Żabusia (dramat, 1903)/Akt II/Scena VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żabusia |
Podtytuł | sztuka w trzech aktach |
Część | Akt II, Scena VIII |
Pochodzenie | Teatr Gabryeli Zapolskiej |
Wydawca | Redakcya Przeglądu Tygodniowego |
Data wyd. | 1903 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały Akt II Cała sztuka |
Indeks stron |
Bartnicki. Wyobraź sobie Żabciu spóźniliśmy się, nie zastaliśmy rejenta.
Żabusia (tajemniczo). Ach! moi drodzy! co za szczęście, żeście powrócili.
Bartnicki. Dla czego?
Marya (patrząc na balkon). Ktoś jest na balkonie.
Żabusia. Tst... nie oglądajcie się! To cała historya! patrzcie jak się cała trzęsę... prawda? to ze strachu.
Bartnicki. Cóż to? złodziej? trzeba posłać po policyę!
Żabusia. Złodziej? to gorzej niż złodziej... Wyobraźcie sobie, że tego pana przez furtkę balkonową, wepchnęła na nasz balkon Maniewiczowa.
Bartnicki. Dlaczego?
Żabusia. Jakto dlaczego? to...
Bartnicki. A!...
Żabusia. Tak!
Bartnicki (dusząc się ze śmiechu). Jak Boga kocham!... a to biedny Maniewicz!
Żabusia. Teraz chodzi o to, żeby Maniewiczową z biedy wyciągnąć. Trzeba tego pana koniecznie ztąd wyprowadzić. Tymczasem zdaje mi się, że Maniewicz się czegoś domyśla i czatuje na jego wyjście, w której sąsiedniej bramie. Mój złoty, brylantowy, jedyny Raku... wyprowadź ty go z domu. Skoro z nim będziesz szedł, Maniewicz pomyśli, że to twój znajomy i nie będzie go napastował...
Marya (do brata). Spodziewam się, że do tego ręki nie przyłożysz...
Żabusia. Dlaczego?
Marya (gwałtownie). Bo żona oszukująca męża jest istotą godną pogardy i powinna zasłużoną ponieść karę...
Żabusia. Ja sama także potępiam tego rodzaju kobiety... Maniewiczowa jednak jest dla mnie bardzo uprzejmą, dobrą i nie mam prawa odmówić jej pomocy w tak ważnej chwili. Trzeba ratować kobietę.
Bartnicki (z nagłą determinacyą). Tak panie tego!... trzeba ratować kobietę!... (Idzie ku drzwiom balkonowym. Marya odwraca się plecami, tak że nie widzi w pierwszej chwili Juliana. Bartnicki, otwierając drzwi). Proszę pana!... (Julian wychodzi i staje na progu zmieszany i niezdecydowany. Bartnicki prezentując się). Jestem Bartnicki!... żona moja mi, panie tego, wszystko powiedziała... chodźmy... przeprowadzę pana...
Żabusia. Pan Maniewicz, który was podejrzewał stoi prawdopodobnie na dole i czeka na pańskie wyjście. Mój mąż jest tak dobry, że chce pana przeprowadzić... niby swojego znajomego... który był u nas z wizytą... rozumie pan?
Bartnicki. Zechciej mnie pan wziąć pod ramię i chodźmy, jak dwaj przyjaciele...
Julian. Doprawdy... nie wiem czy powinienem...
Marya. O!
Julian. To pani?...
Bartnicki. Znacie się?
Marya (z wysiłkiem). Nie... ja nie znam tego pana.
Bartnicki. Chodźmy! tylko z fantazyą, mój młody panie! Idziesz zemną... więc ja ręczę, że ci się nic złego nie stanie.