Życie neurastenika/Rozdział VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Octave Mirbeau
Tytuł Życie neurastenika
Wydawca LUX
Data wyd. 1924
Druk Rekord
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les 21 jours d'un neurasthénique
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VII.

Dziś otrzymałem list od przyjaciela mego Ulrycha Bariere, podróżującego po Rosji... Wybieram z tych licznych kartek kilka szczególnie interesujących stroniczek:
...„Widziałem w wielkich miastach pułki kawalerji. Chętnie pokazują je cudzoziemcom, jakby chcąc powiedzieć: „Patrzcie!... jakie groźne i błyszczące wojsko!... Biada temu, kto z niem się spotka! Jeźdźcy ci są zdumiewający, zupełnie swobodnie wykonywują tysiące sztuk ekwilibrystyki i równowagi na wytresowanych koniach. I wszystko to błyszczy, iskrzy się, mieni barwami. Lecz wspaniałe manewry zdumiały mnie tylko swoją teatralnością. Obawiam się, że po za tą pstrą dekoracją niema nic. I nie wiem, czy powinienem cieszyć się z tego...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„... Czem bardziej oddalam się od centrum i zapuszczam się w głąb państwa, tem więcej widzę biedy i nędzy. Wszędzie zapite twarze, zgarbione plecy. W niezoranej ziemi i w osłabłych z głodu ludziach jest coś nieokreślenie żałobnego. Ciemne lasy, gdzie stadami włóczą się wilki, mają złowieszczy wygląd, a malutkie miasta ciche są i ponure, jak cmentarze.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„... Goszczę już kilka tygodni u księcia Karagina. Ma on zachwycający majątek.
To szereg potężnych pomników, wytwornych komnat, wspaniałych tarasów i przepysznych ogrodów. Prowadzą tu czynny, gwarny i błyszczący tryb życia. Służba wymustrowana na sposób wojenny i ozdobiona galonami. W stajniach stoi setka koni. Stół znakomity, wina rzadkie, kobiety czarujące i myślą tylko o miłości. Ziemie, należące do majątku, stanowią całe małe królestwo. Polujemy wiele i nie myślę, żeby gdziekolwiekbądź we Francyi było tak wiele różnorodnej dziczyzny, nawet w lasach najbardziej pysznych kapitalistów. Codziennie odbywa się prawdziwa rzeź, współzawodnictwo w wyniszczaniu ptaków. Wieczorem bale, komedje, flirty, zabawy nocne w parkach i zalanych czarodziejskiem światłem ogrodach... Lecz mimo to wszystko mnie smutno jakoś, smutno, strasznie smutno. Nie mogę przywyknąć do tego nierozsądnego zbytku i bezustannych przyjemności i stanowią one dla mnie rażący kontrast z otaczającą nas nędzą. Pomimo ciągłej wesołości i rozrywek, zdaje mi się wciąż, że ktoś płacze koło mnie... Wstyd mi przyjmować udział w tych zabawach, przez które cierpi lud...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kiedy przyjechałem do majątku i minąłem wspaniałe podwórza, portyki, kolumnady, marmurowe baseny, zauważyłem około głównego podjazdu monumentalnych schodów, ozdobionych posągami z czerwonego porfiru i malachitową balustradą, wielki czarny budynek z olbrzymiemi, drewnianemi kadziami. Odcinał się na tle tej pięknej fasady, jak odcina się rak na świeżej twarzy kobiecej. Zauważywszy moje zdumienie, książę rzekł do mnie:
— Zakład ten stanowi główną część moich dochodów... Wszystko zboże moje, wszystkie kartofle przerabiają się na spirytus. I wesoło dodał:
— Tak, pan dostał się do gniazda pijaków... Bywają dnie, że w majątkach moich nie można znaleźć ani jednego trzeźwego chłopa... Warto na to popatrzeć...
„A tymczasem książę ten uchodzi za wielkiego liberała... Bardzo dużo zrobił dla włościan... W sferach wyższych uważają go nawet za socjalistę. Cóż w takim wypadku przedstawiają pozostali?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
... Księżna Karagina — namiętna i zręczna kobieta, z pięknemi dzikiemi oczyma, żywi dziwną namiętność do zwierząt. Część czasu swego spędza w stajni, gdzie zachwyca się ogierami ze stadniny. Za nią zawsze idzie sześciu olbrzymich białych psów, silnych i złych, jak tygrysy... Dziś rano widziałem, jak schodziła z konia, po powrocie ze zwykłego spaceru. Zeskoczywszy na ziemię i szybkim ruchem ująwszy amazonkę, pocałowała ogiera w mordę. Że zaś od pocałunku tego na wargach jej pozostało trochę końskiej piany, połknęła ją z jakąś lubieżną chciwością, wydało mi się, że w jasnych jej oczach błysnęły dzikie pożądania.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wieczorem jadłem obiad w Kasynie, gdzie zaprosił mnię Karol Fistoul. Pośród gości znajdował się ruski aktor Sobelski. Rozumie się, samo przez się, żeśmy zaczęli rozmawiać o ojczyźnie jego. Będąc pod wrażeniem listu mojego przyjaciela Ulrycha Bariere, uważałem za obowiązek swój pochwalić się mojemi wiadomościami i opowiedziałem mnóstwo anegdotek. Pan Sobelski nic nie mówił, tylko od czasu do czasu kiwał potwierdzająco lub przecząco głową. Po obiedzie, przy którym wiele wypił, na skutek prośby Karola Fistoul opowiedział kilka bardzo ciekawych wypadków ze swoich wędrówek...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Opowiadania te wywarły na nas silne wrażenie i wieczór zakończył by się bardzo smutno, gdyby siedzącemu wraz z nami wujaszkowi Plauson, reżyserowi teatru, nie przyszło do głowy rozweselić nas staręmi piosenkami...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Octave Mirbeau i tłumacza: anonimowy.