Zamaskowana miłość czyli Nieostrożność i Szczęście/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Zamaskowana miłość czyli Nieostrożność i Szczęście
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1911
Druk E. Nicz i S-ka.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Amour masqué imprudence et bonheur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.

Leon, niespokojny odkąd zaczął się listopad, powracał pewnego rana z ćwiczeń, smutny i zamyślony. Miał już wejść do domu, gdy usłyszawszy tentent konia, odwraca głowę — poznaje murzyna — i wydaje okrzyk zdumienia i radości. Murzyn dojeżdża do niego i nie zsiadając z konia, woła:
— Mam rozkaz oddać to panu...
Podaje mu opieczętowane pudełeczko, daje ostrogę koniowi i odjeżdża galopem. Leon zaskoczony znienacka, patrzył za nim i dopiero spojrzawszy na pudełeczko, upewnił się, że to zjawisko nie było złudzeniem lecz rzeczywistością.
Otwiera z pośpiechem pudełeczko; znajduje w niem połowę pierścionka, kształtu ślubnej obrączki, z wyrytym napisem „22 listopada 18...“ W pierścionku widzi wprawiony bardzo piękny szmaragd...
— Dziewczynka! — zawołał Leon... Moje dziecko. I ani listu — ani jednego słowa! Ona wciąż naigrawa się ze mnie... Wszystko skończone! Może już nigdy nie dowiem się nic o niej... Ale kto ona jest — ta niepojęta istota, która rozporządza tak moim losem, krępuje całą moją przyszłość? Ona — ciągle niewidzialna — śledzi mnie wszędzie, znajduje w głębokiej prowincji i według kaprysu, odszukuje mnie i porzuca! Nieszczęsny ten bal! Złowrogie spotkanie!
Wzburzony jego umysł roztrząsał na wszelkie sposoby tę zagadkę lecz nie mógł znaleźć uspakajającego wyjaśnienia...
Cały długi rok upłynął Leonowi w ten sposób. Z nadchodzącą wiosną, zaczęły się rozchodzić pogłoski o wojnie; mówiono o wyprawie do Hiszpanii, a wojsko marząc o sławie i awansach, radowało się, że nadszedł koniec spokojnego życia w prowincjonalnym garnizonie.
Leon szczególnie, dręczony wspomnieniami i przymusową bezczynnością, które je podsycała, oczekiwał niecierpliwie hasła wymarszu. Ale jakże się zadziwił, otrzymawszy depeszę z ministerjum wojny mianującą go adjutantem jenerała X... i rozkaz natychmiastowego wyjazdu do Paryża, do tegoż jenerała.
Leon, który go nie znał i nie miał żadnej protekcji, nie mógł pojąć czemu zawdzięcza tę nominację; ale przecież od niejakiego czasu spotykały go ciągle nadzwyczajne zdarzenia. To ostatnie, przejęło go radością, natchnęło nadzieją. Może być, że jego nieznajoma miała w tem jaki udział? W takim razie byłaby to droga do odkrycia jej nazwiska, i miejsca jej pobytu. Wreszcie — powracał do Paryża, a choć miał tam bawić krótko, może jaki szczęśliwy traf, dopomoże mu w jego poszukiwaniach?
I tak przybył Leon do stolicy, przyjęty uprzejmie przez jenerała, który umieścił go w swoim pałacu i zaprosił do stołu.
Skutkiem różnorodnych zajęć nie mógł zaraz po przyjeździe zająć się poszukiwaniami, o których bezskuteczności przekonał się już dawniej, lecz później, traktowany przyjaźnie przez swego dowódcę, którego stał się ulubieńcem, ośmielił się zapytać, komu zawdzięcza swoje zaszczytne stanowisko? Jenerał odpowiedział, że do mianowania Leona adjutantem skłoniło go polecenie pana de B... z ministerjum wojny i zasługi Leona, położone w czasie poprzednich wojen.
