Przejdź do zawartości

Upiór opery/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII
LIRA APOLLONA

W ten sposób przybyli na dach ogromnego gmachu Opery. Wzrok ich ponad trzema wystającemi wieżami i trójkątną basztą narożną, swobodnie badał rozciągającą się przed nimi wolną przestrzeń powietrza. Krystyna odetchnęła całą piersią. Z miejsca tego rozciągał się wspaniały widok na cały Paryż. Ująwszy się pod ręce, przytuleni do siebie, stali zapatrzeni, a wierny cień, który towarzyszył im ciągle, znikł na załamie dachu, aby po chwili ukazać się znowu, nawpół ukryty poza żelazną balustradą.
Nie podejrzewając wcale jego obecności, usiedli uspokojeni na stopniach olbrzymiego posągu Apolla. Wiosenny, pełen jaskrawych barw wieczór zapadał na miasto. Lekkie, białe obłoki, jakby przyprószone purpurą i złotem, wlokły się leniwie ponad ich głowami.
„Niedługo pójdziemy dalej i prędzej, niż te chmury, — rzekła Krystyna. — Na koniec świata! Ale jeżeli nadejdzie chwila, w której nie zechcę dalej pójść za tobą, porwiesz mnie siłą, nieprawdaż Raulu?“
Młody człowiek słuchał zdumiony tych niezrozumiałych dla niego słów.
„Nie zechcesz dalej pójść za mną?“ — powtórzył.
„Tak.... nie wiem... wszystko być może! Och! gdybyś wiedział, co to za demon!“
Nerwowym, lękliwym ruchem przytuliła się do niego całem ciałem i cicho płakać zaczęła.
„Teraz lękam się powrócić do niego, tam pod ziemię!“
„A któż cię do tego może zmusić, Krystyno?“
„Gdybym do niego nie powróciła, stać się mogą wielkie nieszczęścia! Ale ja nie mogę, nie mogę! A chwila ta zbliża się już, jeszcze tylko dzień jeden. A jeżeli nie przyjdę — on sam się zjawi i śpiewać będzie i ja za nim pójdę! Zaciągnie mnie tam, w podziemia i uklęknie przede mną, a ja będę zmuszona patrzeć na jego trupią głowę! I mówić mi będzie o miłości, płakać będzie! O Raulu! Raulu. Te łzy, błyszczące w czarnych, głębokich jamach jego oczu!“
Ruchem szalonej rozpaczy Krystyna wyciągnęła przed siebie ręce, jakgdyby broniąc się przed jakimś okropnym widokiem.
„Nie! nie! Nie zobaczysz go więcej, Krystyno! — uspokajał ją Raul. — Nie ujrzysz łez jego, ani nie usłyszysz głosu, którym cię czaruje! Uciekajmy! Chcesz? dziś jeszcze uciekajmy!”
„Nie dziś, nie teraz, — --odparła młoda dziewczyna smutnie potrząsając głową. — To byłoby zbyt okrutnem“.
Pozwól, niech usłyszy mnie jeszcze raf śpiewającą jutro, a potem pójdziemy gdzie zechcesz. O północy przyjdziesz po mnie do garderoby. Tylko punktualnie Raulu, bo właśnie o tej samej porze on czekać na mnie będzie w sali pałacu jeziora! Ale jeżeli opierać się będę, przysięgnij mi, że siłą mnie zabierzesz... bo jeżeli raz tam jeszcze wejdę, to czuję, że już nie powrócę”.
Dodała po chwili z ciężkiem westchnieniem:
„Oh! Raulu, ty tego nigdy nie zrozumiesz!”
Zdawało się Raulowi, że westchnieniu Krystyny odpowiedziało drugie.
„Ktoś tu jest Krystyno, słyszałaś?..
Młoda dziewczyna dygotała jak w febrze.
„Oh! Boże! — jęknęła, — ten wieczny lęk jest nie do zniesienia. Tu jednak pod jasnem tem niebem, w blasku dnia jesteśmy bezpieczniejsi. On nie lubi słońca tak, jak nocne ptaki i ja go nigdy jeszcze w dzień nie widziałam! To musi być straszne!.. Oh! Raulu, gdybyś wiedział jakie to było okropne, gdy go po raz pierwszy ujrzałam!.. Myślałam że umrze”.
„Dlaczego Krystyno, — zapytał Raul przestraszony dźwiękiem głosu młodej dziewczyny, — dlaczego myślałaś, że on umrze?..”
„Dlatego właśnie, że go widziałam!..”

W tej samej chwili Krystyna i Raul odwrócili się równocześnie po za siebie.
„Jest tu w pobliżu ktoś cierpiący, — rzekł Raul, może ranny... Słyszałaś Krystyno?”
„Nie wiem Raulu! Wiem tylko, że nawet wtedy, kiedy go niema, w uszach dźwięczą mi jego westchnienia.
„Opowiedz mi pierwsze „spotkania z nim”, — prosił Raul.
„Już od trzech miesięcy słyszałam go, nie widząc, — rzekła Krystyna. — Pierwszy raz, gdy usłyszałam ten głos cudowny, myślałam, że śpiewa ktoś obok w garderobie. Ale była pusta, a w moim pokoju rozbrzmiewał śpiew dalej!
