Szkic opowieści o Zwyrtałowi muzyce

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz
Przerwa-Tetmajer
Tytuł Szkic opowieści o Zwyrtałowi muzyce
Pochodzenie Na Skalnem Podhalu T. 4
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


SZKIC OPOWIEŚCI
O ZWYRTAŁOWI MUZYCE.[1]


Umarł stary Zwyrtała i dusza jego wybrała się do nieba, z bausami na gębie i ze skrzypcami pod pazuchą.
Patrzy: zamknione.
Myśli se: burzył na dźwiérzak niebees, bo śpiom. Siadł na słupek popod bramą, siedzi ale mu się ukotwiło wnet, wyjął skrzypce z pod pazuchy, przycisnął zębami kołki, brząknął na strunach, wsparł skrzypce pod lewe ramię, pociągnął smyczkiem. Zrazu cichutko, bo się bał obudzić, ale się zagrał, przycisnął mocniej. A jak sobie przygrał, wspomniał sobie babę, co ostała na ziemi, a jak sobie babę wspomniał, zaraz zaśpiewał:

„Bodaj sie świeńciła kawalérska strona!
Kany sié obejźrem, wsęndyl moja zona!“...

Jak zaśpiewał, a głośno, usłyszał z za bramy:
— Któż tam?
— Świenty Pieter — pomyślał Zwyrtała, ale odpowiedział śmiało, bo za cysarki za Tereski rajtary go do kilysjeruk zabrały i dwenast rók hań słuzéł:
— Jo!
— Jaki „jo“?
— Zwyrtała.
— Czego się drzesz?
— Nie drem sie nijako, jinok śpiéwał.
— Bodaj cie dyab — urwało się — z takiem śpiewaniem! A coś tak późno przyszedł?
— Jedźek ta cosi unieskorzéł, alejek dopiéro na odwiecerz umar.
— Pod wieczór?! Toś dopiero w pół drogi powinien być!
— He, Świenty Pietrze, jo wartki, Górol.
— A zkądżeś ty?
— Z gór.
— Od Nowego Targu?
Haj.
— A z jakiej wsi?
— E choć wom powiem, to i tak niebeecie wiedzieć. Cy to hań znocie?
— Ja wszystko znam. Zkądeś?
— Z Muru.
— Jako cię to piszą?
— Marduła Maciek.
— A jak cię wołają?
— Zwyrtała.
— A do was się jak nazywa?
— Do Sęcka.
— No to siédże tam, Sęcku, nim się zrobi dzień. A nie trza hałasić!
— Nie bedem. Miejcie dobrom noc!
— No, no! A cicho!
Usiedział chwilę cichutko Maciek Zwyrtała, ale ku raniu trochę ziąb brał, choć to było w samo lato, znowu przybrząknął na skrzypcach.
A tu jakaś główka jedna, druga, trzecia z nad bramy.
Aniołki.
— Isz, isz — powiada jeden — jak to ładnie gra!
Jak to Zwyrtała usłyszał, jak puści po strunach smyk, jak zabrzęczy na wszystkich czterech naraz „marsia“:

„Hej Madziar pije, hej Madziar płaci“...

