na poprawienie płodów swych pól i doskonalenie ras swych zwierząt domowych, tak mało stara się o najprostsze sposoby do udoskonalenia własnego potomstwa i rodu, do nadania mu potrzebnej siły, krzepkości i trwałości, do obdarzenia go zdrowiem a tem samem i do moralnego wywyższenia. „Szkoda, że ludzie muszą mieć rodziców“. Jakkolwiek zdanie to brzmi niby komicznie, jednakże mieści się w niem smutna prawda.
Powyżej przytoczone spostrzeżenia i przepisy odnoszą się również do tak zwanych małżeństw niestosownych. Są to związki, zawarte przez młode kobiety z mężczyznami podeszłego wieku, lub też odwrotnie. Małżeństwa te są tem bardziej naganne, iż zgubne skutki, jakie zwykle wywierają już na samych małżonków, przechodzą również na rodzące się dzieci. Różnica wieku pomiędzy mężczyzną a kobietą nie powinna przewyższać lat dziesięciu. Z połączenia starca z młodą silną niewiastą nie może wyniknąć potomstwo zupełnie zdrowe i silne. Kobiety więc nie powinny zawierać takich małżeństw nieodpowiednich co do wieku — sama już różnica w stopniu zmysłowych popędów wystarcza, aby je uczynić nieszczęśliwemi. Rozgoryczenie ich musi odbijać się niekorzystnie na usposobieniu, na charakterze potomstwa, choćby i słabość fizyczna ojca miała pozostać bez szkodliwych wpływów. Doświadczenie przecież uczy, że w tych razach potomstwo zawsze odziedzicza niedomagania rodzica słabszego. Dzieci, pochodzące z takich małżeństw, bywają ponure, posępne i jakby „przemądre“; nadto zwykle usposobione do wszelkiego rodzaju cierpień, właściwych osobom starszym. Często nie dosięgają nawet wieku dojrzałości, ale więdniejąc powoli, umierają za młodu.
Że zaś wogóle właściwości cielesne tak samo jak duchowe są dziedziczne, stwierdzili to oddawna najwybitniejsi badacze.
W kronikach lekarskich zapisano szereg najrozmaitszych ciekawych wypadków, stwierdzających dziedzictwo cielesnych właściwości. W berlińskim „Panopticum“ pokazywano w r. 1896 chłopczyka, Polaka, z twarzą jak psi łeb zupełnie obrośniętą włosami. Chłopiec odziedziczył był głowę taką po ojcu i dziadku. Pewien żołnierz skutkiem zapalenia 15 lat przed ożenieniem stracił lewe oko, i obaj synowie jego urodzili się bez lewego oka, na miejscu którego znajdował się tylko jakoby pierwotny zaczątek oczny. Darwin opowiada dwa takie wypadki: pewien mężczyzna miał na brodzie głęboką bliznę — dzieci jego rodziły się z podobną blizną; inny miał bliznę na policzku, i dzieci miały podobneż znamię. Przykładów tego rodzaju możnaby wyliczyć setkami.
Że słabość cielesna matek odbija się na dzieciach, tego jaskrawym dowodem śmiertelność potomstwa robotnic po zakładach, gdzie dużo wyziewów ołowiu, żywego srebra itp. Francuski badacz Tardieu na 140 porodów u takich niewiast stwierdził 82 wypadki poronienia! Niemiecki badacz Hirt dowiódł, że na 100 dzieci robotnic z fabryk zwierciadeł umiera w pierwszym roku życia 65, podczas gdy ogólna cyfra największej śmiertelności dzieci w pierwszym roku nawet po wielkich miastach, wśród najgorszych warunków zdrowotnych, wynosi przecież tylko 40 na sto!
Płód ludzki w czasie życia macicznego jest bardzo wrażliwy na wszelkie wpływy chorobliwe, jakim w tym czasie ulega matka, tak że przenoszą się na płód i ostre choroby zaraźliwe, jak cholera itp.. Również udziela się płodowi i stan chorobliwy ojca. W ten sposób częstokroć choroby i słabości obojga rodziców stają się podwójnem dla płodu smutnem dziedzictwem!
Ale podczas gdy ogólne słabości zwykle występują dopiero w późniejszym wieku i tylko w razie niehygijenicznego życia dają się silniej we znaki, — pewne choroby są dziedzictwem człowieka od pierwszej chwili życia i gotują mu bądź wczesną śmierć, bądź żywot pełny przygnębienia i bólów.