A on nietylko śpiewał, jak wiesz, Raulu, ale i mówił, odpowiadał na moje zapytania, jak zwykły głos ludzki. Nigdy nie przestawałam myśleć o „Aniele muzyki”, o którym mówił mi ojciec i którego przysłać mi miał po śmierci. Mogę ci mówić szczerze o tej dziecinnej fantazji, bo znałeś mojego ojca i sam wierzyłeś w tę legendę, będąc małym chłopcem.
Byłam zawsze skłonna do mistycznych egzaltacji, wrażliwa i ogromnie wierząca, a przebywanie z panią Valerius potęgowało tylko ten nienaturalny stan mojej duszy. Gdy usłyszałam ten anielski głos, pewna byłam, że ojciec mi go przysyła, a opiekunka moja utwierdziła mnie tylko w tem przekonaniu.
Na zapytanie moje kim jest, głos odpowiedział, że jest wysłanym przez ojca mojego, aby czuwać nade mną i dokończyć mojego muzycznego wykształcenia. Prosił, bym się zgodziła na lekcje, na co przystałam chętnie i gorliwie, gorączkowo stawiałam się na każde jego wezwanie...
Lekcje te odbywały się w garderobie mojej w Operze. Ty Raulu, który słyszałeś nadludzki ten śpiew, pojmiesz, że godziny, które tam z nim spędzałam, były jednem upojeniem i radością.
Muzyka jakaś ukryta za sceną, akompaniowała nam. Spostrzegłam, że głos był dobrze uświadomiony co do moich zdolności i wiedział dokąd ojciec doprowadził mnie w postępach i nauce i tą samą łatwą i prostą metodą uczył mnie dalej. Przypomnij sobie Raulu, że głos mój był początkowo bardzo słaby, tony niskie nie były rozwinięte, a wyższym brakło łagodności i miękkości. Wady te szybko usunięte zostały. „Głos” odkrył mi cenną tajemnicę, jak można śpiewać całą piersią, nie nadużywając sił i rozwijać czyste, jasne tony. A przytem umiał wlać we mnie gorące natchnienie i umiłowanie mojego zawodu artystycznego, do tego stopnia, że w czasie tym, żyłam ciągle pod wrażeniem cudownego snu w atmosferze nieziemskiej egzaltacji i upojenia.
Po kilku tygodniach, śpiewając, nie poznawałam własnego głosu i wyznam ci szczerze Raulu, odkrycie to napełniło mnie lękiem, który prędko pani Valerius zdołała uspokoić, mówiąc, że jestem zbyt czystą dziewczyną, aby stać się ofiarą demona.
Dziwiło mnie bardzo uczynione spostrzeżenie, że śpiew mój stawał się zupełnie normalny i zwykły, gdy jego przy mnie nie było, lecz zdaje mi się, że tego nikt w teatrze nie zauważył.
Byłam pod zupełną władzą niewidzialnego głosu i ulegałam każdemu jego żądaniu.
W czasie tym ujrzałam cię raz w loży, Raulu, i serce moje na twój widok zabiło wielką radością. Nie mogłam jej ukryć nawet wchodząc do garderoby, co nie uszło jego uwagi. Na zapytanie co mi jest, opowiedziałam mu wszystko, nasze dzieciństwo, przyjaźń nas łączącą, nie ukrywając zresztą, że w sercu mojem zajmujesz poważne miejsce.
Gdy skończyłam, nie usłyszałam już głosu. Zawołałam, nikt mi nie odpowiedział. Śmiertelny lęk mnie przebiegł, myślałam, że opuścił mnie na zawsze! Och! gdyby tak się było stało!
Powróciłam do domu zrozpaczona! Płacząc, rzuciłam się na szyję pani Valerius i opowiedziałam jej wszystko. „Głos” jest zazdrosny, Krystyno, odpowiedziała mi moja opiekunka! Słowa te odkryły mi, że cię kocham, mój Raulu!
Nazajutrz, zmieniona, zamyślona powróciłam do Opery. „Głos” był w moim pokoju. Raulu! z jakim bezbrzeżnym smutkiem dnia tego mówił do mnie! Powiedział mi otwarcie, że skoro serce swoje oddałam komuś na ziemi, on nie może przy mnie dłużej pozostać i odejdzie i mówił to głosem przepełnionym tak prawdziwą, ludzką boleścią, że wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że zostałam oszukaną, a właściwie, że byłam ofiarą zmysłów moich rozbujałych i wyobraźni! Ale jeszcze nie straciłam wiary w to objawienie, z którem tak dziwnie mieszało się mistyczne wspomnienie ojca i jego cudownej muzyki. Lękałam się stracić tego wiernego, niewidzialnego przyjaciela, a nie znając uczuć twoich, Raulu, i wiedząc tylko, że na legalne połączenie się nasze rodzina twoja nigdy nie zezwoli, powiedziałam mu, że jesteś tylko dla mnie ukochanym bratem i że serce moje wolne jest od wszelakiej ziemskiej miłości...
I dlatego to tak usilnie unikałam cię, mój drogi przyjacielu.
Lekcje, w jakiemś niepojętem dla mnie oszołomieniu, trwały dalej.
