Łowy królewskie/Tom III/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Paul Féval
Tytuł Łowy królewskie
Wydawca Adolf Krethlow
Data wyd. 1851-1954
Druk Adolf Krethlow
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Bliziński,
Aleksander Chodecki
Tytuł orygin. Les Chevaliers du firmament
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.
Miss Arabella.

Polecenie mnicha było wykonanem akuratnie. Tejże saméj nocy, Sir Wrljam, sekretarz lorda Fenshave, dowiedział się o ślubie infanta. W piérwszéj chwili, Sir Wiliam lub Antoni Conti, ukrywający się pod tém imieniem; chciał obudzić lorda i donieść mu ważną nowinę; lecz potém namyśliwszy się, rzucił się na łóżko, wydoskonalając plan, ułożony w swéj głowie.
Conti nie uważał lorda za wielkiego dyplomatyka. Były faworyt, człowiek nieukształcony, lecz chytry, wyuczył się w szkole nędzy. Od czasu, jak go wypędzono, niedługo mieszkał na Terceirze, z kąd w krótce uciekł.
Fenshave był w jego oczach śmiesznym teatralnym oszustem, jakich wielu widział na teatrach francuzkich. Dla tego też wcale się nie zgadzał w zdaniu o talentach z lordem Buckingham, twierdząc, że dyplomata wszelkiemi środkami powinien się starać o zachowanie zewnętrznej postaci poczciwego człowieka.
Conti życzył sobie opuście Angielską służbę, ponieważ niezręczne oszustwa lorda Fenshave nie zgadzały się z jego zwyczajem używania metafizycznych oszukaństw. Zawsze z ochotą poświęcał swą miłość własną, dążąc jedynie do zbliżenia się z hrabią Castelmelhor. Do tego niedostawały mu tylko okoliczności; a właśnie potajemne zaślubiny infanta i zjawienie się Simona Vasconcellos u królowéj, nastręczały do tego stosowną okazyą.
Nazajutrz rano, Conti zamieniwszy angielskie suknie na portugalski kostium, udał się do pałacu hrabiego Castelmelhor.
Na nieszczęście, hrabia był w złym humorze, w skutku sceny z mnichem. Rozkazał nikogo nie puszczać do siebie, i Sinior Vintimil, po odebraniu pół tuzina odmownych odpowiedzi, z boleścią serca musiał powrócić do domu lorda Fenshave.
W przed pokoju spotkał przystojnego Padewskiego kawalera, którego udarowano wolnością natychmiast, jak tylko zamach przeciwko królowéj nie udał się, Ascanio nie myślał jednakże korzystać ze swojéj wolności: zatrzymywała go w domu lorda miłość, jaką pałał ku miss Arabelli.
Ascanio w przedpokoju czekał na Baltazara wielkiego i usłużonego Merkurego; lecz Baltazar nie powracał.
Roztargniony Conti przeszedł obok Ascania i zapomniał mu się ukłonić, Padewczyk nie mógł znieść tego ubliżenia zasadom grzeczności. Z fantazją włożył swój tok na lewe ucho i zaczął sztukać szpadą.
— Na Bachusa!... Oto niegrzeczny człowiek w najwyższém stopniu! — zawołał Ascanio. — Ach! wszak to Sinior Wiljam, Conti Vintimil! Moje uszanowanie, moje najniższe uszanowanie.
Conti obejrzał się z niespokojnością.
— Milcz! — szepnął Wiliam; — nie nazywaj mnie... jestem tylko Sir Wiliamem.
— Niech i tak będzie, Sir Wiliamie, — rzekł Ascanio podnosząc się i zniżając na palcach; — lecz upadły bohaterze, zmieniając nazwisko, powinieneś był zmienić i sposób obchodzenia się z ludźmi... Przynajmniéj tak mi się zdaje... a cóż ty nato?
Conti nie odpowiadał w jego głowie nowa myśl zabłysła.
— Tak się dzieje na świecie! — mówił daléj Ascanio; — Wasza Wielmożność upadłeś bardzo nizko!... A ja wyszedłem na człowieka. Nakoniec przekonano się o moich zdolnościach. Teraz moi przodkowie nie potrzebują się wstydzić za swego praprawnuka!...
— Ile mogę zapamiętać, — nagle przerwał mu Conti; — zawsze byłeś wielkim łotrem...
— Co? — zapytał Ascanio, zmarszczywszy brwi.
