Tajemnice amuletów i talizmanów/Rozdział V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Tajemnice amuletów i talizmanów
Podtytuł Z cyklu satanistycznego
Pochodzenie Biblioteczka Historyczno-Geograficzna Nr. 16
Redaktor Jadwiga Ruczyńska
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze "Rój"
Data wyd. 1926
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ V.
Balsamy czarodziejskie, napoje miłosne i czar krwi.

W starych romansach często wspominana jest dziwna maść, którą smarowano się, by móc latać w powietrzu. O „balsamie czarowniczym“ nierzadko mówią też akty procesów przeciw wiedźmom. Wypowiadano o tem wiele różnych zapatrywań, nie mogąc dojść jednak do jednolitego wniosku. Uczeni średniowieczni byli mniemania, iż maść ta uwarzona jest z obrzydliwych ingredjencyj przy pomocy djabła i użycza możności natychmiastowego pofrunięcia na sabat czarownic.
Tak np. pewna kobiecina, wzięta na tortury (w Westfalji), wyznała, iż użyła owej maści i niezwłocznie uniesiona została w powietrze. Nie czuła przytem trwogi ani zawrotu. Na miejscu sabatu odbyć się miało najpierw znieważenie mszy św., a potem odbyto taniec wokoło wygasłego ogniska, przyczem uczestnicy tworzyli trzy koła, brali się pod ręce i odwracali się plecami do środka koła. Poczem czyniono jeszcze szereg obrzydliwości.
Takich wyznań istniały setki; a nawet tysiące. Cóż mamy myśleć o tem? Czy przy puszczać, że znaczna część ludzkości popadła wtedy w jakąś epidemję obłędu? To, przypuszczenie byłoby przecież przesadzone. Niejednokrotnie najwięksi prześladowcy czarownic byli pozatem wybitnymi, jak na swój czas, uczonymi, którzy pozostawili szereg wartościowych i trzeźwych pism.
Ostatniemi czasy wyrażono bardzo prawdopodobną hipotezę. Cyganie, pochodzący ze wschodu, znali doskonale działanie opium i haszyszu. Być może, byli między nimi tacy, którzy, przyzwyczajeni do zażywania tych trucizn, nie potrafili się bez nich obejść także w umiarkowanym klimacie. Wobec tego rozglądali się za namiastką, podobnie, jak namiętny palacz w braku tytoniu zadawala się byle czem, choćby liśćmi orzechowemi, jak nam wiadomo z doświadczeń ubiegłej wojny. Cyganie, wędrując przez kraj, przez pola i łąki, bory i bagniska, światu roślinnemu poświęcali z natury rzeczy więcej uwagi, niż obywatel osiadły, który nie zważał na zwyczajne „zielsko“. Niewątpliwie znali oni szereg jadów i narkotyków roślinnych, używanych w dzisiejszej farmakologji. Jest bardzo prawdopodobne, iż potrafili z nich wydobywać nasenne preparaty. Branie ich wewnątrz nie było wskazane, gdyż wobec łatwo wywołać mogły zatrucie; wobec tego wpadnięto na pomysł używania maści, która z łatwością wsysana była przez skórę i wywoływała pożądany skutek. Niema takiego narodu, któryby nie posiadał jakiegoś środka pobudzającego lub oszałamiającego, wystarczy wymienić tak rozpowszechnione, jak: alkohol, nikotynę, morfinę i kokainę — których używając, zapomina się o głodzie i chłodzie. Maść ta, preparowana przez cyganów lub przejęta od nich przez innych znachorów, wywoływała miłe sny i żywe bardzo widzenia. Coraz bardziej stawała się znaną, i wkrótce nie było wsi, w której nie wiedziałyby o niej staruchy wiejskie, znachorki, „owczarze“, a zwłaszcza — kat.
