Przejdź do zawartości

Zemsta za zemstę/Tom szósty/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom szósty
Część trzecia
Rozdział II
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

II.

Nagle się zerwał, jakby popchnięty sprężyną i rzucił się na Leopolda.
Chciał wołać o pomoc; głos zamarł mu w gardle, lecz rękami schwycił swego byłego wspólnika za ubranie i silnie się go uczepił.
Zbieg z Troyes po straszliwej walce zdołał się wyrwać i gwałtownie odepchnął Jarrelonge’a.
Ten ostatni padł na mały stolik, który pociągnął za sobą w swoim upadku.
Lampa napełniona naftą lubiła się na podłodze, okrywając palącym się płynem ubranie umierającego.
— No! — pomyślał Leopold chwytając walizę. — Rękopis musi się w środku znajdować.
Dwoma susami dopadł drzwi które zamknął za sobą.
Jak uragan zbiegł po schodach i ujrzawszy się na chodniku ulicy Beautreillis, szybko pobiegł na ulicę Świętego Antoniego.
Na placu Bastylii wziął powóz i kazał stangretowi jechać na róg ulicy Męczenników i ulicy Navarin.
Koń puścił się tęgim truchtem.


∗             ∗

Rozstaliśmy się z Pawłem i Renatą w chwili, gdy wychodząc z kancelaryi pana Emila Auguy, wsiadali do dorożki, celem udania się do sklepu pani Laurier.
Renata, jak czytelnikom wiadomo z rozmowy Zirzy z Leopoldem w domku w Port-Creteil, uwiadomiła swoją przyjaciółkę o tém co zaszło u notaryusza, i powiedziała jej, że nazajutrz pojedzie do Nogent-sur-Seine.
Pani Laurier, szczęśliwa spodziewanem szczęściem dziewczęcia, zatrzymała ją, a także i Pawła, na obiad.
Natychmiast po obiedzie, jasnowłosa Zirza pojechała do Port-Creteil, a co ją tam spotkało, już nam wiadomo.
Paweł i Renata udali się na ulicę Szkoły Medycznej, chcąc się dowiedzieć, czy nie było czego od Juliusza Verdier.
Student wszedł do odźwiernej, która zajętą była pracą wraz z córką, dziewczynką mającą około lat czternastu.
— Czy nie ma telegramu? — zapytał.
— Pod adresem pani Izabelli?
— Tak jest.
— Jest, panie Lantier i zaraz go panu oddam, jak to zostało ułożone z panią...
Paweł rozerwał niebieską kopertę i natychmiast przekonał się o jej treści.
— I cóż? — rzekła Renata.
— Matka naszego przyjaciela — ma się trochę le piej, ale on jeszcze musi pozostać w Poitiers...
Młodzi ludzie mieli odejść...
Córka odźwiernej zatrzymała ich.
— Ale, panie Pawle — rzekła — i dla pana coś jest.
— Dla mnie? — powtórzył student.
— A! prawda... — zawołała odźwierna — mała ma lepszą pamięć odemnie, bo ja byłabym zapomniałam... To jakiś papier ze stemplem, który woźny sądowy przyniósł przed chwilą...
— Papier ze stemplem z sądu?...
— Tak jest, panie Pawle... Włożyłam go w pańską przegródkę...
Paweł wziął papier zadrukowany, zawierający kilka wierszy wpisanych, i złożony we czworo.
Renata drżała nie wiedząc dla czego.
— Co to być może?... — zapytywał student sam siebie.
Wyszedł z izdebki, rozłożył papier i rzucił ran wzrokiem.
— Czy zła nowina? — szepnęła córka Małgorzaty widząc, że twarz narzeczonego się zachmurza.
— Tak jest, droga Renato, zła nowina — odpowiedział Paweł — nie dla tego aby mi ten papier zwiastował nieszczęście, ale zmusza mnie do opóźnienia twojej podróży do Nogent-sur-Seine.
— Do opóźnienia mojej podróży!
— Tak jest, niestety...
— Cóż to za papier i co się w nim zawiera?
— Jest to wewanie na świata, pochodzące od sędziego śledczego, który mnie wzywa do stawienia się w jego kancelaryi, o pierwszej w południe.
— Wzywają cię do sędziego śledczego! — zawołała Renata z przestrachem. Czyżby to było w interesie antwerpskim?...
— Nie... i zdaje mi się że wiem, Czego ten sędzia chce odemnie... Nie dawno mój ojciec był wzywany do sądu... Jestem pewny, że to idzie o pannę Honorynę de Terrys.
— Biedna dziewczyna! — szepnęła Renata — nie mogę przypuścić. aby ona była winna zbrodni o którą ją oskarżają.
Paweł mówił dalej:
