Przejdź do zawartości

Upiór opery/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV
LOŻA № 5

Armand Moncharmin napisał tak obszerne pamiętniki, dotyczące głównie dość długiego okresu jego zarządu Operą, iż mimowoli nasuwa się myśl, czy wystarczyło mu kiedykolwiek czasu na jakieś inne zajęcia poza opowiadaniem o tem, co się działo w Operze.
P. Moncharmin nie miał żadnych zdolności muzycznych, ale był na ty z Ministrem Oświaty i Sztuki, zajmował się niegdyś dziennikarstwem i posiadał dość znaczny majątek. Ogólnie lubiany, inteligentny i dość sprytny, o czem świadczyło choćby to, że powołany do zarządu Opery, umiał sobie dobrać tak pożytecznego pomocnika jakim był p. Firmin Richard.
Ten ostatni był zdolnym muzykiem, którego utwory były bardzo wśród amatorów cenione. Pozatem miał niezbyt przyjemny charakter i w stosunkach z ludźmi bywał czasem nazbyt arbitralny.
W pierwszych dniach objęcia dyrekcji Opery nowi dyrektorowie nie posiadali się z radości, czując się panami tak ogromnego i pięknego przedsiębiorstwa i byliby niezawodnie zapomnieli o niezwykłej i ciekawej historji upiora, gdyby nie zaszedł wypadek, który dowiódł im, że jeśli nawet chodziło o żart, to żart ten nie był jeszcze zakończony.
P. Firmin Richard przybył tego dnia do biura o 11-ej rano. Sekretarz jego p. Remy przedstawił mu kilka listów, których nie otwierał, gdyż na kopertach widniał napis: „prywatne“. Jeden z tych listów zaciekawił Richarda; na kopercie dostrzegł adres wypisany czerwonym atramentem, pismem już gdzieś kiedyś widzianem.
Niedługo szukał w pamięci: był to ten sam charakter pisma, jakim poczyniono niezwykle dopiski w przepisach dyrekcyjnych. Rozpoznał te same nierówne i jakby dziecinne litery. Otworzył list i czytał:
„Drogi Dyrektorze! Zechciej mi wybaczyć, iż zabieram ci twój cenny czas w chwilach ważnych, decydujących o losie najlepszych artystów opery, kiedy odnawia się najważniejsze umowy i zawiera się nowe; i to z jasnością poglądów zrozumieniem teatru, znawstwem publiczności i jej smaku oraz z autorytetem, który zadziwił mnie, pomimo wieloletniego doświadczenia. Wiadomem mi jest co pan uczynił dla Carlotty, Sorelli, małej Jammes oraz kilku innych, w których odgadł pan nadzwyczajne zalety, talent, lub genjusz. Rozumie pan oczywiście, że słowa te nie stosują się do Carlotty, która nie powinna była opuszczać desek kabaretowych, ani do Sorelli, która największem powodzeniem cieszy się w gabinetach, ani też do małej Jammes, która przypomina cielę wypuszczone na łąkę. Nie stosuje się to również do Krystyny Daaé, której genjusz jest niezaprzeczalny, lecz którą pozbawia pan zazdrośnie możności wystąpienia w jakiejś większej roli. Skądinąd ma pan prawo rządzić się według własnego uznania, nieprawdaż? Jednakże chciałbym skorzystać z tego, że pan jeszcze nie usunął Krystyny Daaé i usłyszeć ją dziś wieczorem w roli Siebla, jeśli rola Małgorzaty, od dnia jej wspaniałego triumfu, pozostaje dla niej niedostępną. Pozatem proszę, aby pan zechciał nie wynajmować mojej loży ani dzisiaj, ani też dni następnych.
Zdumiony byłem i nieprzyjemnie zdziwiony ostatnimi czasy, gdy przybywając do opery, zastawałem lożę moją zajętą. Nie protestowałem, bo zasadniczo sprzeciwiam się wszelkim skandalom, a przytem nie wiedziałem, czy poprzednicy pana uprzedzili go o naszej ugodzie. Otóż teraz odebrałem od pp. Debienne i Poligny wytłumaczenie, a właściwie odpowiedź, iż warunki moje, podane w zeszycie umowy, są wam znane, niedotrzymanie ich więc uważam za rozmyślną z pana strony obrazę.
Jeżeli panowie chcecie, żebyśmy nadal żyli w zgodzie, nie odbierajcie mi mojej loży; poza tem zechciejcie mnie uważać, jako bardzo oddanego i życzliwego przyjaciela.

Upiór Opery.