Ci, którzy kupowali ów „balsam cudowny“ pośród wielu tajemniczych i pobudzających fantazję ceremonij, zawdzięczać mogli w znacznej mierze treść swych snów auto-sugestji. Tu może leży jądro przesądu o czarownicach, lub przynajmniej jednego z jego powodów, gdyż innym prawdopodobnie jest to, co dzisiaj nazywamy „zdolnościami medjalnemi“, — przesądu, który tylu ludzi niewinnych kosztował życie. Jak widzimy, to, co skłonni jesteśmy przypisywać duchom, polega najczęściej na samozłudzeniu.
„Balsam czarodziejski“ składał się z tłuszczu, wyciągniętego z belladony, aconitum i t. p.; do tych składników czysto roślinnych przyłączały się, oczywista, inne czarnoksięskiego pochodzenia, jak to: krew nietoperza, popiół z sowy i t. d. Pewien wybitny uczony, Kiesewetter, chcąc wypróbować na samym sobie działanie tej osławionej maści, postanowił natrzeć się nią. O doświadczeniu tem donosi:
„Natarcie tym roztworem, przeze mnie samego sprzeparowanym, okolicy serca, spowodowało sny o żywym bardzo locie, jakgdybym unoszony był przez gwałtowny wicher. Gdy po raz drugi natarłem nią serce, pachy i krzyże, nocy nadchodzącej spałem głęboko, nie odczuwając żadnych przykrych skutków; następnych natomiast nocy śniłem o jeździe w błyskawicznym pociągu lub o szybkiem przesuwaniu się po wodzie w cudownych podzwrotnikowych okolicach“. Dalej mówi: „Kiedy z tych samych składników brałem tynktury (wyciągi) na alkoholu, wpadałem początkowo w ciężki kamienny sen. Po obudzeniu stwierdziłem wszelkie objawy zatrucia: rozszerzenie źrenic, suchość w gardle, czerwoność twarzy i t. p. Najbardziej zadziwiającem odczuciem było to, że przy każdym najdrobniejszym nawet ruchu kończyn — ramię moje lub noga zdawały się przedłużać, wyciągać się w nieskończoność. Stan ten trwał przez dzień cały pomimo, że zażywałem dużo kawy czarnej i octu. Następnej nocy miałem silne bicie serca. Potem miałem żywe sny o symbolicznej treści. Źrenice moje przez czas dłuższy pozostały rozszerzone i niesłychanie czułe na światło, co jest charakterystycznem oddziaływaniem belladonny“...
Jak widzimy z tego opisu, podobne doświadczenia nie są bez szkody dla zdrowia. Wywołują one stan przeczulenia, który z łatwością powodować mógł u t. zw. czarownic najróżnorodniejsze wizje.
Poza tym balsamem czarodziejskim często wspomina się w literaturze średniowiecznej o napojach miłosnych. Specjalnie w użyciu były one w romańskiej części Europy, zwłaszcza we Francji. Dużą rolę odgrywają w przepięknym cyklu legend o Trystanie i Izoldzie (istnieje polskie tłomaczenie).
Te trunki miłosne wmieszać trzeba było do potraw i trunków osoby, której wzajemność pragnęło się pozyskać. Do sporządzenia ich używano zazwyczaj następujących roślin: polygonum, werwenę, bluszcz, malwę i cyprys. Pozatem dołączano nierzadko części i resztki rozmaitych zwierząt: żab, ropuch, zajęcy, gołębi i wróbli, lub też w odpowiednim czasie (np. pełni lub kwadry księżyca) wypisywano zaklęcia na magicznie spreparowanych pasmach pergaminu, palono je i wsypywano popiół z nich do płynu. Także używano często sproszkowanego magnesu — jako że miał siłę przyciągającą — oraz bursztynu.

Ponieważ żadne prawie recepty średniowieczne tych „filtrów“ miłosnych nie przechowały się do naszych czasów, gdyż niszczone były przez zazdrosnych o ich cudowne właściwości posiadaczy, wolimy podać kilka przepisów z hinduskiej księgi o miłości: „Kama—Sutram“.