Do chorób, które stale i wyraźnie przechodzą na potomstwo, w pierwszym rzędzie należy przymiot czyli kiła (syfilis).[5] Możeby nie było tylu nieszczęśliwych na świecie, gdyby wszędzie i przy każdej sposobności pouczano o dziedziczności przymiotu. Ale o takich sprawach za mało mówi się publicznie, widocznie z powodu jakiegoś fałszywego wstydu!
Najpierwszą zasadę pod względem zdrowotnym dla żeniącego się powinno stanowić: być wolnym od chorób płciowych i być pewnym, że druga strona także jest wolną od nich i od ich skutków.
Przeszczepianie przymiotu (syfilis) na dziecko może następować zarówno ze strony ojca jak i matczynej. Zdarza się częstokroć, że żona człowieka chorego na przymiot nie zakaża się sama, ale w każdym razie dziecko odziedzicza chorobę ojca. Nie będziemy tu mówić o zbyt powszechnie znanych skutkach straszliwego zakażenia przymiotem! Zwracamy tylko uwagę na to, że przymiot bardzo często pozostaje utajony w ustroju ludzkim przez długi czas, aż się wyjawi nanowo, zwłaszcza jeżeli leczenie było nieracjonalne. Do odzyskania więc zdrowia nie wystarcza krótka kuracja — trzeba w takim razie poddać chorego forsowanemu leczeniu dyetetyczno-fizykalnemu u sumiennego i zdolnego lekarza, a i tak potem nieraz wypada czekać lat kilka, żyjąc wedle praw i wskazówek przyrody, skromnie i wstrzemięźliwie, zanim można będzie uwierzyć, że się należycie wyzdrowiało, że jadu w ciele już niema, że więc można ożenić się bez obawy o zakażenie potomstwa! Zdarza się częstokroć, że u dzieci z rodziców syfilityków objawy zakażenia występują dopiero w 5-tym, 6-tym nawet i w dziewiątym roku życia![6]
Niektóre choroby przenoszą się na dzieci tylko jako skłonność ku nim.[7] Stwierdzono np. przez najnowsze badania, że suchoty płuc (gruźlica) nie są w ścisłem znaczeniu słowa dziedziczne, że tem niemniej dzieci suchotników są skłonniejsze do popadnięcia w tę chorobę, niż dzieci rodziców nie dotkniętych gruźlicą. Nazywamy to skłonnością do choroby czyli obarczeniem chorobowem.
Gdy dziecko żyje wśród dogodnych warunków zdrowotnych, gdy rodzice i wychowawcy mogą i umieją otoczyć je potrzebną pieczołowitością, natenczas obarczenie chorobowe może pozostać bez szkodliwych skutków; zwykle przecież dzieje się przeciwnie. I dziecku zamożniejszych rodziców, obarczonemu skłonnością chorobową, za bardzo grozi niebezpieczeństwo, zwłaszcza przy mieszkaniu przeważnie w większem mieście! Czyż więc nie lepiej przed ożenkiem zastanowić się: czy osoba, którą masz zaślubić, jest zdrową, czy nie pochodzi z rodziny suchotników?! Kto się żeni np. z niewiastą wogóle słabowitą, wiedząc że ona pochodzi z rodziny suchotniczej, ten chyba nie może się dziwić, gdy potomstwo tej kobiety będzie wyjawiać skłonności suchotnicze. Taka kobieta, choć przed wyjściem za mąż nie miała wyraźnych suchot, przecież będąc obarczona skłonnością suchotniczą, łatwo może wśród trosk późniejszego życia popaść w chorobę i przekazać ją dzieciom. Mężczyzna dbający o szczęście swego przyszłego potomstwa powinien więc przed ożenkiem pomyśleć o tem wszystkiem sumiennie. Z drugiej strony rodzice, wydający córkę za mąż, niech się naprzód przekonają, czy starający się, jeśli pochodzi z rodziny suchotniczej, sam jest dość silny, czy żył i żyje hygienicznie, tak że straszliwa choroba mu nie zagraża. W takim razie lepiej „nie żenować“ się i co najmniej poprosić o poświadczenie lekarskie że wedle ludzkiego obliczenia — kandydat do stanu małżeńskiego pozostanie wolnym od suchot, aniżeli później widzieć swą córkę owdowiałą przedwcześnie i wnuczęta obarczone skłonnością do strasznej choroby!
