Zemsta za zemstę/Tom szósty/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom szósty
Część trzecia
Rozdział IV
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IV.

— Co ci to droga Renato? — zapytał Paweł narzeczonej. Czy cię ten list zajmuje?...
— Tak jest... — odpowiedziało dziewczę.
— Znałaś go już...
— Z pewnością, ale dziś dostrzegam dziwną rzecz, która mnie nie uderzyła za pierwszym razem, gdy ten list wpadł w moje ręce, do tego stopnia byłam zajęta...
— O czem mówisz?
— Ja znam to pismo.
— To być nie może. Musisz się mylić.
— Nie mylę się, jestem tego pewna... Ja mam w ręku list pisany tą samą ręką i który wczoraj jeszcze odczytywałam...
— Pokażesz mi go?
— I owszem...
Renata zbliżyła się do małej szkatułki, otworzyła ją i wydobyła z niej papier pomięty i podarty na składach.
— Oto jest — rzekła.
Paweł rzucił nań wzrokiem i uczynił gest zadziwienia.
— Masz słuszność... — rzekł potem: To ten sam charakter.
— Czytaj.
Student przeczytał głośno list pisany przez Leopolda w więzieniu i przytoczony na początku naszego opowiadania.
— Podpisano: Paweł Pelissier... — rzekł student skończywszy. Zkąd masz ten list szczególny?
Renata opowiedziała w krótkości ucieczkę więźnia z Troyes i instynktowny przestrach, jakim ją napawał ten więzień.
Paweł drżał słuchając.
— Ach! drogie dziecię — zawołał — byłaś bardzo nierozsądną!... Ten człowiek rzeczywiście był twoim nieprzyjacielem i tajemniczy instynkt, który cię ostrzegał, nie mylił się wcale... Założyłbym się o sto przeciw jednemu, że ten list ma podpis fałszywy, ale dowiem się łatwo w kancelaryi więzienia w Troyes o prawdziwem nazwisku zbiega...
Po chwili milczenia Paweł mówił dalej:
— Jakim sposobem pamiętniki pisane ręką hrabiego de Terrys, znajdowały się w posiadaniu zmarłego nędznika?... Jaki tajemny i nie wytłómaczony węzeł istniał pomiędzy tobą, hrabią i tymi bandytami, to postaramy się później wyjaśnić...
„Idę, kochana Renato — dodał student — ani słówka o tych papierach, z których może zabłyśnie światełko... Schowaj je z dwoma listami mniemanego Pawła Pelissier’a...
Córka Małgorzaty śpiesznie zamknęła w szufladzie komody rękopis i rękopis i papiery.
Na korytarzu dały się słyszeć kroki i głosy.
Paweł wyszedł z pokoju.
Znalazł się wobec komisarza policyi i dwóch agentów ubranych po cywilnemu.
Odźwierna im świeciła.
Wskazała na Pawła, mówiąc:
— To ten pan mnie zawiadomił...
Komisarz się ukłonił.
— Zatem poproszę pana — rzekł — abyś mi udzielił niektóre wyjaśnienia i udał się ze mną na miejsce wypadku...
Paweł przestąpił wraz z urzędnikiem próg mieszkania Jarrelonge’a.
Można było tylko skon sprawdzić.
Kto to te drzwi wysadził? — zapytał komisarz.
Ja, panie... — odpowiedział młodzieniec.
— W jakich okolicznościach?
Student opowiedział co zaszło.
— Winszuję panu zimnej krwi i stanowczości... rzekł do niego urzędnik, gdyby nie pan, dom obecnie stałby w płomieniach... Ten nieszczęśliwy pewnie się upił... wywrócił na siebie lampę i żywcem się spalił... Ach! ci pijacy! Spiszę protokół; będziesz pan łaskaw podyktować mi swoje imię i nazwisko.
Paweł się skłonił.
Komisarz policyi spisał według formy protokół, wspomniawszy w nim o odważnej roli jaką odegrał student, wydał potrzebne rozkazy co do uprzątnięcia trupa i odszedł.
Oboje młodzi zostali sami.
— Po tem co zaszło, bałabym się tutaj... — szepnęła córka Małgorzaty.
— A więc, moja najdroższa — odpowiedział Paweł — pojedziesz na ulicę Szkoły Medycznej i zajmiesz ten pokój w którym powróciłaś do życia i zdrowia... gdzieś się czuła szczęśliwą... Czy chcesz?
— Tak jest, chcę...
— Ja — dodał Paweł z uśmiechem — ja się umieszczę na sofie w pokoju Juliusza... Idźmy.
— Ale — zauważyła Renata — Zirza miała przyjść tutaj...
Student spojrzał na zegarek.
— Już minęła dziesiąta — odparł. Zirza zapomniawszy o schadzce, pewno poszła na ulicę Szkoły Medycznej...
— A może ją co zatrzymało u pani Laurier... rzekła Renata.
— Być może, w istocie; ale w takim razie dosyć będzie uprzedzić odźwierną, aby jej powiedziała, gdyby nadeszła, że ty na nią tam czekasz...
— Masz słuszność.
— Daj mi papiery.
Dziewczę mu je podało.
Poczem przygotowała sobie niektóre drobiazgi, które jej miały być potrzebne w jutrzejszej podróży i wyszła z Pawłem, który zamknął drzwi na dwa spusty.
Na dole wstąpiła do odźwiernej i zleciła jej, aby jeżeli przyjdzie Zirza, odesłała ją na ulicę Szkoły Medycznej.