Gumy z wyrazem Abraxas.

Amulety ochronne, mające odstraszyć złe duchy i choroby. „Abraxas“ u gnostyków z II w. p. Chr. była to tajemna nazwa niewypowiedzianego Boga, wzięta z egipskiego (inna odmiana tego wyrazu jest magiczne słowo Abrakadabra).

Maść do powlekania oczu, które podlec mają miłosnemu czarowi, trzeba przyrządzać nieodzownie w czaszce ludzkiej, — twierdzą tam. Kilka hinduskich amuletów przedstawia się, jak następuje: „Oko pawia lub hjeny, pozłacane i noszone w prawem ręku, wywiera czar. Trzeba nosić przy sobie pewien gatunek dzikiej jagody wraz z muszlą, gdyż przedmioty te są poświęcone“. Następnie recepty te podają użycie szeregu roślin, znanych bliżej tylko botanikom, i kończą w sposób następujący:
„Nie wolno stosować środków wątpliwych, tych, które wywołać mogą szkodę cielesną lub, co gorzej, śmierć danej osoby i wszelkich, składających się z nieczystych substancyj. Należy natomiast używać wyłącznie środków, nie ganionych przez mędrców i chętnie przyjmowanych przez bramanów po uroczystem ich uświęceniu“.
Pewna staroniemiecka formuła zaklęć brzmi: „W pewien piątek na wiosnę usącz trochę własnej krwi, i daj jej wyschnąć na kominie w garnuszku, obok wątroby gołębia. Potem sproszkuj to wszystko. Osobę, którą sobie upatrzyłeś, poczęstuj jaką pół uncją tej mieszaniny, a, jeśli nie okaże się skutek, powtórz aż do trzech razów“. Formuła ta wprowadza nas w nową dziedzinę czarów — czaru krwi, której używano do napojów tajemnych i preparowania maści. Przypuszczano, iż we krwi właśnie zamieszkuje życie i użycza jej najwyższych, najbardziej spotęgowanych mocy. Jak wiadomo, cyrograf z djabłem należało podpisać zawsze krwią własną, utoczoną z małego palca, i nie napróżno wielki poeta niemiecki, Goethe, każe w „Fauście“ powiedzieć biesowi: „Krew — to wielce osobliwy sok“. Alchemicy używali krwi do wyrabiania sztucznych rubinów. Bliższe badanie niesamowitych tych zabobonów zaprowadziłoby nas w ciemne dziedziny groźnych i szkodliwych przesądów ludzkich, które potrafiła zwalczać epoka bardziej oświecona, — i dlatego zostawmy je lepiej w zasłużonym cieniu.
Wiara w talizmany i amulety nie wymarła jednak po dziś dzień. Przeciwnie. Nie należałoby może zwalczać jej zbyt gwałtownie, gdyż ma ona tak jak każde zjawisko, dwie różne strony. Od kiedy znamy bliżej musimy badaną naukowo auto-sugestję, musimy przypuścić, iż wiara ta w niektórych wypadkach może być nawet nie bez pożytku. Ludzie słabej woli odnajdywali niekiedy w nic nieznaczących przedmiotach pomoc potężną, wierząc w nią głęboko. Przekonani o sile swego talizmanu, brali się energicznie do rzeczy i osiągali cel, o którego osiągnięciu zwątpili wprzódy.
Niektóre niewinne lekarstwa, przepisywane przez lekarzy ludziom nerwowym, polegają także na sugestji o ich skuteczności. Sportowcy i gracze noszą pewne przedmioty na szczęście, wiele osób wierzy w czterolistną koniczynę, któż niema swoich ulubionych przedmiotów, którym przypisuje siły czarowne?
Amulety zatem i talizmany — pomimo przesądnej wiary ludzkiej, która bywa szkodliwa, gdy nadto jest rozwinięta — mogą być także potężnym sprzymierzeńcem woli człowieka.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.