Przejdź do zawartości

Upiór opery/XXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVII
KONIEC MIŁOŚCI UPIORA

W tem miejscu kończy się opowiadanie pisemne, pozostawione mi przez Persa.
W ostatniej chwili, kiedy zdawało się, że ratunek był wprost niemożliwy, wicehrabia i jego towarzysz oswobodzeni zostali przez Krystynę Daaé. Dalszy przebieg niniejszego opowiadania słyszałem sam z ust Persa.
Gdy udałem się do niego, mieszkał jeszcze w małym pokoiku przy ulicy Rivoli. Był chory... i musiałem bardzo na niego nalegać ze stanowiska reportera-historyka, by dla wyświetlenia prawdy, opowiedział mi koniec historji nieszczęsnego Eryka.
Straszne wypadki pozostawiły niezatarty ślad w umyśle Persa. Gdy wspominał o nich, oczy błyszczały mu gorączkowo, a ciałem wstrząsał dreszcz nerwowy. Oto dalszy ciąg tego nieprawdopodobnego opowiadania, spisany przeze mnie według słów Persa. Ostatnich chwil, przeżytych w „pokoju tortur“, Pers nie przypomina sobie jasno. Wie tylko, że gdy otworzył oczy i oprzytomniał cokolwiek, leżał na kanapie w pokoju zamieszkanym przez Eryka. Wicehrabia de Chagny spoczywał na łóżku, a nad nimi obydwoma czuwał demon i anioł.
Chwilę leżał bez ruchu, nie wierząc w rzeczywistość, sądząc, że to dalszy ciąg okropnego, dręczącego snu. Pokój w którym się znajdował, urządzony był ze smakiem. Z każdego kąta wiał jakiś kojący spokój.
I skądże w tem otoczeniu, pełnem harmonji i smaku, wziął się ten ohydny cień człowieka w czarnej masce, pochylający się teraz nad nim.
„Jakże się czujesz, stary? — mówił niskim, głębokim głosem, — przyglądasz się mojemu umeblowaniu. To wszystko, co mi pozostało po mojej nieszczęsnej matce...“
Krystyna milcząc, przesuwała się jak siostra miłosierdzia pomiędzy nimi, krzepiąc ich to orzeźwiającemi kroplami, to filiżanką gorącej herbaty.
Raul de Chagny spał głęboko.
„Przyszedł do siebie prędzej od ciebie, stary, — rzekł Eryk, wskazując na wicehrabiego. — A teraz zasnął. Nie budźmy go.“
Eryk oddalił się na chwilę. Pers skorzystał z tego, uniósł się na łokciu i zawołał na Krystynę. Podeszła, w milczeniu położyła mu rękę na czole, poczem oddaliła się w głąb pokoju, nie rzuciwszy nawet okiem na śpiącego Raula. Zastanowiło to Persa.
Eryk powrócił z dwoma flaszeczkami w ręku, które postawił na kominku.
„Jesteście uratowani, — rzekł siadając przy Persie, — i niedługo, na życzenie mojej żony, wyprowadzę was stąd na ziemię.“
I wyszedł znowu, nie dając żadnych objaśnień. Gdy powrócił, podał Persowi przyrządzone przez siebie lekarstwo i rzekł:
„Proszę Cię stary, abyś nic nie mówił, ani do mojej żony, ani do nikogo, będzie to zdrowiej i bezpieczniej dla wszystkich.
Pers pamięta, że po chwili zasnął. Gdy obudził się, był już w swojem mieszkaniu, a przy nim czuwał wierny jego służący Darjusz. Gdy tylko odzyskał trochę sił i przytomności, posłał do mieszkania hrabiego Filipa de Chagny, z zapytaniem o brata jego. Odpowiedziano, że wicehrabia dotąd nie powrócił, a hr. Filip nie żyje. Znaleziono jego ciało przy wylocie ulicy Scribe. Pers wiedział już potem, kim był ten odważny i nieszczęsny szaleniec, który ośmielił się przepłynąć podziemne jezioro i zadzwonić do drzwi mieszkania Eryka...