Obarczenie skłonnością suchotniczą jest tem straszniejsze, że nierzadko dotyczy nietylko właściwości czysto cielesnych, lecz niestety i duchowych! A podczas gdy przeciw brakom czysto cielesnym można stosować z dobrym skutkiem gimnastykę oddychania, pielęgnowanie skóry, odpowiednią dyetę, gdy ciało można wzmacniać i powietrzem i ruchem — jakże uchylić u dzieci słabość umysłową, pojawiającą się nierzadko jako skutek suchot rodziców?! — Dr. Brehmer (Goerbersdorf) stwierdził takie następstwa w 50 wypadkach, w których dzieci wyjawniały wyraźną skłonność do chorób umysłowych!
Bardzo też niekorzystnie wpływa na potomstwo padaczka czyli epilepsja. Sprawę tę badał Echeverria: 136 osób, 62 mężczyzn i 74 niewiasty epileptyczne, miało ogółem 553 dzieci, a z tych było zdrowych tylko 105! Z pozostałych 448: w wieku niemowlęcym zmarło 195 od kurczów, 78 żyło dłużej — ale jako epileptycy, 39 cierpiało na porażenia, 51 na histerję i pląsawicę (chorobę św. Wita — Veitstanz), 11 było chorych umysłowo, 18 niedołęgów czyli idjotów, a reszta poumierała w młodzieńczym wieku od różnych chorób.
„Słusznie angielscy lekarze powstają przeciwko tym, którzy nie uwzględniając nauki o dziedziczności popierają małżeństwo pomiędzy osobnikami ułomnymi i w ten sposób popełniają ciężki grzech wobec ludzkości“.
Graham-Bek podaje, że w Stanach Zjednoczonych Ameryki północnej w okresie czasu między rokiem 1870 — 1880 ilość głuchoniemych podskoczyła z 10, 000 do 84, 000. Przypisuje to filantropom, którzy nie zadawalniając się wychowaniem nieszczęśliwych i uzdolnieniem ich do zarabiania na życie, popierają i małżeństwo pomiędzy nimi. „Ladies patrons“, panie opiekunki przytułków dla osób duchowo i fizycznie upośledzonych w Anglii, znajdują również przyjemność w łączeniu podobnych par.
Do chorób, które powinny stanowić ważną przeszkodę do ożenku, ponieważ odbijają się na potomstwie, należy też rak, dalej moczówka czyli cukrzyca (diabetes), dna czyli podagra (arthritis uratica), zanik mlecza (tabes) itp. W interesie ludzkości — ludzie dotknięci taką chorobą żenić się nie powinni podobnie jak epileptycy, idjoci, (umysłowo niedołężni) i ci, którzy nie wyleczyli się z przymiotu lub z suchot. Jasnem jest, że za żadnego takiego, choć mógłby im córkę „ozłocić“, rodzice nie powinni jej wydawać!
Należałoby również wzbronić zawierania związków małżeńskich osobom zbyt słabowitym, kalekom z urodzenia, niedołęgom. Dzieci takich małżonków są bowiem zwykle jeszcze bardziej niedołężne lub conajmniej dziedzicznie obarczone i wogóle wątłego zdrowia.
Szkodliwość małżeństw pomiędzy bliskimi krewnymi zbyt jest znaną, ażebyśmy potrzebowali rozwodzić się o tem bliżej. Dzieci z takich małżeństw — zwłaszcza jeżeli rodzina należy do zwyrodnionych — odznaczają się zwykle zdenerwowaniem, słabszym rozwojem umysłowym itp., częstokroć są wprost idjotami, w innych razach rodzą się jako niemowy itd. Dzieje wielu rodzin arystokratycznych i rodów panujących, poświadczają tę smutną prawdę! W rodzinach tych, gdzie zawierano zanadto małżeństw pomiędzy kuzynostwem, było za mało krzyżowania krwi — słabości i niedomagania rodzinne ze strony ojca i matki przenosiły się na dziecko i tak musiało nastąpić zupełne zwyrodnienie i zanik! — Mantegazza wykazał, że z 512 małżeństw pomiędzy krewnymi, dzieci na tem ucierpiały w 409 razach.