— Myślę — dodał jenerał — że wypadałoby ci wybrać się do pana de B... z podziękowaniem. Mam zamiar być u niego w tych dniach, wieczorem, więc, jeżeli sobie życzysz, mogę cię tam wprowadzić...
Leon, lubo zawiedziony w nadziejach, przyjął z wdzięcznością propozycję i w kilka dni potem, jenerał zawiózł go do pana de B.
W salonie zebrało się sporo gości, a pani de B... zebrawszy kilka partji do karcianych stolików, powróciła na swoje miejsce przy kominku, do kółka kilku pań i panów rozmawiających wesoło, kiedy jej przedstawiono Leona. Ale napróżno próbował on otrzymać objaśnienia, których tak pragnął; po kilku uprzejmych słowach, pani de B... wmieszała się do ogólnej rozmowy, zwracając się do jednego z panów z prośbą, by dokończył opowiadania, które był przerwał, a Leon, zawiedziony w oczekiwaniu, zaczął wraz z resztą towarzystwa, słuchać opowiadania.
Opowiadano sobie różne zdarzenia ucieszne lub osobliwe, kiedy pani de B... która chciała dać każdemu z gości sposobność do błyśnięcia kolejno dowcipem i wymową, zwróciła się do Leona i zapytała z uśmiechem, czy podczas odbytych kampanii i wśród zdrożności wojskowego życia, nie miał jakich przygód godnych opowiedzenia? Leon, mając ciągle w pamięci smutną swoją przygodę, opowiedział ją, składając na karb jednego z kolegów w pułku, a opowiedział zajmująco, gdyż był mocno przejęty treścią.
Gdy skończył, zaczęły się żywe rozprawy, nad tą dziwaczną zachcianką niezależności... Panie sądziły surowo nieusprawiedliwioną lekkomyślność, która popchnęła kobietę, do tak niebacznego narażenia swojej sławy i potępiały ją za to, że poświęciła obowiązek dla niewłaściwego umiłowania wolności. Panowie zaś utrzymywali, że jej postępek jest dowodem charakteru i bujnej wyobraźni; że wykonała swój plan równie zręcznie jak odważnie, i że musi to być kobieta czarująca. Wszyscy przyznawali, że chcieliby być na miejscu tego oficera, ale wszyscy zapewniali, że nie daliby się tak wyprowadzić w pole — że żadne przysięgi nie powstrzymałyby ich od wyszukania i ujęcia pięknego zbiega.
— Coprawda — wyrzekła oschle niemłoda jakaś pani — niepotrzebne były te ceremonje z osobą, która sama tak mało się szanuje...
— Przyznaję, że trudno ją usprawiedliwić — odezwała się młoda i bardzo ładna osoba, siedząca w rogu kominka. Ale można to jedno przypuszczać, że potężne a tajemne powody, musiały w niej zrodzić tak głęboki wstręt do powtórnego związku; pragnienie macierzyństwa dokonało reszty, a któraż z nas, pieszcząc swe dziecię, uśmiechające się do matki, nie znalazłaby dla błędu tej kobiety, jakiegoś usprawiedliwienia?
— Ale to przynajmniej przyzna pani, że dopuściła się ona okrutnego żartu, względem tego biednego oficera?
— A cóż tak złego mu uczyniła? — spytała lekceważąco zagadnięta.
— Co złego? — wybuchnął Leon. Więc to nic nie znaczy, że tego człowieka ściga bez przerwy wspomnienie czarującej kobiety, której wdzięk i rozum wznieciły w jego sercu gorącą miłość — której posiadanie stało się dlań rozkoszą, gdy ona tymczasem unika jego widoku, ucieka przed jego uczuciem? Że rozpaliła jego uczucia poto jedynie, by go rzucić na pastwę żalu, a utrzymuje z nim stosunki tylko dla rozżarzenia jego miłości, którą lekceważy? On uważa się za jej małżonka — jest ojcem jej dziecka, a nigdy może nie ujrzy tych istot, będących przedmiotem tak naturalnego uczucia. Nie wie gdzie one są, a sam jest pod niewidzialnym nadzorem; śledzą go, znajdują, rozporządzają się jego osobą; narzucają mu obowiązki, temu najnieszczęśliwszemu z nieszczęśliwych, który wie, że nie otrzyma w nagrodę szczęścia rodzinnego, jakie dla wszystkich jest dostępne — dla wszystkich, z wyjątkiem jego jednego tylko...