Jednego dnia rzekł Głos: „Już nadeszła porał Dziś wieczór, Krystyno, przyniesiesz ze sobą ludziom trochę niebiańskiej muzyki”.
Jak się to stało, że właśnie dnia tego Carlotta zachorowała, nie wiem. Wezwano mnie, by ją zastąpić i śpiewałam... Jak śpiewałam, wiesz sam Raulu najlepiej!”
„O tak, Krystyno! — zawołał młody człowiek, wzruszony wspomnieniem tego niezapomnianego wieczoru. — Widziałem łzy twoje, płynące po zbladłej twarzy i niejeden na sali zapłakał razem z tobą. Jak ty mogłaś, tak śpiewać, Krystyno! Jak ty mogłaś śpiewać, płacząc?...
„Siły mnie opuszczały... zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, ty byłeś przy mnie!
„Głos” był także! Przelękłam się o ciebie dlatego śmiałam się, gdyś mi przypomniał małego chłopczyka, skaczącego w morze w pogoni za moją szarfą.
Lecz „Głos” nie dał się oszukać! Przez dwa następne dni czynił mi straszne wyrzuty. Kochasz go, mówił. Gdybyś go nie kochała, nie unikałabyś go, nie lękałabyś się pozostać w garderobie tylko z nim i ze mną!.. uścisnęłabyś mu poprostu rękę, jak staremu przyjacielowi!...
„Dosyć, — zawołałam oburzona. — Jutro udaję się do Perros na grób ojca. Poproszę p. de Chagny, aby mi towarzyszył“.
„Jak chcesz, — odpowiedział, — ale wiedz, że i ja tam będę i jeżeli nie kłamiesz, Krystyno, jeżeli zawsze jeszcze godną mnie jesteś, usłyszysz pieśń „Zmartwychwstania Łazarza“, graną na skrzypcach zmarłego twojego ojca“.
Napisałam więc ten list do ciebie, Raulu, a ty przybyłeś ze mną do Perros. Ale dlaczego wtedy nie zrozumiałam prawdy? Dlaczego nie spostrzegłam, że byłam biernem narzędziem w jego rękach? Czy może środki, jakimi rozporządzał ten człowiek, tak zaślepiły mnie, że uczyniły mnie jego niewolnicą!“
„Ale później, Krystyno! Później poznałaś prawdę! Dlaczego nie otrząsnęłaś się z tego szatańskiego uroku?“
„Dowiedziałam się prawdy, lecz brnęłam coraz dalej i zabrnęłam w położenie bez wyjścia właśnie od chwili, gdy całą prawdę ujrzałam! O, cicho bądź, Raulu! Cicho! Nie mów nic więcej. Prawda? Ja nic ci nie powiedziałam! Ty nic nie wiesz! Ale żałuj mnie, mój biedny przyjacielu!... Ach! Tego okropnego wieczoru, pamiętasz, gdy Carlotta na zawsze ośmieszona została, gdy stało się tyle nieszczęść strasznych, gdy nagle ciemności zaległy salę, a na głowy publiczności spadł ten olbrzymi świecznik, zabijając i raniąc...
Pierwsza myśl moja wtedy zwróciła się ku tobie! Ale natychmiast uspokoiłam się, bo ujrzałam cię w loży. Wiedziałam, że „Głos“ obecny jest na przedstawieniu i przelękłam się, sądząc, że i jego mogło spotkać nieszczęście. Oszalała, prawie nieprzytomna, skoczyłam ze sceny za kulisy, do mojej garderoby. Ale „Głosu“ tam nie było. Zamknęłam drzwi i ze łzami w oczach błagałam, aby dał znak o sobie!
Głos nie odpowiedział, lecz nagle posłyszałam cudowną melodję, tak dobrze mi znaną. Była to skarga Łazarza. Było to «smętne łkanie skrzypek mojego ojca! Raulu! Czy mogłam się pomylić i nie rozpoznać gry mojego ojca!? W pokoju dźwięczała ta sama melodja, pod której urokiem staliśmy, zapomniawszy o całym świecie, na cmentarzu w Perros! Czy mogę ci opisać, Raulu, wrażenie, jakiemu uległam, słysząc tę pieśń, głoszącą rozkosze nieśmiertelnego, zaświatowego życia, podczas gdy niedaleko rozlegały się jęki tych nieszczęśliwych, na śmierć zmasakrowanych ludzi?!
I zdawało mi się, że słyszę wyraźny rozkaz, bym szła za nią, do niej... Powstałam — „Chodź. Chodź! i wierz we mnie“, — jęczały rozpłakane skrzypki ojcowskie!... I szłam naprzód, Raulu, i rzecz dziwna, pokój zdawał się przede mną przedłużać w nieskończoność — była to zapewne gra luster... bo lustro stało przede mną... i nagle, nie wiedząc jakim sposobem, znalazłam się poza ścianą mojej garderoby...“
„Jakto? nie wiedząc jakim sposobem! — przerwał Raul. — Krystyno! Krystyno! Trzeba było próbować uwolnić się z pod uroku i oprzytomnieć!..“
„Ależ Raulu! Ja przecież przytomną byłam wtedy i powtarzam ci, znalazłam się za ścianą w niewiadomy sposób! Wszak sam raz widziałeś mnie znikającą nagle, a ja znalazłam się w ciemnym korytarzu i zaczęłam krzyczeć.