Conti powtórzył swa obelgę. Ascanio natychmiast dobył szpady, wyszedł do gardy, uderzył trzykroć noga, i odsalutował szpada, tak pięknie, że najlepszy fechmistrz pozazdrościł by mu jego zręczności.
— Prędzej! prędzej!... — zawołał Ascanio przenikliwym głosem; — raz, dwa.
Wyskoczył i wzniósł szpadę.
— Co znaczy ta komedja? — zapytał Conti.
— A! Pan myślisz że żartuję, ty godny pogardy synu handlarza bydła. Broń się, mówię ci, albo przysięgam na krew pradziada mego Tankreda del’Acquamonda, przebiję cię na wskróś.
Przy tych słowach Fanfaron z nadzwyczajną szybkością zaczął machać szpadą obok głowy Sir Wiliama.
Conti jak już wié czytelnik, pozyskał przywiązanie małoletniego Alfonsa, w skutek wielkiéj zręczności w ćwiczeniach gimnastycznych. Rozgniewany nakoniec uporem Padewczyka dobył szpady.
Ascanio wsunął swą z najzimniejszą krwią do pochwy.
— Dzisiejsze zajście nauczy pana, jak wypada sobie postępować z ludźmi mego stanu. Potrzebowałeś pan lekcyi, dałem ci ją... A teraz przepuść pan kapitana królewskich Fanfaronów.
Teraz Conti uważniej spojrzawszy na Padewczyka, spostrzegł, iż Ascanio w saméj rzeczy otrzymał stopień kapitana. To odkrycie wzbudziło w Contim życzenie, wejścia z Padewczykiem w bliższe stosunki.
— Sinior Ascanio, — rzekł Sir Wiliam; — racz mi przebaczyć. Nie spostrzegłem znaków cechujących twego nowego stanu... Ofiaruję ci zgodę.
I wyciągnął rękę do Padewczyka; lecz ten założył ręce w tył.
— Przyjmuję zgodę, — odpowiedział Ascanio z zuchwałością; — ponieważ moja wspaniałomyślna natura nie pozwala na przelewanie krwi... Lecz co się tycze, uściśnięcia ręki, to nie zapominajmy o przepaści jaka nas od siebie dzieli... Nazywaj mnie pan Sinior dell’Acquamonda, ja zaś będę cię nazywać, kochanym, lub przyjacielem, co dostatecznie wykaże, nasze różne stanowiska w towarzystwie... Do widzenia szanowny...
— Do widzenia, panie dell’Acquamonda!
Na progu Ascanio zatrzymał się i obdarzył Sir Wiljama protekcionalnym ukłonem.
— Czy masz pan wstęp do pałacu hrabiego Castelmelhora? — zapytał Conti.
— Naturalnie... rano i wieczór, mam do niego wstęp, jako dowódca rycerzy Firmamentu; a jako przyjaciel jego wielmożności mogę bydź u niego w każdéj chwili, we dnie i w nocy.
— Co za rzadki przywilej! No, sinior, jakkolwiek nizko upadłem, pozostało mi jednak w woreczku sto francuzkich luidorów... które należą do pana...
Ascanio natychmiast przybiegł do pana Conti.
— Czy dobrze? — zapytał Conti. — Oto wprowadzisz mnie pan do hrabiego.
— Mogę to zrobić, — wyszeptał Ascanio — Jestem gotów wyświadczać ci jaką łaskę, i...
— Już dosyć tego udawania! — groźnie przerwał Conti; — daję pieniądze, i nie pozwalam, żeby zemnie tak długo szydzono. Czy możesz mnie pan zaraz zaprowadzić?
W téj chwili drzwi gabinetu otworzyły się i łysa głowa lorda Fenshave wsunęła się do pokoju.
— Sir Wiliamie! — rzekł lord; — już od godziny czekam na ciebie.
I zamknął za sobą drzwi.
— A to okropność! — zawołał Conti z gniewem. Muszę odłożyć wizytę do wieczora... na godzinę szóstą...
— Nie można!... O szóstéj godzinie będę się ubierać na miłosną schadzkę.
— Więc o siódméj...
— Nie mogę!... o siódméj upojony miłością, będę u nóg mojéj ubustwianéj...
— Przeklęty łotr! — wyszeptał Conti; — więc o której godzinie?
— Tak... — rzekł Ascanio; — tak o godzinie ósméj... dobrze o ósméj, jeżeli mi nie przeszkodzą nieprzewidziane okoliczności; mogę... przynajmiéj, tak mi się zdaje...