W dawnych czasach patrjarchalnych było w tym względzie inaczej, gdyż nie było zwyrodnienia tak ogólnego. Ale zdrowotność dzisiejszego społeczeństwa cywilizowanego tak się obniżyła, że małżeństwa pomiędzy krewnymi przedstawiają znaczne niebezpieczeństwa dla przyszłości dzieci. Zbyt często spostrzegamy, że pewne braki, wady i niekształtności, tak fizyczne jak umysłowe lub moralne, są właściwe całym rodzinom; trzeba przytem zważać także na zaburzenia w rozwoju i na tak zwane cechy zwyrodnienia! W takich razach należy wszelkiemi siłami zapobiegać zawieraniu związku pomiędzy krewnymi. Zezwalać na nie możnaby tylko wyjątkowo przy szczególnie sprzyjających okolicznościach, przy bardzo dobrem zdrowiu, nie zbyt znacznem podobieństwie formy i budowy obu stron itp.
Bardzo ostrożnymi co do zawierania małżeństw winni być cierpiący na gościec czyli reumatyzm stawowy, ludzie nerwowi, histerycy, dychawiczni (astmatycy), osoby niedokrwiste, ludzie chorzy na pęcherz lub na przewlekłą rzeżączkę. W takich razach wypada czekać parę lat z ożenkiem, aż się należycie wyleczą i polepszą ogólny stan swego zdrowia.
W naszem społeczeństwie, żyjącem wśród wyjątkowo trudnych warunków społeczno-politycznych, przy wyborze małżonka koniecznem jest zważać także na narodowość. Skoro Polak żeni się z osobą nie znającą jego ojczystego języka, trudno mu będzie porozumieć się z nią całkiem dokładnie o warunkach wychowania dzieci, a tak częste, pomiędzy rodzicami różnych narodowości, choćby tylko przelotne nieporozumienia i niesnaski, oddziaływać muszą szkodliwie na stan umysłowy i cielesny obojga, przez co też odbijają się na niewinnych dziatkach. Dalej zaś i samo wychowanie podrastających dziatek bywa niezmiernie utrudnione, gdy skutkiem różnicy narodowości jedna strona nie rozumie poglądów, obyczajów i właściwości drugiej strony. Jeżeli nie ciało, to umysł takich dzieci częstokroć doznaje spaczenia. — Oczywiście niebezpieczeństwo w tym względzie jest tem większe, im znaczniejsza różnica pomiędzy odnośnemi narodowościami. Jak wiadomo, dla naszej narodowości najbardziej wrogo uspobieni są Niemcy. Nadmienić też wypada, że naród niemiecki znajduje się w stanie znacznego zwyrodnienia. A zatem już z tej przyczyny należy tu nam unikać łączenia się w małżeństwa. Najlepiej zatem wybrać sobie towarzysza lub towarzyszkę życia z pomiędzy swoich; na szczęście wybór taki jest dla każdego z nas zawsze możliwy, gdyż jest nas około 20 milionów. W drugim zaś rzędzie mamy otwartą całą Słowiańszczyznę, której na chwałę i zaszczyt przyznać należy, że w niej zwyrodnienie nie tak wielkie, jak u narodów chełpiących się wysoką kulturą i ogromną „cywilizacją“, o której ich własny prof. Krafft-Ebing wyraził się, że należałoby ją nazwać raczej „syfilizacją“. (Porównać rozdz. XIII).
To samo, co wspomnieliśmy o narodowości, tyczy się także wyznania religijnego. Rozum oparty na doświadczeniu, nie sprzeciwia się łączeniu w małżeństwo osób różnego usposobienia. Ale co do narodowości i wyznania różnice powinny być jak najmniejsze.
