Przejdź do zawartości

Zemsta za zemstę/Tom piąty/XXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom piąty
Część trzecia
Rozdział XXVIII
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXVIII.

Notaryusz przez sekundę milczał, chcąc dać dziewczęciu czas do uspokojenia widocznego wzruszenia, poczem rzekł:
— Mój starszy dependent uprzedził, że pani masz mi doręczyć do rąk własnych jakiś list ważny.
Renata uczyniła głową znak potwierdzający, gdyż gwałtowność wzruszenia nie mogła jej pozwolić wyrzec ani słowa.
Paweł odpowiedział za nią.
— Tak jest, panie notaryuszu; ale przedtem pozwól mi pan okazać sobie inny list, co do którego nie odmówisz pan niejakich wyjaśnień...
To mówiąc, student wydostał z kieszeni portfel i zawierający dwa znane nam pisma.
Wziął jedno z nich.
Był to list, który Jarrelonge, przemieniony na tę chwilą w służącego z możnego domu, zawiózł pani Urszuli do Maison-Rouge, do „Hotelu Kolejowego“.
— Patrz pan... — mówił, dalej Paweł podając otwarty list notaryuszowi.
Ten ostatni rzucił nań okiem, zbladł bardzo, a twarz jego przybrała wyraz zadziwienia i przestrachu.
— Co to ma znaczyć?... — zawołał przeczytawszy aż do końca.
— Właśnie, ja pana o to pytam... — odparł Paweł. — To pan mnie musisz objaśnić, gdyż jak się zdaje, ten list pochodzi od pana...
— On jest sfałszowany, mój panie! — odparł gwałtownie urzędnik. — Ja nigdy nie pisałem tego co tu czytam! Nigdym nie podpisywał tego pisma dla mnie niezrozumiałego... Prawda, że na papierze tym jest nagłówek mojej kancelaryi... Naśladowano mój charakter pisma, sfałszowano podpis... — zręczność fałszerza była wielka i wszyscy mogli być oszukani, nawet moi zwykli korespondenci, ale ja nie pojmuję celu tego fałszerstwa...
— Z góry byłem pewny tego, co mi pan powiadasz... — od parł Paweł — i wytłómaczę panu to, co ci się wydaje niejasnem... Fałszerstwo to miało na celu przygotowanie zbrodni.
— Zbrodni!... — powtórzył notaryusz przerażony.
— Tak panie, i nieszczęściem zbrodnia ta została spełniona!... Pozwól mi pan zadać sobie pytanie...
— I owszem.
— Czy pan znałeś tę panią Urszulę, której adres znajduje się na tej kopercie?...
Pan Auguy spojrzał mówiącemu prosto w oczy, jak gdyby chcąc czytać w głębi jego myśli.
— Twarz studenta wyrażała otwartość.
Po upływie sekundy notaryusz odpowiedział:
— Tak panie... znałem ją.
— A ten pan Robert Vallerand, o którym w liście mowa, czy go pan także znałeś?
— Znałem go, ale teraz ja zadam pytanie... Jakim sposobem ten fałszywy list dostał się w pańskie ręce?
— Muszę to panu opowiedzieć obszernie, gdyż należy się panu odemnie wyjaśnienie.
— Słucham pana... — rzekł pan Auguy.
Student opowiedział notarynszowi wszystko co wiedział o życiu Renaty; o śmierci jej opiekuna; o jej opuszczeniu pensyonatu na żądanie pani Urszuli; o przypadku w Maison-Rouge; o ucieczce dziewczęcia zwabionego w sidła listem podpisanym; prz^jadet twojej mtki; o zamachu którego się stała ofiarą; o prawdopodobnej śmierci pani Urszuli i nareszcie o ostatnim wypadku w Antwerpii, gdzie on, Paweł, z narażeniem swego życia odzyskał obadwa listy.
Pan Auguy przerażony słuchał przejść tego strasznego dramatu, znanego już naszym czytelnikom.
Słuchając go, przypominał sobie o tajemniczem postępowaniu Roberta i mówił sam sobie, że się powinien mieć na baczności aż do chwili, w której się dowie treści listu, który mu miano. doręczyć.
Zresztą, przyznawał bardzo chętnie, że dla dwojga młodych czuł wielkie zajęcie.
— Pozostaje mi, mój panie — rzekł — powinszować poświęcenia, jakiego dałeś niezaprzeczone dowody pannie Renacie, która zapewne o tem niezapomni. Nieszczęściem to pewna, że straszliwa zbrodnia została spełniona i jeżeli pan uznasz za odpowiednie, ja pierwszy pośpieszę z pomocą w odszukaniu zbrodniarzy, którzy skorzystali z mego nazwiska, dla doprowadzenia do skutku swoich niecnych zamiarów!...
— Jeżelim się dotychczas nie udał do sądu — zauważył Paweł — to pan musisz zrozumieć tęgo przyczynę. Panna Renata nie zna swojej rodziny... Zaniesiona przez nas skarga, możeby poruszyła nienawiść, albo pomnożyła w około niej niebezpieczeństwa.
— Potwierdzam twoją roztropność — odparł notaryusz — ale jest czas na wszystko. Nędznicy tacy nie powinni się cieszyć bezkarnością!...
— Jakże ich doścignąć?...
— Czyś pan nie odkrył żadnego śladu?
— Żadnego...
— Czy pani nie wie o jakich swoich nieprzyjaciołach?
— Zkądżebym ich miała mieć, proszę pana?... Nie zrobiłam nikomu nic złego... — wyszeptała córka Małgorzaty.
— Czy pani się nie domyślasz jaki powód może kierować twojemi prześladowcami?
— Nie pani, ale ten powód może pan odkryjesz w liście powierzonym pani Urszuli, który miałem panu doręczyć...
— W istocie; to być może.
— Oto jest ten list... — rzekł Paweł.
I podał go notarynszowi, który natychmiast skierował wzrok na adres.
— To jest charakter Roberta, poznaję go... — pomyślał. — Pani Bertin miała słuszność. To dzięcię musi być córką jej i mego starego przyjaciela... Czy ten list upoważnia mnie do wyrzeczenia do panny Renaty: Wiem gdzie jest twoja matka... Zobaczmy...
Pan Auguy rozerwał kopertę, rozwinął arkusz papieru w nim zawarty i przeczytał.
Renata i Paweł oboje wlepili w niego oczy, usiłując odgadnąć wrażenie przez list wywarte.
List zawierał co następuje:
„Kochany notaryuszu i przyjaciela mój!
„Tak jakeśmy się umówili za ostatniém widzeniem, proszę o doręczenie osobie, której ten list powierzam, zapieczętowanej koperty złożonej w twoje ręce i zaadresowanej do twego kolegi Audouarda, notaryusza w Nogent-sur-Seine.
„Nieodpowiadaj na żadne pytania, jakieby ci mogły być zadane.
„Dopiero w Nogent-sur-Seine zostaną złożono potrzebne objaśnienia osobie, która jest w tém zainteresowaną.
„Do widzenia, mój przyjacielu, w świecie nieznanym, gdyż mi nie wiele pozostaje czasu do życia, nie powrócę do Paryża i zapewne już cię nie ujrzę na tym świecie.