Do listu tego dołączony był wycinek z „Przeglądu Teatralnego“ — następującej treści: — „Dla W. O. — Postępowanie panów R. i M. jest niewytłumaczone. — Zostali uprzedzeni o wszystkiem.
P. Firmin Richard zaledwie odczytał powyższy list gdy do kancelarji wszedł p. Moncharmin, trzymając w ręce list tej samej treści.
„Żart przedłuża się“, — rzekł p. Firmin, wybuchając śmiechem.
„Cóż to ma znaczyć? — oburzał się p. Moncharmin, — ci panowie widocznie sądzą, że stanowisko byłych dyrektorów daje im prawo do dożywotniego korzystania z loży“.
„Zaczyna mnie to już nudzić“ — dodał Firmin Richard.
„Coprawda, życzenie ich nie jest jeszcze karygodne — mówił dalej Moncharmin. — Czegóż właściwie chcą? Loży na dzisiejsze przedstawienie?“
Niezwłocznie więc nowi dyrektorowie polecili sekretarzowi posłać lożę № 5 p.p. Debienne i Poligny.
Panowie ci mieszkali jeden przy bulwarze Kapucynów, drugi przy ul. Auber, obydwa zaś listy „Upiora Opery“ wysłane były z bulwaru Kapucynów.
„Widzisz więc, że przypuszczenia nasze mają pozór prawdy“, — zauważył Moncharmin.
„Jednakże mogli byli okazać więcej delikatności, — rzekł Richard. — Uważałeś jak się obeszli z nami, wspominając Carlottę, Sorelli i małą Jammes?“
„Co chcesz mój kochany! Ludzie ci giną z zazdrości. Pomyśl tylko, posunęli się do tego stopnia, iż płacą za korespondencje w „Przeglądzie“.
„Ale uważałeś, jak interesują tą małą Krystyną?“
„To mnie właśnie dziwi, bo wiemy dobrze, że posiada jak najlepszą reputację“.
Nazajutrz rano pp. Richard i Moncharmin odebrali z poczty po dwa listy. Jeden był od Upiora Opery.
„Kochany Dyrektorze! Serdeczne dzięki. Wieczór był bardzo przyjemny, a Daaé wprost doskonała. Carlotta jest przepysznym, ale bardzo pospolitym instrumentem.
Równocześnie zwracam się do pana o moje 240.000 franków, a właściwie 233.474 franków 70 ct. — gdyż od p. p. Debienne i Poligny otrzymałem 6.575 fr. 30 ct., jako należytość za pierwsze 10 dni bieżącego miesiąca.

Sługa — W. O.

Drugi list był od p.p. Debienne i Poligny.
„Panowie! Jesteśmy Wam bardzo wdzięczni za ten dowód delikatności, lecz zrozumiecie, że choć bardzo przyjemnem by było spędzić wieczór na „Fauście“ w Operze — jesteśmy zmuszeni zwrócić Waszą uwagę, że lożą Nr. 5 rozporządzać Wam niewolno. Jest ona wyłączną własnością tego, o którym mieliśmy honor Wam wspomnieć. Przyjmijcie p p....i t. d.
Tego wieczora loża Nr. 5 była wynajętą, ale przed południem dnia następnego p.p. Richard i Morcharmin znaleźli na swojem biurku raport inspektora, omawiający zdarzenie, jakie miało miejsce poprzedniego wieczora w loży Nr. 5. „Byłem zmuszony — brzmiała treść raportu, — dwa razy w ciągu przedstawienia zawezwać pomocy policji, by opróżnić lożę Nr. 5, w której obecni zachowywali się wprost skandalicznie. Ze wszech stron rozbrzmiewały okrzyki niezadowolenia i psykania protestującej publiczności. Ludzie ci, pomimo surowego napomnienia, natychmiast po opuszczeniu loży przeze mnie zaczęli głośno śmiać się śpiewać, wogóle robili wrażenie ludzi nieprzytomnych. Doszło do tego, że na wezwanie oburzonej publiczności musiałem kazać lożę opróżnić“.
„Proszę mi natychmiast zawezwać inspektora“, — rozkazał Richard sekretarzowi swojemu panu Remy.
Po chwili zawezwany urzędnik wchodził do gabinetu.
„Opowiedz pan wczorajsze zdarzenie — rzekł krótko dyrektor, — i powiedz mi pan, z czego właściwie ci ludzie się śmiali?
„Panie dyrektorze, — odpowiedział inspektor, — miałem wrażenie, że byli po dobrym obiedzie i prędzej usposobieni byli do żartów, niż do słuchania dobrej muzyki. Już zaraz, przy pierwszym akcie, wyszli do bileterki i pytali się, czy niema kogo ukrytego w loży i przysięgali, że wchodząc, słyszeli głos jakiś, mówiący, że loża jest zajęta“.
P. Moncharmin spojrzał z uśmiechem na p. Richarda, ale pan Richard nie śmiał się wcale.
„A więc gdy panowie ci przybyli do loży, z pewnością nie było tani nikogo? — zapytał ze złością po chwili milczenia p. Richard.
„Nikogo! p. dyrektorze — potwierdził inspektor. — Nikogo również w loży na prawo, ani na lewo, mogę na to przysiądz! Najwidoczniej stroili sobie żarty.
„A co mówiła bileterka?“
„Oh! bileterka! Ona naturalnie mówi, że tam był Upiór Opery!
I inspektor roześmiał się głośno, ale natychmiast spostrzegł, że uczynił głupstwo, bo zaledwie zdołał wymówić te słowa „Upiór Opery“, — gdy oczy p. Richarda zabłysły wściekłością.
„Niech tu natychmiast przyjdzie bileterka, — zawołał dyrektor. — I niech tu nikt obcy nie wchodzi“.
Inspektor chciał coś mówić, ale p. Richard natychmiast zamknął mu usta zapytaniem:
„Co to jest ten Upiór Opery? Widziałeś go pan?“
Ale z ust inspektora nie wybiegło już żadne słowo. Groźna postawa dyrektora odebrała mu całą elokwencję.
„Widziałeś pan? — powtórzył głośniej p. Richard.
Inspektor szybko potrząsnął głową.
„To szkoda! szkoda!“ — rzekł zimno dyrektor.
Inspektor szeroko rozwarł oczy i wpatrzył się ze strachem w mówiącego.
„Szkoda, — bo właśnie mam zamiar zwolnić tych wszystkich którzy go nie widzieli, — objaśnił dyrektor. — Jeżeli jest wszędzie to trudno, żeby go urzędnicy moi nie widywali. A nie lubię, gdy nie wypełniają swoich obowiązków!“


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.