Milord zadzwonił.
— Prędzéj! — zawołał Conti; — potrzebuję bydź pewnym.
— Dobrze, daję ci słowo.
— Gdzież się zobaczymy.
— Tutaj w ogrodzie.
— Któż panu otworzy furtkę.
— Jestto moja tajemnica, szanowny panie, — odpowiedział Ascanio uśmiechając się. — Na szatana... takie tajemnice nie zdradzają się!... Ha! ha! ha!
Milord z niecierpliwością zadzwonił. Szanowni przyjaciele rozstali się.
Za nim znowu się spotkają; musimy wypełnić swój obowiązek i przedstawić czytelnikowi miss Arabellę Fenshave, jedyny spadkobierczynię milorda. Tutaj przedstawia się nam stosowna okazya powiedziéć: Lepiéj późno, aniżeli nigdy, tembardziéj że rzecz idzie o przyjemny znajomość.
Miss Arabella Fenshave była typem Angielki, i również godna ciekawości, jak jéj szanowny ojciec. Była wysoka biała, cienka i wyprężona. W latach pierwszéj młodości, zapewne przedstawiała typ znośnéj miss; lecz teraz, według obliczeń najskrupulatniejszych znawców, liczy trzydziesty piątą wiosnę swego życia. W jéj twarzy uderzała nadzwyczajna wielkość wierzchniéj wargi: miss z dumy pokazywała szereg wielkich wierzchnich zębów, bardzo białych; małe dzieci bały się tych zębów.
Taka piękność jest rzadką w Anglii. Daję się spostrzegać jeszcze rzadziéj w innych krajach, wyjąwszy Afryki, gdzie wiele małp jest obdarzonych ty pięknością.
Oprócz téj charakterystycznéj i narodowéj cechy, mis Arabella była bardzo pięknie zbudowaną, jak mówię na prowincyi. Jéj oczy były ogromne, i brudnego, niebieskiego koloru, połysku szkła; nos prosty i cieniutki; jéj szyja długa, z wydatnemi muszkuły, wyłaziła z pomiędzy ramion zaledwie widzialnych. Jéj talia była cienka i w sam raz niezgrabna. Zresztą nic nie wiemy o jéj rączkach, i miara jéj nóg nas nie doszła.
Pod względem moralnym, miss Arabella była z tych mglistych i romantycznych dziewic, które bez polewania wyrastają na płodnym gruncie wesołéj Anglii. Nasza miss bezwątpienia, zajęłaby nie ostatnie miejsce pomiędzy niebieskiemi pończochami lub w żeńskim klubie pod prezesostwem miss Maryi Anny Walcker.
W siedmnastym wieku, kiedy emancypacya kobiét nie udawała się, angielskie miss, dążące za sławą, wiedziały czém się zajmować. Nie umiały władać piórem, a szpada zbyt ciężka dla rączki kobiecéj: ograniczały się więc na zwyczajnéj niewieściéj broni, lecz używały jéj dla dopięcia wysokich celów.
Miss Fenshave, przez ognistą miłość, jaką pałała ku ojczyźnie, chciała jéj przynieść przysługę jak Judyta; tylko nasza miss nie myślała o morderstwie, lecz o mężu.
Samolubna kobietka chciała przykuć do swego tryumfalnego wozu wszystkich Portugalczyków, i skutych oddać pod panowanie Anglii, wyjeżdżając z Londynu miss dała sobie słowo że razem z ojcem zawojuję całą Portugalję, cel godny pochwały, który jak późniéj zobaczemy, rzucił jéj do nóg kochanka ze szlachetnego rodu!
Tego dnia, za pośrednictwem Baltazara naznaczyła sam na sam, pięknemu kapitanowi królewskich fanfaronów. Zorza już ją: zastała przy toalecie, chociaż śliczna miss naznaczyła schadzkę na wieczór. Suberetka spotrzebowała wszystkie zasoby swéj umiejętności, ażeby jéj dodać piękności, musimy oddać jéj sprawiedliwość, ze swoją usilnością jako tako swój cel osiągnęła: o godzinie piątéj, można było wziąść miss, z niejakiéj odległości, za woskową figurę, dobrze ubraną; ażeby zupełnie mogła oczarować, naszéj miss brakowało tylko życia pięknych miss.
— No i jakżeż wyglądam zapytała Arabella Pacienzy swéj gardorobiany.