Wokoło mnie było ciemno! tylko gdzieś wdali widniało małe, czerwonawe światełko. Krzyknęłam raz jeszcze!.. Niespodzianie ręka jakaś spoczęła na mojej... ręka zimna i koścista jak u trupa... i silne ramiona uniosły mnie w górę... Przejęta śmiertelną trwogą, broniłam się zaciekle, lecz palce moje dotknęły tylko wilgotnych, mokrych ścian, nie mając się o co zaczepić...
Ktoś niósł mnie w kierunku czerwonawego światła. Gdy zbliżaliśmy się, poznałam, że jestem w mocy człowieka, okrytego dużym, czarnym płaszczem, z twarzą zamaskowaną!.. Raz jeszcze usiłowałam się wyrwać, wyprężyłam z całych sił ramiona i krzyknęłam głośno... ale natychmiast poczułam na ustach wstrętne dotknięcie trupiej ręki. Zemdlałam... Gdy odzyskałam przytomność, te same ciemności otaczały mnie jeszcze. Mała głucha latarka oświetlała tylko trochę brzeg kamienny fontanny, w której szemrała woda.
Leżałam na ziemi z głową wspartą na kolanach człowieka w masce, który z nadzwyczajną ostrożnością i łagodnością nacierał mi skronie zimną wodą. Odepchnęłam z obrzydzeniem te ręce, posuwające się po twarzy i zapytałam, drżąc cała.
„Kto jesteś? Gdzie jest „Głos“?“ Westchnienie głębokie było całą odpowiedzią. Nagle poczułam na twarzy ciepły jakiś powiew, czy oddech i dostrzegłam w ciemnościach, do których oko moje się już przyzwyczaiło coś dużego, białego. Czarny człowiek uniósł mię w ramionach i posadził na tej białej postaci. Radosne rżenie rozległo się wokoło. Zdumiona — wyszeptałam: „Cezar“. Zwierzę zadrżało. Czy uwierzysz Raulu, nawpół leżałam na dużem szerokiem siodle i poznałam w koniu naszego białego Cezara z „Proroka“.
„Czy przypominasz sobie jak niedawno rozniosła się wieść, że Cezar został skradziony z podziemnych stajen Opery. Słyszałeś pewno kiedy opowiadano o „Upiorze Opery“. Jemu to przypisywano to zniknięcie!“
Raul w milczeniu skinął głową. Był tak przejęty opowiadaniem Krystyny, iż słowa wymówić nie zdołał. Krystyna ciągnęła dalej:
„Cezar prowadzony przez człowieka w masce, szedł powoli i ostrożnie. Ja zaś zapadałam w dziwne, bezmyślne odrętwienie, jakgdyby po zażyciu narkotyku. Wiedziałam tylko, że prowadzono mnie przez podziemne galerje i korytarze Opery, o których niejednokrotnie słyszałam. Raz nawet z koleżankami zaawanturowałyśmy się tam dość daleko, ale zatrzymałyśmy się w trzeciem podziemiu, nie śmiejąc iść dalej. Wiedziałam, że w głębokości pięciu pięter znajdują się pod gmachem Opery rozległe sale, korytarze, mogące pomieścić wielu mieszkańców. Nie wiem jak długo błądziliśmy po podziemiach. Zdawało mi się, że krętymi korytarzami schodzimy ciągle wdół. A może to w głowie mojej się tak kręciło? Ależ nie! Byłam bezwładna, ale przytomna! Cezar na chwilę przystanął, zastrzygł uszami i nozdrzami silnie wchłonął powietrze. Poczułam przypływ świeżego, wilgotnego powietrza! Cezar przyspieszył kroku, nareszcie stanął. Obejrzałam się. Znajdowaliśmy się nad brzegiem małego, ciemnego jeziora, otaczało nas sino-niebieskawe powietrze, i w tem dziwnem oświetleniu dojrzałam kołyszącą się po drugiej stronie wody małą łódkę, przytrzymaną żelaznym łańcuchem.
Wiedziałam, że wszystko to naprawdę istnieć może, i że jeziorko z łódką nie było mimo wszystko nadnaturalnym objawem w podziemiach Paryża, ale, pomyśl Raulu, w jakich niezwykłych okolicznościach ten widok mi się przedstawił.
Ale odrętwienie, które mnie dotąd obezwładniało, ustąpiło teraz przerażeniu. Mój tajemniczy towarzysz musiał je dostrzedz, bo szybko zdjął mnie z siodła i ruchem ręki oddalił Cezara, który zagłębił się w ciemnej galerii. Przez długą chwilę dochodził mnie głuchy tętent jego kopyt rozlegający się po kamieniach.
Człowiek w masce skoczył szybko do łódki i odwiązał ją, poczem pochwycił mnie i zaniósł do środka. Woda wokoło nas płynęła cicho, bez szelestu. Poprzez otwory maski widziałam przenikliwe jego spojrzenie, utkwione we mnie. Noc nagle zupełnie zapadła, gdy przybiliśmy do przeciwległego brzegu. Zaniesiono mnie na brzeg, odzyskałam trochę sił, więcpoczęłam wcłać głośno na pomoc. Ale nagle ucichłam, uderzona jakby obuchem, snopem jaskrawego światła, w którem się niespodziewanie znalazłam, uwolniona z dławiących mnie ramion.