„Szczerze życzliwy.
„Robert Vallerand.“

Po twarzy notaryusza łza się stoczyła.
Renata tę łzę dojrzała.
— Panie — zawołała składając ręce — pan plączesz!... Więc ten co pisał ten list był twoim przyjacielem?... Czy on wspomina o mnie? Czy to był mój opiekun, czy ojciec?...
Słysząc słowa wyrzeczone przez dziewczę, pan Auguy odzyskał zupełnie zimną krew.
Zalecenie Roberta Valleranda leżało tu przed jego oczyma.
„Nieodpowiadaj na żadne pytania, jakieby ci mogły być zadane.“
Powinien był uszanować ostatnią wolę zmarłego
— Pan milczysz?... — wyjąkała Renata, zaniepokojona jego milczeniem.
— Muszę milczeć, moje dziecię... — odparł notaryusz. — Autor tego listu, w istocie był moim przyjacielem... Wspomnienie przy wiązania przez śmierć zerwanego łzy mi wy cisnęło...
— Więc panu zabroniono objaśnić mnie, co ten list zawiera?
— Polecono wręczyć ci zapieczętowaną kopertę której jestem depozytaryuszem...
— I to wszystko?
— Tak, pani, wszystko.
— Nie ma mowy o mojém urodzeniu?
— Nie, pani, mogę zaręczyć...
— O Boże!... mój Boże!...
— List ten milczy o przedmiotach, które cię tak mocno obchodzą, lecz radziłbym powstrzymać się z rozpaczą.
— Powstrzymuję się, panie... powstrzymuję... — szepnęło dziewczę głosem przerywanym przez łkanie.
Pan Auguy mówił dalej:
— Poręczę pani depozyt o który idzie.
Renata skłoniła głową.
Notaryusz wstał z fotelu, otworzył skrzynię okutą stojącą w rogu, pokoju i wyjął z niej małą paczkę, której się, jak wiemy, przyglądał z taką uwagą w dniu odwiedzin Małgorzaty Bertin.
Zamknął skrzynię i powrócił na swoje miejsce.
Paweł i Renata podnieśli się i stali niemi, niespokojni, drżący.
— Pani, — rzekł pan Auguy z pewną uroczystością — oto jest przedmiot poruczony mojej pieczy... Posłuszny rozkazom zmarłego składam go w twoje ręce.
Córka Małgorzaty drżała na całem ciele, patrząc na małą paczkę, zapieczętowaną pięcioma dużemi, czerwonemi pieczęciami.
— Weź pani... — mówił dalej notaryusz — to do ciebie należy.
— Co się zawiera w tej zapieczętowanej kopercie, proszę pana?... — Pewno papiery?
— Nie wiem...
Renata wzięła paczkę podawaną jej przez pana Auguy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.