— Jesteś pani piękniejszą, aniżeli wypada bydź piękną kobiécie, — odpowiedziała purytanka z westchnieniem. — Ah! gdyby szanowny Jedediat Drac, mój mąż z ciała, i mój ojciec z ducha, wiedział że jego najukochańsza ulubiona tak jest zajętą ziemskiemi próżnościami!... Lecz biblia mówi „Zgrzeszyłeś, służ więc Filistynom; a długo będziesz niewolnikiem ich.
— Więc mówisz, że jestem bardzo piękna, — zawołała miss Fenshave, nie uważając, ale słowa zacytowane z biblii były brażającemi; — spodziéwam się że toż samo powie zuchwały i dumny żołnierz, który śmiał na mnie swój wzrok zwrócić, kocha mnie, jego oczy powiedziały mi to... Ah! jak jest piękny, jak potężny Castelmelhor!.. Lecz on jeszcze młody i bojaźliwy, zapwne lęka się odmownéj odpowiedzi... Chcę go ośmielić przez tego włoskiego żołnierza, który do mnie tak czuły list napisał...
— Próżność próżności i wszystko próżność! — rzekła Pacienza po cichu.
— Czyż możesz tak mówić? Czyż nie wiesz, jak szlachetne mną miota uczucie? Ach! gdyby mi się udało przemienić tego dumnego faworyta na swego i Anglii wassala!... O! Pacienzo! moje imię przeszło by do potomności!
— Ziemska sława jest przechodnią! — poważnie wyrzekła garderobiana — a testament mówi: „Nie licz na ziemskie mamony!“
Arabella z pogardę spojrzała na służącę i rozkazała sobie podać olbrzymi kawał beessleeku i butelkę piwa, dla wzmocnienia sił fizycznych. Zjadłszy taką porcyją, która by była dostateczną dla cztérech Francuzek, usiadła na sofie i pogrążyła się w uroczych marzeniach, czekając na naznaczone sam na sam.
Nakoniec wybiła dawno oczekiwana godzina. Wtedy to Arabella starała się zarumienić, przypomniawszy sobie, że bohaterki romansów zwykle się rumienią w podobnych okolicznościach; lecz pomimo zatrzymania oddechu, jéj gęsta krew nie chciała się rzucić do głowy.
Widząc to, Arabella wyrzekła się rumieńca i że drżeniem zeszła do ogrodu.
W ogrodzie nie było nikogo. Arabella z niecierpliwości zaczęła czynić spostrzeżenia nad księżycem, który zwolna płynął pomiędzy obłokami, jak srebrna łódź srebrną otoczona pianą. Arabella przedeklamowała diwie czy trzy ody do białéj królowéj nocy, któréj kolor twarzy tak jest podobny do cery angielskich piękności, i która zwykle służy za przedmiot angielskich elegij; lecz księżyc żartując sobie z pochlebstw których mu nie szczędzono, zaszedł za obłoki i je dyną córkę lorda Fanshaw pozostawił w ciemności.
Arabella była przymuszoną po omacku odbywać daléj nudną przechadzkę. Nocny wiater, lekko przewiewając, przynosił do niéj zapach róż i jaśminów. Zefir igrał z jéj lokami, przywabiany pięknym zapachem swéj mitologicznéj małżonki, róży; (miss Fanshaw nie szczędziła różanej essencyi); lecz nocny wiaterek był wilgotny, a zefir zimny. Arabella nie była zadowoloną z ich igraszek.
Miss przechadzała się obtulona w jedwabnych sukniach; pozwalała muskać chłodnemu wiaterkowi obnażone ramiona i rosiła maleńkie trzewiczki we wilgotnéj trawie. Tak przechadzała się z pół godziny.
Nakoniec, kiedy już zamierzała powrócić do domu, klucz z łoskotem obrócił się w zardzewiałym zamku furtki; furtka otworzyła się i silnie zatrzasła.
— Co za nieostrożność! — szepnęła Arabella.
W téj chwili dały się słyszéć kroki w głównéj allei. Człowiek cały pokryty złotem i axamitem, padł jak bomba u nóg miss Fanshaw.
— Kto jesteś? — zapytała miss cicho z westchnieniem.
Księżyc, który w téj chwili ukazał się z po za obłoków, przyjął na siebie obowiązek odpowiedzenia na to zapytanie, pokazując prześlicznego Padewskiego kawalera w całym blasku galowego kostjumu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Paul Féval i tłumacza: Aleksander Chodecki.