Wiedział nad kim Eryk odśpiewał swoją straszną mszę za umarłych. Hrabia Filip, kierując się kilkoma niebacznemi zwierzeniami Raula, natychmiast po zniknięciu jego udał się w podziemia Opery na poszukiwania!...
I wtedy to Pers, przejęty grozą tej nowej katastrofy, lękając się o życie wicehrabiego i Krystyny, postanowił o zaszłych wypadkach zawiadomić władze.
Zwierzenia Persa przyjęto z lekceważeniem i niewiarą. Sceptyczny umysł p. Faure, ówczesnego szefa policji, odpierał wszelkie przypuszczenia prawdy, tyczące się tej niezwykłej sprawy. Uznano Persa za warjata.
Wówczas Pers, straciwszy nadzieję, że w słowa jego uwierzą, zaczął pisać, spodziewając się, że kiedyś może prasa zainteresuje się jego zeznaniami.
Pewnego wieczora Darjusz przyszedł mu oznajmić, że jakiś nieznajomy pragnie z nim mówić.
Pers przeczuł, kto był tym gościem i nie pomylił się. Do pokoju wprowadzony przez Darjusza, wszedł Eryk.
Był bardzo wycieńczony i, idąc, czepiał się ścian i sprzętów. Twarz miał zakrytą maską.
Pers zerwał się z krzesła na jego widok.
„Zabójco hr. Filipa, — zawołał, — powiedz, co uczyniłeś z bratem jego i Krystyną Daaé?...“
Eryk zadrżał cały i bez słowa, ledwo dysząc, osunął się na fotel.
„Posłuchaj mnie stary, — wyszeptał wkońcu, po długiej chwili milczenia, — nie wspominaj mi hr. Filipa. On już nie żył... naprawdę nie żył.. gdy syrena śpiewać zaczęła... to przypadek... smutny przypadek! Wpadł poprostu w niezręczny jakiś sposób do jeziora i utopił się...“
„Kłamiesz!...“
„Nie przychodzę ci tu mówić o hr. Filipie, — odparł pokornie Eryk. — Chcę ci powiedzieć, że umieram...“
„Gdzie Raul i Krystyna?“
„Umieram z miłości mój stary... z miłości... Kochałem ją tak bardzo... Gdybyś ty wiedział, jak piękną była, gdy mi się po raz pierwszy pozwoliła uścisnąć! Pierwszy to raz w życiu, słyszysz, pierwszy raz całowałem kobietę...“
„Mów, czy Krystyna żyje?...“
„Pocałowałem ją w czoło, a ona nie usunęła się przed mojemi ustami... to dzielna dziewczyna. Pytasz czy żyje... przypuszczam... teraz to do mnie już nie należy. Nie, nie, ona nie mogła umrzeć!.. Ona tobie życie ocaliła stary! A poco ty się wplątałeś w to wszystko z tym małym wicehrabią? Krystyna przyrzekła mi, że zostanie moją żoną, ale ja wiedziałem, że żyjący mieć jej nie będę. Gdy zaczęliście wrzeszczeć jak potępieńcy, tam w tej wodzie, podeszła do mnie i, patrząc mi w twarz cudnemi niebieskiemi oczami, przyrzekła, że będzie moją żoną, jeżeli was ocalę. Oh! ona była wtedy szczera! Dobiłem targu! Ona żyć miała jako moja żona, a was natychmiast miałem odstawić na ziemię.
„Co uczyniłeś z wicehrabią?“
„Oh! zrozumiesz, że jego nie mogłem się tak prędko pozbyć, jak ciebie. To był okup! a nie mogłem ze względu na Krystynę zatrzymać go w mieszkaniu jeziora. Zamknąłem go więc daleko, gdzieś w piąłem podziemiu i powróciłem do Krystyny. Czekała na mnie...“
Przy tych słowach Eryk powstał, a głos jego brzmiał tak poważnie i uroczyście, że Pers mimowoli zmuszony był uczynić to samo.