∗             ∗

Wiemy, iż Leopold Lantier kazał się wysadzić na rogu ulicy Męczenników i ulicy Navarin.
Zapłacił dorożkarzowi, wziął na ramię walizę Jarrelonge’a i wrócił do swego mieszkania.
Pierwszem jego zajęcie, po zapaleniu świeci było rozbić zamek walizy, od którego nie miął klucza.
Dokonawszy tego, wyrzucił na podłogę wszystkie zawarte w niej przedmioty.
Jego zawód, gdy się przekonał o bezużyteczności swoich poszukiwań, łatwiej zrozumieć niż opisać.
W walizie nie było rękopisu skradzionego u pana de Terrys.
Na pomoc mu przyszła udana filozofia.
— Ba! — pomyślał — z tem wszystkiem co mnie to obchodzi? Jarrelonge już teraz nie żyje i nic nie powie... Przewidując bez wątpienia, że się kiedyś możemy spotkać, musiał schować Pamiętniki hrabiego w jakiej trudnej do odnalezienia skrytce... Niech sobie w niej zostaną i nie myślmy już o tém... Teraz trzeba się zająć jutrzejszymi podróżnymi....
„Papiery posiądę w Nogent-sur-Seine i byłoby nieroztropnością wracać dziś w nocy na ulicę Beautreillis, na której nafta musiała sprawie nie małe zamięszanie.
„Ale znalazłszy się w Nogent-sur-Seine, może być trudnem, a nawet niemożebnem będzie, pod karą zupełnego niepowodzenia, działać samemu. Trzeba mi zatem jeszcze współpracownika...
„A gdzie go znaleźć?
„Paskal nie musiał się ruszać z Troyes... Jego obecność, dostatecznie sprawdzona, wytwarza niezaprzeczone alibi, które nam może będzie potrzebnem...
„Ale gdzie znaleźć koniecznie potrzebnego wspólnika?
„Leopold przez chwilę rozmyślał.
„Nagle usta jego rozjaśnił uśmiech.
„Tak, tak będzie dobrze... — szepnął. — Mam co mi potrzeba... chłopak co nie należy do cechu... co mnie nie zna... zapłacę mu bo potrzebuje pieniędzy i koniec... Zresztą, w potrzebie wiem jak się pozbyć natręta.
Po tym krótkim monologu, zbiegły więzień, nie przebierając się, wyszedł.
Punkt o godzinie dziewiątej, przyszedł na ulicę Saint-Mandé i wchodził do restauracji Baudu.
Robotnicy ukończyli posiłek i sala wyglądała jak pustynia.
Stefcia i Wirginia porządkowały błyszczące naczynia kuchenne.
Ojciec Baudu zapóźnił się w Bercy, dłużej niż była potrzeba, co wprawiało gospodynię w strasznie zły humor.
W chwili gdy Leopold wchodził, poczciwa kobieta siedziała w kąciku za kontuarem, obok Ryszarda Beralle całkiem pijanego, kiwającego głową i przewracającego ogłupiałym wzrokiem...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.