— Przyznaj pan jednak, że jest w tem trochę przesady; bo i dlaczego nie miałby się ożenić?
— Ach! czyż to możliwe dla niego, pani? Przypuściwszy nawet, że czas zatrze w jego pamięci wspomnienie tego szczęścia, jestże on wolny? Dopóki ta, którą kocha, pozostanie wolną, czy może on sam pozbawić się swobody? A gdyby znikła jej dziwaczna odraza do naturalnych związków, gdyby mógł kiedyś otrzymać rękę tej, której tak gorąco pragnie, czy mógłby się pocieszyć potem, że sam swoją wolność skrępował?
— W uczuciach, jakie mu pan przypisuje, jest dużo delikatności — odrzekła ta sama osoba, która poprzednio mówiła, zwracając na Leona spojrzenie pełne słodyczy i zajęcia.
Leon wzruszony jej słowy, mówił z jeszcze większym zapałem:
— A ten pierścionek podzielony między niego a dziecię, nie jestże węzłem, łączącym na zawsze ich oboje? Gdziekolwiek on będzie, może się zdarzyć, że dziecię odwoła się do jego uczuć, do jego opieki ojcowskiej... On jest w mocy dziecka, lecz tego dziecka nie posiada! A co najstraszniejsze w tem wyjątkowem położeniu, to, że poznać może swe dziecię tylko wtedy, jeżeli na zawsze postrada jego matkę. Pierwsze zjawienie się tej ukochanej istoty, będzie dla niego znakiem, że tamta druga, droższa mu jeszcze — nie żyje; i szczęście ojcostwa musi on okupić utratą tak gorąco kochanej kobiety!
Głos Leona zadrżał, gdy wymieniał ostatnie słowa, i łza zabłysła w jego oku.
— Na honor! Mój kochany Leonie — wyrzekł uśmiechając się jenerał — tak dramatycznie odmalowałeś położenie tego młodzieńca, że możnaby posądzać, iż brałeś wzór z natury...
Pani de B... widząc zakłopotanie i wzruszenie Leona, zmieniła przedmiot rozmowy. Leon stał ciągle na tem samem miejscu, obok pięknej pani, która przedtem zwracała się do niego.
Po chwili namysłu, wyrzekła ona z wielką słodyczą:
— Zająłeś nas pan bardzo losem swego przyjaciela. Trudno odmalować wymowniej jego uczucia...
— A ten opis jest zupełnie wierny, pani! Ale rozpoczynająca się wojna, przyniesie może ulgę w smutku tego nieszczęśliwego; da mu nadzieję chlubnego końca, gdy w życiu nie może już spodziewać się szczęścia...
— Co pan mówi?! — zawołała żywo piękna pani. Jeżeli pan ma jakikolwiek wpływ na niego, trzeba go odwieźć od tak okropnej myśli, trzeba mu przedstawić, że powinien żyć dla tego dziecka...
— A dlaczego miałby uznawać obowiązek, który nie daje mu żadnych praw? Jakie prawa mogą do jego życia rościć ci, którzy mu to życie zatruli? Ale kule — dodał, uśmiechając się smutno — kule umieją usuwać dużo trudności...
Jenerał wezwał go w tej chwili do siebie. Pożegnali się, obdarzeni życzeniami zwycięztwa, szczęśliwego powrotu...
— Ten młody oficer jest bardzo sympatyczny — odezwała się pani de B... po wyjściu jenerała i adjutanta. Ładna twarz i szlachetna dusza; szkoda byłaby wielka, gdyby poległ w Hiszpanii...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: anonimowy.