Jednym skokiem zerwałam się i stanęłam na nogach. W pośrodku salonu, przybranego jedynie kwiatami i różnobarwnemi wstęgami, kwiatami artystycznie ułożonemi w złoconych koszach, takich, jakie często widywałam u siebie w garderobie, stał zamaskowany, okryty czarnym płaszczem, człowiek.
„Nie lękaj się Krystyno, — rzekł, — nic ci złego nie grozi“.
Poznałam tajemniczy Głos z Opery!..
Podskoczyłam ku niemu oburzona i zedrzeć chciałam maskę, pod którą się ukrywał.
„Nie grozi ci nic złego. — dodał, — póki nie dotkniesz mej maski“
Ujął mnie łagodnie za ręce i pomimo mojego oporu ukląkł u moich kolan.
Pokora, którą nacechowane były jego ruchy, dodała mi odwagi. Cała ta tajemnicza historja, jakkolwiek przedstawiała się w niezwykłych i niepokojących okolicznościach, okazać się mogła wkońcu bardzo banalną i codzienną. Zapewne miałam do czynienia ze zdegenerowanym jakimś oryginałem, który ukryć się zdołał zręcznie w podziemiach opery przed światem, którego zmuszony był unikać dla własnego bezpieczeństwa.
A więc „Głos“, ów tajemniczy, porywający mnie głos z Opery, był mężczyzną, klęczącym teraz przede mną. Nie myślałam ani przez chwilę o niebezpieczeństwie, na które narażona byłam ze strony tego tyranicznego nieznajomego, którego zamysłów znać nie mogłam, lecz świadomość, że „Głos“ jest mężczyzną, człowiekiem, wprowadzała mnie w rozpacz.
„Tak jest Krystyno, — odezwał się ten człowiek, który zapewne odgadł stan mojego umysłu. — Nie jestem ani aniołem, ani upiorem, Nazywam się Eryk.“
W tem miejscu opowiadanie Krystyny znowu zostało przerwane. Wydało się bowiem obojgu, iż za nimi jakby echo powtórzyło: Eryk!.. Skąd echo? Obejrzeli się i wtedy dopiero zauważyli, że noc już zapadła.
„Chodźmy już stąd Krystyno“, — rzekł wówczas Raul.
„Nie, nie. Tutaj musisz się dowiedzieć o wszystkiem“.
„Dlaczego tutaj! Lękam się dla ciebie chłodu nocy“.
„Tutaj niczego lękać się nie potrzebujemy, — odparła młoda dziewczyna. — Nie chcę się widzieć z tobą, Raulu, poza murami Opery, bo zależy mi na tem, żeby go nie rozdrażniać“.
„Krystyno. Ja jednakże obawiam się czegoś. Uciekajmy dziś jeszcze! Jutro może być zapóźno!“
„Jeżeli uciekniemy dziś mój przyjacielu, — rzekła głuchym głosem Krystyna — i on zrozumie, że mnie więcej nie zobaczy — zabije nas!“
„Więc tak bardzo cię kocha?“
„Aż do zbrodni!“
„Ależ odnaleźć go można! Skoro Eryk nie jest duchem, tylko żywym człowiekiem, można go zmusić do wyjścia ze swojej kryjówki — do mówienia i odpowiadania!...“
Krystyna smutnie potrząsnęła głową.
„Mylisz się Raulu. Przeciw Erykowi nic zdziałać nie można. Należy tylko uciekać od niego!“
„A dlaczego ty do niego powróciłaś?“
„Bo musiałam. I zrozumiesz to, gdy dowiesz się w jaki sposób uwolniłam się stamtąd“.
„Oh! jakże nienawidzę tego człowieka, — wybuchnął Raul. — A ty, Krystyno, nienawidzisz go bardzo?“
„Nie! — Odparła spokojnie Krystyna.
„A więc pocóż tyle słów! Kochasz go. Twój lęk i niepokój, to miłość, i to taka miłość, co dreszczem zgrozy i rozkoszy zarazem przejmuje. Pomyśl tylko, człowiek zamieszkujący pałac podziemny.
„Czychcesz żebym tam powróciła na zawsze!“ — zawołała gwałtownie młoda dziewczyna.
„A więc co za rodzaj uczucia masz dla niego?“ — zapytał Raul po chwili milczenia.
„Odrazę, — odpowiedziała Krystyna, wstrząsając się nerwowo. — I to co właśnie jest dziwne, że przy okropnej odrazie i wstręcie, nie mam dla niego nienawiści, Raulu! Jakże go mam nienawidzieć. Klęczy u moich nóg, błaga, przeklina swój los i tak bardzo cierpi! Oszukał mnie, uprowadził, zamknął w podziemiach, przez miłość! Ale szanuje mnie i jak pies pokorny czołga się u moich stóp! A gdy odejść chcę od niego, uciekać, nie broni mi, tylko śpiewa! I znowu ten głos cudowny anielski owłada mną całą, mąci mi zmysły, odbiera przytomność. Pierwszego wieczoru już więcej nic do mnie nie mówił. Pochwycił harfę i śpiewał i czy dziwić się mi możesz, Raulu, że pomału zatraciłam pamięć tej strasznej przygody, a tylko ten głos czułam przy sobie.