Jad alkoholu wywiera także straszne skutki na potomstwo. Stwierdzono, że dzieci, płodzone w stanie napitym jednego lub obojga rodziców, są słabe na umyśle i mniej zdrowe od innych dzieci, spłodzonych przez tychże samych rodziców w stanie trzeźwym. O ileż straszliwsze muszą być skutki u potomstwa opilców nałogowych! Dziedziczność opilstwa była już znana w starożytności i głęboko się wyryła w pamięci ludów. Wierzono, że Wulkan przyszedł na świat chromym, z powodu, że spłodził go Jowisz w stanie pijanym. Diogenes powiedział, widząc dziecko niedołężne, iż ojciec jego był w chwili zejścia się cielesnego zapewne pijany. Aristoteles powiada, iż matki, oddane nałogowemu pijaństwu, rodzą dzieci również skłonne do pijaństwa. Plutarch pisze, że pijani płodzą opilców. Z jaką siłą przelewa się pijaństwo na potomków, wykazuje dobitnie Lombroso w dziele swojem „Uomo delinquente“, w historji amerykańskiej rodziny Jucke. Od jednego ojca pijaka, Maksymiliana Juckego, przyszło na świat w ciągu 75 lat 200 złodziejów i morderców, 280 dotkniętych ślepotą, idjotyzmem i suchotami, 90 nierządnic i 300 zmarłych przedwcześnie, w stanie niemowlęctwa. Cała ta rodzina, licząc szkody i wydatki, kosztowała rząd więcej niż milion dolarów. Targuet w dziele „O dziedziczności opilstwa“ opowiada o czterech braciach Dufay, dziedzicznie usposobionych do pijaństwa, że najstarszy się utopił, drugi powiesił, trzeci poderżnął sobie gardło, czwarty zaś wyskoczył z trzeciego piętra. Morel przytacza pijaka, który miał siedmioro dzieci: jeden syn dostał pomieszania zmysłów w 22 roku życia, drugi był idjotą, dwoje zmarło w zaraniu życia, piąty był dziwak i odludek, szósta córka była dotknięta macinnicą (histerją), siódmy wreszcie dobry robotnik, ale z rozstrojonemi nerwami. Podobne spostrzeżenie zrobił dr. E. Danielewicz na jednej z naszych rodzin, w której ojciec był trzeźwy, ale matka pijaczka. Rodzina ta wydała na świat 33 potomków; pomiędzy tymi znajduje się ośmioro pijaków, częściowo niebezpiecznych szaleńców, siedmioro dotkniętych wrażliwością nerwową lub niedołęgów umysłowych, sześcioro umarło w niemowlęctwie; pozostało przy życiu i pozornie zdrowych dwanaścioro. Ucierpiało zatem w dziedziczny sposób skutkiem nadużywania alkoholu przez matkę czy tam babkę 21, czyli wyraziwszy się procentami blisko 64 na sto! —
Prof. Bunge zbadał sposób życia i stan zdrowia rodziców 300 dzieci obłąkanych i przekonał się, że z tych biednych dziatek 146 pochodziło od pijaków.
W paryskim szpitalu Bicêtre, 75% stanowią potomkowie pijaków. Z 284 wychowańców jednego zakładu poprawczego w Chicago, 205 było z ojców pijaków. Dr. Sulivan znalazł, że z 600 dzieci, pochodzących od 120 matek pijaczek, po dwóch latach żyło już tylko 260. Znakomita statystyka prof. Demme, który śledził przez 12 lat za 10 rodzinami pijących i!0 rodzinami trzeźwych, wykazuje: z 57 dzieci z rodzin pijących, — 12 umarło zamłodu od słabości, 8 było głupowatych, 13 epileptyków, 5 karłów, 5 głucho niemych, 5 pijaków i duchowo chorych, 9 normalnych. Z 61 dzieci rodzin trzeźwych, — umarło 5, 2 cierpiało na pląsawicę (taniec św. Wita), 2 miało spóźniony rozwój, 2 wykazało wadliwe wykształcenie, 50 zachowało stan prawidłowy.
Jasne więc, że nikt nie powinien wydawać córki za człowieka ulegającego pijaństwu, chociażby ten człowiek zresztą powierzchownie wyglądał zdrowo, i odznaczał się różnemi cennemi przymiotami, chociażby był bardzo bogaty i miał stanowisko jak najlepsze!
Każdy zaś, kto zachorował na alkoholizm czyli wpadł w nałóg pijaństwa, nie powinien żenić się, dopóki się należycie nie wyleczy tj. skutków tego nałogu ze swego ustroju nie wypędzi na dobre!
Mówiąc tu o pijaństwie i jego zgubnych skutkach, mamy na myśli upijanie się nietylko wódką czyli gorzałką, rumem, lub likierami, które co-prawda zawierają stosunkowo najwięcej trucizny alkoholu. Wiadomo bowiem, że upijać się można tak samo piwem, winem itp. niby „niewinnemi“ napojami, jak to zresztą wykazaliśmy w Przew. Zdr. r. 1902 str. 83.