— Niepodobieństwem jest uchybić wezwaniu, nie licząc, że sędzia zmusiłby mnie środkami przymusowemi do posłuszeństwa; obowiązkiem moim jest starać się objaśnić sprawiedliwość co do śmierci hrabiego... Ja najmocniej jestem przekonany, również jak ty, że ona jest niewinna... Ach! gdyby moje świadectwo mogło być dostatecznem do jej uniewinnienia, natychmiast zostałaby wolną...
Pojmuję to, że świadectwo twoje jest niezbędném odpowiedziało dziewczę. — Pozostając w Paryżu spełnisz swój obowiązek, ale to nie przeszkodzi mi pojechać do Nogent-sur-Seine.
— Saméj, droga Renato!
— Czemużby nie?
— To być nie może.
— Jednakże pojadę... Stanowczo się zdecydowałam...
— Gorąco pragnąłbym cię nie opuszczać... czyż mi jednego dnia nie darujesz?
— Nie wymagaj tego odemnie, mój przyjacielu... Pilno mi dowiedzieć się o tajemnicy mojego życia... Niepewność mnie męczy... oczekiwanie boli..... Powinnam chcę jechać.
— Czyżeś zapomniała, iż jesteś otoczona nieprzyjaciółmi?... Czyś zapomniała, że nawet notaryusz radził mi dobrze czuwać nad tobą?...
— Obawy notaryusza są przesadzone... Moi nieprzyjaciele utracili wszelką potęgę, gdyż posiadam papiery.
— Więc puszczę cię, Renato, ale nie samą... Gdyby Juliusz był w Paryżu, byłbym go prosił aby ci towarzyszył... W braku jego pomocy, będziemy mieli inną.
— Komuż więc mnie poruczysz?
— Dowiesz się... Pójdź...
Córka Małgorzaty wsparła się na ramieniu Pawła. Oboje doszli do najbliższej stacyi, wzięli dorożkę i kazali stangretowi jechać do restauracyi przy ulicy Saint-Mandé.
Matka Baudu była sama ze swemi córkami, zajmując się przygotowaniami do wieczerzy.
— Co nam sprowadza przyjemność widzenia państwa? — zapytała matrona.
— Potrzebuję pomówić z przyszłym zięciem pani — odpowiedział Paweł.
— Nic łatwiejszego. Stefcia go zawiadomi, że się pan chce z nim widzieć.
— I to natychmiast!... zawołało dziewczę biegnąc ku drzwiom z szybkością sarny.
W pięć minut wróciła w towarzystwie Wiktora Bèralle.
Student i Renata uścisnęli podmajstrzego za ręce, poczem wszyscy troje usiedli nieco na boku.
— Więc, panie Pawle; masz mi pan coś powiedzieć? zaczął Wiktor.
— Tak jest, mój przyjacielu.
— Byłżebym tak szczęśliwym, że pan byś mnie.
— W istocie, potrzebuję cię. Chcę cię prosić o dowód poświęcenia.
— Jestem panu oddany duszą i ciałem, wiesz dobrze o tem.
— Zapewne, że wiem o tém i dla tego też udaję się do ciebie z całkowitą ufnością...
— Mów pan prędko... O co idzie?
— Nim ci powiem, muszę cię obznajmić z wielu rzeczami o których nie wiesz...
— Słucham...
— Wiedz przedewszystkiem o tem, że Opatrzność oddała w ręce twego brata Ryszarda woreczek pani Urszuli...
Usłyszawszy imię Ryszarda, podmajstrzy zmarszczył brwi.
Paweł mówił dalej:
— W tajemnej skrytce tego woreczka znajdowały się papiery o których ci wiadomo i których szukałem prawie bez nadziei znalezienia...
— Czy to być może?
— Na szczęście, tak...
I student opowiedział, jakim sposobem w Antwerpii zamach skierowany ku jego osobie, pozwolił mu odkryć tajemną skrytkę i list adresowany do notaryusza paryzkiego.
Opowiedziawszy wizytę u pana Auguy, dodał:
— Renata musi wyjechać do Nogent-sur-Seine i nie chce ani na jeden dzień odłożyć swojej podróży, chociaż ja w żaden sposób Jutro nie mogę jej towarzyszyć. Nie mam odwagi ganić jej niecierpliwości, ho tu idzie niewątpliwie o odkrycie jej matki...
— Rozumiem,.. — odpowiedział Wiktor... — Pan — chcesz, abym ja pana jutro zastąpił przy pannie Renacie...
— Tak... abyś czuwał nad nią i chronił ją przed nieznanymi nieprzyjaciółmi, którzy może jeszcze na nią napadną.
Czoło Wiktora się zmarszczyło.
— Zachodzi ważna przeszkoda... — szepnął.
— Jaka?
— Pan wiesz, że ojca pańskiego, pana Paskala, nie ma w Paryżu...
— Nie wiedziałem o tem...
— Jego podróż ma potrwać aż do połowy przyszłego tygodnia, jak mówił, a mnie poruczył nadzór nad warsztatami.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.