Zasłuchana, nieprzytomna, cierpiałam, płakałam z nim razem... Śpiewał wtedy nieznane mi cudne melodje. Głos stawał się coraz łagodniejszy, cichszy i spokojny. Usnęłam.
Gdy się przebudziłam, leżałam sama na kanapce w małym, banalnym pokoiku, ze ścianami pokrytemi jasną materją, a oświetlony maleńką lampą, stojącą na komodzie.
„A tam jest mój pokój, dość ciekawy do zwiedzenia. Chcesz wejść Krystyno?
Nie zawahałam się nawet. Głos jego, ruchy, spojrzenie wybiegające z za czarnej maski, uspakajały mnie.
Weszłam. Doznałam wrażenia, że znajduję się w pokoju umarłego. Ściany były obwieszone kirem; na środku, pod ciężkiemi szkarłatnemi portjerami, wznosiła się otwarta trumna.
Cofnęłam się przerażona.
„Śpię tutaj“, — objaśniał mnie Eryk.
Odwróciłam szybko oczy i spojrzenie moje padło na organy, zajmujące całą ścianę w głębi. Na pulpicie dostrzegłam zeszyt z zapisanemi czerwonym atramentem nutami. Na przedniej kartce widniał napis: „Don Juan Zwycięski“.
„Niekiedy zajmuję się muzyką, tworzę — objaśniał mnie. — Przed laty kilkunastu rozpocząłem tę pracę. Gdy skończę, uniosę ją ze sobą do trumny! Praca ta — to moja śmierć!“
„Nie trzeba więc często się jej poświęcać” — zauważyłam.
„Niekiedy bez przerwy oddaję się jej piętnaście dni i piętnaście nocy, potem odpoczywam lata całe.
Poprosiłam by zagrał niektóre ustępy tej kompozycji.
„Nie żądaj tego nigdy Krystyno — odparł głucho. — Mój „Don Juan“ nie powstał pod działaniem wina i banalnych wzruszeń niskich miłostek. Powstał on z ognia, krwi i bólu! Zagram ci lepiej Mozarta, ale nie tu...“
Powróciliśmy do poprzedniego pokoju. Eryk usiadł przy pianinie.
„Widzisz Krystyno, — rzekł z powagą. — Jest muzyka tak straszna i potężna, co niszczy i pochłania tych, którzy się do niej zbliżają. Ty jeszcze do niej nie doszłaś... Śpiewajmy lepiej opery...
Słowa te ostatnie rzucił mi jak obelgę. Lecz nie miałam czasu zastanawiać się bardzo nad niemi, bo rozpoczęliśmy natychmiast duet z „Otella“, śpiewałam Desdemonę z uczuciem rozpaczy, nie odczutej dotąd. On zaś akcentował z taką silą każdą nutę, że melodje te i słowa pieśni dość banalne, nabierały szatańskiej jakiejś potęgi i grozy. Był to prawdziwy Otello, a czarna jego maska, z pod której fosforycznym blaskiem błyszczały czarne oczy, harmonizowała z tą rolą doskonale. Była chwila, w której myślałam, że rzuci się na mnie, uderzy i nie uczyniłam żadnego ruchu, aby tego uniknąć. Przeciwnie, przybliżyłam się do niego, pociągnięta niewytłumaczoną magnetyczną siłą, bo przed śmiercią zapragnęłam ujrzeć raz chociaż i unieść ze sobą obraz tej tajemniczej twarzy rozpromienionej boskim ogniem sztuki i miłości.
Chciałam poznać twarz „Głosu“ i nagłym, nieobliczalnym ruchem skoczyłam, zdzierając maskę. Oh! zgrozo! zgrozo!...
Na wspomnienie tej chwili Krystyna zamilkła, odganiając je jakoby drżącemi rękami, a cisza nocna powtórzyła znowu ostatni jej okrzyk. Przycisnęła się trwożnie do Raula, przejętego niemal jak ona, okropnością opowiadania.
„To dziwne — przemówił Raul, — jak ta noc cicha i spokojna, rozbrzmiewa od stłumionych łkań i westchnień!...“
„Teraz, gdy poznasz całą tajemnicę, — szepnęła Krystyna, — uszy twoje pełne będą tych bolesnych jęków i skarg. Oh! do końca dni moich słyszeć będę ten nieludzki, straszny okrzyk wściekłości i bólu, jaki wybiegł z piersi Eryka, podczas, gdy z ustami wpół otwartemi zgrozą i przerażeniem, stałam bez słowa, z czarną maską w ręce.
Oh! Raulu! Raulu! W ustach moich wiecznie będzie dźwięczeć echo tego okropnego głosu, a oczy moje na zawsze zachowają wspomnienie tego widoku! Czyś ty widział kiedy czaszkę ludzką, wysuszoną wiekami i czy to, co ujrzałeś na cmentarzu w Perros, nie przypominało ci jej?... A potem ta maska na balu Opery. Ale głowy te nieruchome były i bez życia! Ale, wyobraź sobie Raulu, tu była maska śmierci, poruszona nagle niepowstrzymaną wściekłością, a jej ziejące, czarne otwory, zastępujące oczy, nos i usta, skurczone, wykrzywione przeraźliwie, wyrażały ból straszny i gniew! I te ciemne jamy bez blasku i spojrzenia — utkwione we mnie!