Kto staje się niewolnikiem nałogu pijaństwa, ten już nie posiada tyle silnej woli, aby mógł należycie wypełniać święte, lecz zarazem ciężkie obowiązki męża i ojca rodziny, nie posiada również tyle zmysłu umiarkowania, aby się mógł ustrzedz w małżeństwie od różnych zboczeń życia płciowego. A zatem trzeźwość powinna być „conditio sine qua non“, warunkiem niezłomnym do zawarcia ślubu małżeńskiego. Niechże o tym warunku nie zapomina żadna z naszych dziewic, przysposabiających się do małżeństwa. Na upijającego się młodzieńca lub mężczyznę, niech wcale ani spojrzą. Niech się nie dadzą uwieść miłemi słówkami i zwykle uroczystemi przyrzeczeniami. Pijaństwo jest bowiem najczęściej chorobą przewlekłą (chroniczną), podobnie jak np. morfinizm. Dlatego też pijakowi, mimo pewnej nawet chęci, zwykle jest bardzo trudno odzwyczaić się od alkoholu, zawartego w piwie, winie lub gorzałce.[8] Brak mu siły woli, brak wytrwałości! — A zatem, poczciwe panienki, nie zadawalniajcie się tylko czczemi obietnicami, ale żądajcie dowodów rzeczywistego wyleczenia, wykazującego się w czynach.[9]
W przeciwnym razie przyszły Wasz małżonek, mimo najuroczystszych przyrzeczeń i mimo swej dobrej chęci, powróci znowu do „pierwszej swej miłości“, do swego ukochanego kufla lub kieliszka, ku zgubie Waszej i Waszych dzieci!
Radzimy, aby kobiety nasze połączyły się w związek podobny do tego, jaki nie tak dawno utworzono w Ameryce. Otóż w Trenton (New-Jersey) przemysłowo pracujące dziewice zawiązały towarzystwo, w którem ustawy ograniczają się jedynie podpisaniem następującego zobowiązania: „Niniejszem przyrzekam nie wyjść za żadnego mężczyznę, który nie wstrzymuje się zupełnie od używania wszelkich napojów alkoholicznych, włącznie wina, piwa i cydru. Do takiej wstrzemięźliwości niniejszem zobowiązuję się również sama“. Utworzenie podobnego związku polecamy mianowicie zawiązanemu niedawno, pod hasłem walki z alkoholem, lwowskiemu stowarzyszeniu „Eleuterya“, rozwijającemu się tak pomyślnie przez zakła danie kółek w innych miastach!
Wstąpienie w stan małżeński jest krokiem tak ważnym, że chociażby się już nawet wciągnęło niepostrzeżenie w uczucie najsilniejszego popędu (miłości) ku mimowolnie spodobanej czy spodobanemu, tem niemniej w razie spostrzeżenia się w porę, że wybór był nietrafny, powinno się koniecznie znaleźć sposób do wyzwolenia. Wtedy nieugiętym obowiązkiem każdego i każdej, kto tylko ma cokolwiek poczucia godności ludzkiej, jest stanowczo jedno z dwojga, albo nieszczęsny ten popęd przełamać własnemi siłami, lub gdy się tego nie zdoła, to wezwać szczerze i śmiało pomocy rodziców lub starszych, zdolnych nas uratować napewno od popełnienia więcej niż pojedynczego morderstwa, bo nietylko na sobie, lecz jednocześnie i na samejże ukochanej osobie oraz na całem potomstwie, mogącem wyniknąć z nieodpowiedniego, więc niechybnie zgubnego związku.
Prawda, że ofiara taka bywa nieraz nadwymownie boleśną, lecz zawsze taki łatwiej przenieść czasowo nawet najnatarczywsze żale, aniżeli ulegając błędnemu popędowi potem dźwigać do grobu wszelkiego rodzaju męczarnie, połączone z nieustannemi wyrzutami sumienia!
Pamiętajmy więc, że małżeństwa mają dawać światu zdrowe na ciele i duchu potomstwo ludzkie. Ludzie, żeniący się bez względu na swój stan zdrowotny, bez względu na obyczaje i skłonności, nietylko płodzą dzieci słabe, a tem samem nieszczęśliwe, więc grzeszą przed potomstwem, któremu przecież należy się od rodziców dziedzictwo zdrowia, a nie choroby, lecz tacy rodzice unieszczęśliwiają także samych siebie! Porając się ciągle to z własną chorobą, to z chorobą dzieci, to z przygnębieniem umysłowem, tacy ludzie nie odczuwają szczęścia, które przecież małżeństwo dać im miało i skazani są na ogólną biedę. —
Zatem główne wskazówki do rozsądnego wyboru małżonków ze stanowiska zdrowotnego można streścić w sposób następujący:
1. Stanowczo nie zawierać małżeństwa z nikim będącym w stanie choroby na syfilis, suchoty, raka, padaczkę, słabość umysłu lub na nałogowe pijaństwo.