„Czekała na mnie, — powtórzył Eryk, drżąc na całem ciele, czekała na mnie, wyprostowana, żywa, jak prawdziwa narzeczona! I gdy zbliżyłem się do niej, onieśmielony jak dziecko, nie uciekła, nie odsunęła się, lecz spokojnie podała mi czoło do pocałunku... I nie umarła wtedy, tylko pozostała przy mnie i patrzyła na mnie smutnemi oczami. Oh! stary! co to za rozkosz, móc pocałować kogoś. Ty tego nie rozumiesz, co? Matka moja, moja nieszczęsna matka, nigdy pocałować mnie nie chciała... i żadna inna kobieta, żadna! Więc upadłem, płacząc, do jej stóp, do jej malutkich stóp, a ona płakała, tak jak ty teraz płaczesz, mój stary!
Oh! słuchaj mnie! słuchaj! Czułem łzy jej, biegnące po mojem czole. Takie były gorące, takie słodkie i mieszały się z mojemi, biegły do ust moich. Zerwałem maskę, aby nie utracić ani jednej i ona nie uciekła. Oh! Boże na niebie! czy mogła być jeszcze rozkosz wyższa od tej!“
Eryk osunął się na fotel i łkał głośno.
„Nie bój się stary, nie umrę jeszcze, daj mi się wypłakać“.
Po chwili mówił dalej.
„Gdy tak klęczałem u jej nóg, usłyszałem, jak mówiła: „Biedny Eryku!“ i ujęła mnie za rękę. Zrozum mnie stary, od tej chwili stałem się wiernym psem gotowym umrzeć dla niej. Wyobraź sobie, że w ręce trzymałem obrączkę złotą tę, którą niegdyś jej dałem; ona ją zgubiła, a ja odnalazłem ją w Operze. Wsunąłem tę obrączkę w jej ręce i szepnąłem: „Weź to, weź to dla ciebie i dla niego. To jest mój podarunek ślubny... Wiem, że kochasz wicehrabiego de Chagny, nie płacz już więcej“. Nie rozumiała, zapytała o wytłumaczenie; powiedziałem, że jestem jej oddanym, gotowym na śmierć psem, a ona może poślubić tego, którego kocha. Pomyśl, co działo się ze mną, gdy wymawiałem te słowa, ale powiedziała mi „biedny Eryku“ i płakała razem ze mną.
Poszedłem więc oswobodzić wicehrabiego i rozkazałem mu iść do Krystyny. Ucałowali się przy mnie, tam, w moim pokoju. Kazałem przysiąc Krystynie, że gdy umrę, przyjdzie której nocy, przechodząc przez ulicę Scribe, i pochowa mnie w tajemnicy z obrączką moją złotą na palcu, którą do tej pory nosić będzie sama. Powiedziałem jej w jaki sposób odnajdzie moje ciało i co należało z niem robić... I wtedy Krystyna dobrowolnie pocałowała mnie raz jeszcze w czoło, o tu stary, tu, ale ty nie patrz, bo to straszny widok. Krystyna już nie płakała i dotrzyma swojej przysięgi... przyjdzie...“
Eryk umilkł. Pers nie pytał go o nic więcej. Był zupełnie spokojny o los Raula i Krystyny. Dziwnym, dziwnym człowiekiem, naprawdę, był Eryk.
Eryk nałożył maskę i gotował się do odejścia. Mówił jeszcze, że skoro uczuje koniec swój bliski, odeśle Persowi to, co ma najdroższego na świecie: listy i papiery Krystyny, pisane w czasie tych strasznych przejść, dwie chusteczki, parę rękawiczek i kokardę od bucika. Oznajmił wkońcu Persowi, że młoda para zaraz po uwolnieniu wzięła ślub, gdzieś w małej, oddalonej wiosce, i odjechała koleją w północną stronę. Prosił, by o śmierci jego zawiadomić ich natychmiast niewielkiem doniesieniem w dziennikach.
Pers odprowadził Eryka do drzwi mieszkania, a Darjusz pomógł mu wsiąść do czekającego na niego powozu. Pers z okna usłyszał, jak rzucał dorożkarzowi rozkaz: „do gmachu Opery!...“
Powóz ruszył i znikł wkrótce w ciemnościach. Pers po raz ostatni wówczas widział nieszczęśliwego Eryka.
W trzy tygodnie później czytano w dziennikach: „Eryk umarł“.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.