Przysunął się do mnie tak, że usłyszałam zgrzyt jego zębów. Upadłam na kolana, a on przechylony nade mną, szeptał mi jakieś słowa nienawiści, niezrozumiałe przekleństwa, świszczącym przygłuszonym głosem.
„Patrzże się na mnie teraz! patrz! wołał... Chciałaś przecież tego! Chciałaś widzieć! Nasyć więc oczy widokiem mojej nędzy i brzydoty!.. Teraz znasz Eryka! znasz twarz Głosu. No i cóż? Czy jesteś zadowolona!? Jestem piękny, co? Skoro mnie takim raz ujrzałaś, już do mnie należysz! Ze mną pozostaniesz. Patrz na mnie! Jestem twoim kochankiem! Jestem Don Juan Zwycięski!“.
Odwróciłam oczy, oburzona i wystraszona.
Brutalnym ruchem pochwycił mnie za głowę i przycisnął do siebie. Poczułam na włosach zimne wilgotne dotknięcie.
„Dosyć! Dosyć! przestań Krystyno! przestań! — przerwał Paul. — Zabiję tego nędznika! Zabiję go! Na miłość naszą powiedz mi, gdzie się znajduje ta przeklęta sala! Chcę, muszę wiedzieć, dlaczego tam jesteś zmuszona powrócić! Strzeż się Krystyno! jest tajemnica jeszcze, którą kryjesz przede mną! Ale ja dowiem się o niej, dowiem!“.
„A więc posłuchaj mnie Raulu! Skoro wszystko wiedzieć pragniesz, dowiesz się!... Pochwycił mię za włosy i włóczył u swoich nóg.
„Myślisz może, że ta twarz moja, to jeszcze maska? — krzyczał. — A więc dotknij się jej, zerwij jak tamtą! No, dalej, dalej! daj mi twoje ręce! Ręce twoje, słyszysz!? Niech dotkną mojego ciała, mojej twarzy, a dowiesz się, kim jestem!“.
I pomimo mojego oporu pochwycił moje palce i z wściekłością i siłą przesuwał po swojej twarzy! Paznokciami moimi rozdzierał to straszne, wstrętne ciało trupie!...
„Dowiedz się, — syczał — że we mnie niema nic żyjącego! że trupem jestem za życia! Z śmiertelnej, zgniłej gliny ulepiony jestem od stóp do głowy! Dowiedz się, że szkielet cię kocha i pragnie twojej miłości i nie opuści cię do grobu! Słyszysz, Krystyno, rozkażę tu przynieść większą, obszerniejszą trumnę, byśmy się oboje w niej pomieścić mogli, gdy miłość nasza i siły się wyczerpią!... Teraz cię już nie puszczę stąd. Dokąd nie widziałaś mojej twarzy, dokąd wyobrażać mnie sobie mogłaś młodym i pięknym, mogłem mieć nadzieję, że, oczarowana moim śpiewem, powrócisz jeszcze. Nieostrożną i szaloną byłaś Krystyno, zdzierając maskę. Ciekawość cię zgubiła!...
Chciałaś mnie widzieć, kiedy ojciec mój nie widział mnie nigdy, a matka, aby nie patrzeć na twarz moją straszną, uczyniła mi podarunek z tej oto maski!!!
Puścił mnie i szarpany nerwową, straszną czkawką, czołgał się wyjąć i złorzecząc po ziemi.
Po chwili nie było go w pokoju.
Śmiertelna cisza zaległa teraz podziemie.
Zaczęłam się zastanawiać nad moim losem.
Eryk ostrzegał mnie, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo, dopóki nie odkryję jego tajemnicy! Co teraz się stanie ze mną! Byłam na łasce rozdrażnionego, rozszalałego człowieka, sama, zdaleka od ludzi i świata! Och! tak, miał słuszność! Poruszona jego losem, wdzięczna za tę bezgraniczną miłość i pokorę, byłabym powróciła, ale teraz... teraz... skoro ujrzałam tę straszną, wstrętną twarz jego, tworzącą jedną krwawiącą się, nigdy niezagojoną ranę, wiedziałam, że dobrowolnie powrócić nie byłabym w stanie.
Któż by powrócił tu zamknąć się na wieki w głębi tego grobowca z zamierającym, gnijącym trupem.
Ostatni jego wybuch uświadomił mnie dostatecznie co do siły namiętności, jaką czuł dla mnie. Jednakowoż w człowieku tym mieścić się musiało wiele podniosłych uczuć i wielka moc charakteru, skoro dotąd potrafił mnie uszanować i nawet w ostatecznym napadzie rozpaczy i gniewu, nie pochwycił mnie w swoje ramiona.
Nieprzytomna prawie na myśl, że drzwi otworzyć się mogą i może się ukazać Eryk, wślizgnęłam się do swojego pokoju i pochwyciłam duże, leżące tam nożyczki, mogące mi w razie potrzeby posłużyć za broń, gdy nagle dobiegły mnie dźwięki organów.