2. Strzedz się każdej osoby, cierpiącej na moczówkę czyli cukrzycę (diabetes), podagrę, stawowy gościec, nerwowość, histerję, dychawicę lub niedokrewność, albo ułomnej czy też dziedzicznie obarczonej skłonnością do którejkolwiek z powyższych słabości a nawet wogóle niepewnego zdrowia.
3. Dbać o stosowność i odpowiedność wieku (mężczyzna lat 25 do 40, kobieta 20 do 30 i przytem mąż starszy od żony o lat 5 do 10).
4. Nie wstępować w małżeństwo ani przedwcześnie (co zbyt rychło niszczy nierozwinięty ustrój, szczególnie żeński); ani też w spóźnionym wieku (głównie ze względu na możliwe potomstwo).
5. Pomiędzy blizkimi krewnymi, związek małżeński powinien zachodzić chyba wyjątkowo — przy bardzo dobrem zdrowiu zobopólnem — inaczej dzieci bywają najczęściej ułomne lub niedołężne. Prócz tego z innych względów należy:
a) Oddawać pierwszeństwo małżeństwu z miłości, lecz niezbyt porywczej a raczej wypróbowanej pewną odwłoką.
b) W razach małżeństwa z przekonania“ (uznania potrzeby duchowej małżeńskiego związku oraz przymiotów odnośnej osoby), troszczyć się nie tyle o jednakowość, jak o odpowiedność usposobień ciała, ducha i umysłu.
c) Starać się o wybranie osoby z „dobrego domu“ — z czystego gniazda — oraz własnej lub przynajmniej blizkiej narodowości i religji, jako warunków niezbędnych do jednomyślnego wychowania dzieci.
d) Mieniem, czyli majątkiem i stanowiskiem chociaż nie koniecznie gardzić, to w każdym razie uważać je tylko za środek pomocniczy a nie za cel pierwszorzędny.
e) Nareszcie, w razie znajdowania się, z własnej strony, w stanie której bądź ze wskazanych tu lub podobnych niestosowności należy co najmniej oznajmić to zawczasu drugiej stronie.

∗             ∗

Niech więc przed ożenkiem każdy zastanowi się sumiennie: czy stan jego zdrowotny pozwala mu stworzyć rodzinę, czy stan zdrowia, usposobienie i skłonności wybranego lub wybranej poręczają za szczęście w małżeństwie i za szczęście dzieci? —








  1. Oesterlen. Handbuch der Med. Statistik. S. 193—194.
  2. A jednak śmiertelność żydów w Galicji jest znacznie mniejsza niż wśród ludności chrześciańskiej! żyją bowiem o wiele higjeniczniej (umiarkowanie w jedzeniu i piciu, posty, łaźnia, szanowanie sabatu i t. d.). Dr. Z.
  3. Dr. Lubelski. „Małżeństwo“.
  4. Oesterlen, Casper.
  5. Patrz: „Przestrogi i rady dla dorosłej młodzieży“ dalej „Samopomoc w cierpieniach i chorobach płciowych“.
  6. Patrz odnośny ustęp w książce „Samopomoc w chorobach płciowych“.
  7. Dziedziczne usposobienie do chorób a nie dziedziczne choroby! —
    W r. 1896 a w 40-m mego życia przeszedłem zapalenie opłucnej po stronie lewej i dzięki środkom przyrodnego leczenia wyzdrowiałem zupełnie bez śladu żadnych złych następstw, zrostów itp. Dwoje dzieci (nie bliźniaki), które się nam urodziły w kilka lat później, przechodziło takie same po tej samej stronie lewej zapalenie opłucnej w bardzo wczesnym okresie życia! Obecnie są zupełnie zdrowe, ale zdaje się będą niskiego wzrostu. Dr. Z.
  8. Czytaj rozprawkę d-ra Zaleskiego: „Alkohol a miłość“.
  9. Niedarmo francuskie przysłowie mówi: „qui a bu, hoira; qui a joué, jouera“ (Kto pił, będzie pił; kto grał, będzie grał).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Augustyn Czarnowski.