I wtedy dopiero, mój przyjacielu zrozumiałam pogardę słów Eryka, gdy mówił o operowej muzyce.
To, co do dnia tego słyszałam, nie mogło się nawet nazywać muzyką.
Jego „Don Juan Zwycięski“, do którego uciekł się w ostatecznej rozpaczy, był jednem rozdzierającem łkaniem, w którem nieszczęśliwy wypowiadał ból i nędzę całego swojego życia.
Muzyka ta wprowadzała mnie w świat niewypowiedzianej męki, w otchłanne ciemności, gdzie przebywał najnieszczęśliwszy człowiek, pozbawiony wszelkich nadzieji, gdzie Boleść i Rozpacz, przekraczające wszelkie granice, przybierały aureolę męczeństwa i najwyższego bohaterstwa — gdzie Brzydota, uniesiona na skrzydłach Miłości, otwarcie i śmiało spojrzała w twarz Pięknu!...
Byłam jak pijana; drzwi dzielące mnie od Eryka uległy pod moim naciskiem. Eryk powstał, słysząc mnie wchodzącą, ale nie śmiał się odwrócić.
„Eryku! — krzyknęłam, — pokaż mi bez trwogi twarz swoją. Jesteś dla mnie najnieszczęśliwszym i najbardziej pożałowania godnym człowiekiem i jeżeli Krystyna Daaé zadrży na twój widok, to drżenie to, wywołane zostanie jedynie wspomnieniem wielkości twojego geniuszu!..
Na słowa te Eryk zwrócił się do mnie!...
W tej chwili byłam szczerą i wierzyłam w swoją siłę... Ale gdy wyciągnął do mnie ramiona, szepcząc jakieś gorące słowa miłości i padł przede mną na kolana, odwróciłam głowę i przymknęłam oczy.
Oh! Raulu! te słowa miłości szeptane trupiemi wargami! I muzyki już wtedy nie było...
Teraz poznałeś — cały ten ponury dramat, mój przyjacielu. Cóż więcej ci powiem! Musiałam mu potem kłamać. Kłamstwo to było również okropne jak potwór, co mnie do niego zmuszał. Trwało to dni piętnaście. I tylko za cenę kłamstwa odzyskałam wolność!...
Eryk po paru dniach tak mi zaufał, że bez opieki pozwalał mi chodzić nad brzeg jeziora i jeździć łódką. Niekiedy wieczorem przeprowadzał mnie przez podziemia prowadzące do ulicy Scribe, gdzie oczekiwał na nas powóz, i wiózł mnie do lasku bulońskiego.
Ta noc pamiętna dla mnie, kiedy ujrzałam cię oczekującego na drodze, wiodącej do lasku, o mało nie zakończyła się dla mnie fatalnie.
Uległ on wtedy strasznemu napadowi zazdrości, który zwalczyłam obietnicą twojego rychłego wyjazdu. Nareszcie, po dwóch tygodniach tej niewoli, zdołałam go tak opanować, iż uwierzył mi, gdy mu powiedziałam, że wrócę.
„I powróciłaś Krystyno“, — wyszeptał z wyrzutem Raul.
„Tak jest, mój przyjacielu i wyznać ci muszę, że nie lęk, ani okropne groźby, które towarzyszyły mojemu uwolnieniu, skłoniły mnie do tego kroku, lecz rozpaczliwe jego łkanie, gdy żegnał mnie na progu swojego grobowca“.
„Krystyno, — rzekł Raul, powstając, — mówiłaś mi, że mnie kochasz, ale zaledwie parę godzin upłynęło od tej chwili pożegnania, a ty już tam powracasz!
„Tak było umówione... Pozatem, przypomnij sobie, że te kilka godzin spędziłam wraz z tobą... narażając nas oboje na wielkie niebezpieczeństwo“.
„W ciągu tych kilku godzin wątpiłem w twoją miłość...“
„Czy wątpisz jeszcze teraz?... Dowiedz się zatem, iż każde moje spotkanie z Erykiem potęguje tylko moją odrazę, i wstręt do niego! Podczas gdy on, zamiast się uspokajać, szaleje z miłości! O!.. Raulu! Ja boję się go! boję!“
„Boisz się? Ale powiedz mi Krystyno, gdyby Eryk był piękny, kochałabyś mnie!?“
„Dlaczego chcesz kusić przeznaczenie, Raulu, — wyszeptała młoda dziewczyna. — Dlaczego pytasz o rzeczy, które chciałabym ukryć w głębi duszy, jak grzech śmiertelny! Raulu! Gdybym cię nie kochała, nie dałabym ci jedynego dowodu, jaki ci dać mogę. Masz moje usta! Nietknięte są jeszcze przez nikogo. Pocałuj je po raz pierwszy i ostatni!...“
Raul, drżący i wzruszony, pochylił się i gorącemi ustami, dotknął ust Krystyny, ale nagle rozległ się wkoło nich taki rozpaczliwy jęk skargi, że zerwali się i zaczęli uciekać, lecz w przerażonych ich oczach mignął jeszcze fantastyczny kształt olbrzymiego nocnego ptaka, który spoglądał na nich jarzącemi się szeroko oczyma, uczepiony na strunach liry Apollona!..

.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.