— Ach! Jak ślicznie! Jak pięknie! — zawołały Aniołki — Co to za muzyka taka?
— To ze zbójeckiego.
— Ach ze zbójeckiego, ach ze zbójeckiego! — zaczęły wołać aniołki i klaskać w rączki. — Ach! Jak to ślicznie!
Wtem klucz zazgrzypiał w zamku, brama się otwarła; klucznik niebieski, Święty Piotr, w niej stanął.
— Zwyrtała!
— Haw!
— Pójdź!
— Do nieba nie trza pytać![2]
Ale się w mig rozniosło po niebie, że przyszedł Góral, co gra. I doniosło się do Samego Pana Boga, co rano wstawszy przed gankiem siedział i fajkę palił. Nie robił nic, bo to była niedziela.
I jeszcze Zwyrtały nie zakwaterowali, przyszedł anioł, ale już nie taki mały w białej koszulce z białemi skrzydełkami, tylko duży, w zbroi srebrnej i z mieczem z płomienia u boku, a skrzydła miał tęczowe, i powiada:
— Zwyrtała!
— Haw!
— Prawda to, że ty umiesz grać?
— Prowda.
— Zbójeckiego?
— Haj.
— Zagrałbyś?
— Ze cemuzbyk nimiał zagrać? Przed kim?
— Przed Panem Bogiem.
Skrobnął się Zwyrtała za uchem. Ale tyko raz. Marduła był, a Marduły wse chłopy były śmiałe.
— Zagrom.
— No to pojdze — powiada anioł z góralska.
— Przepytujem tys bars piéknie, cy tys béli moze kie w holak? — zapytał się Zwyrtała grzecznie.
Uśmiechnął się anioł.
— Byłem — powiada.
— Zje kie? Ale prosem przebocyć, co jek telo śmiały.
— Jak się Polacy z Tatarami bili, w Kościeliskach, do pomocy.
Z niedowierzaniem spojrzał Zwyrtała na anioła; młody był — na dwadzieścia lat najwięcej.
Roześmiał się anioł, dorozumiał się, o co chodzi.
— Tu się w niebie nie starze — mówi.
Zawstydził się Zwyrtała i odpowiada: Nieg sie nie cudujom. Kazbyś ta sytkiemu naroz w niebie zrozumiał? Na ziemi nie rozumis, a nie dopiero tu!
— No chodź — rzekł mu anioł i poszedł naprzód.
Idzie ulicą, szeroką (ka ta Ludźmirskiej w mieście[3] ku niej! nic nie stoi!), po obu stronach domy srebrne, ka Świenci siadajom, aż przyszli przed złoty dom, a przed domem na ganku Pan Bóg. Fajkę pokurzuje.
Pokłonił się Zwyrtała pięknie, kiwnął mu Pan Bóg głową.
A dookoła aniołowie mali, duzi, archaniołowie w złotych zbrojach, Święci, Święte, i ci inni co w niebie są, chłopy, baby, a bab ćma! Zleciało się to ze syćkik stron na muzykę! Cudecki robiły, tak się jedna przez drugą pchała, te dusze.
— No — ozwał się Pan Bóg — Zwyrtała graj.
A Zwyrtała znowu się pokłonił Panu Bogu i powiada: Kłaniom sie najpokorni Ig Miłości Wielkomoznemu Panu, a cy tys niewiedzom, nima tu jakik Podhalańców młodyk w tém niebie?
— Po co?
— Bo kie zatońcy, to sie lepsi gro.
Roześmiał się Pan Bóg, dał znak aniołom. Polecieli dwa, ale wrócili z niczem.
— Jest paru, ale starych — melduje jeden.
— To na nic — powiada Zwyrtała. — Kaby ci ta stary tońcéł! A kaz som jest ci młodzi? Bo ta przecie i młodemu sie trefi, co umre.
A święty Jerzy powiada:
W czyścu by ich szukać potrzeba.
— Ej wiera! Terozeście wej panosku dobrze pedzieli! W cyjscu! — powiada Zwyrtała. — Hań bedom! Bedzie kerdel![4] Jedyć wiem: Marduła Jasiek, tén co go zabiéł Brzęk z pod Łysyńca, przi Howańcowej Bronci, hań; béł złodziej. Matejów Franek hań — obiesili go w Mikułasie, — cysto piéknie śtyry karcymy na Luptowie zrabował i pozpodpalował, cy tén pote niebedzie w piekle? Majercyk, Pietrzków, co go wóz z rudom na Skupniowym Upłazie prziwaléł, straśnie sie rad bijał — e, kieby tén haw prziseł! Niebyło nadeń tonecnika na sto wsi dookoła —
Ale Pan Bóg skinął ręką.
— Graj!
— Jakom?
— Zbójeckiego.
— Jak zbójeckiego, to zbójeckiego.
Przykręcił Zwyrtała kołki zębami, dostroił, pociągnął smyczkiem, do ostatka wygrał, od

„Hej Janicku serdecko
kaześ podział piórecko
cok ci dała?
A jo jehoł do wojny,
upadło mi do wody
duso moja!“ —

przez

„Hej baca nas, baca nas
dobryk chłopców na zbój mas!“ —

aż do

„bo hań hamernicy tańcujom!“ —

wygrał syćko, do imentu.
Pokiwał Pan Bóg głową, zwidziało się Mu, dopiero Święci, aniołowie, zbawieni za Nim, e, tak wom powiem, to sie juz dość nakwalić nimogli tego Zwyrtałowego grania. A on straśnie rad był, jaze mu się bausy ziżyły.
Hej, ale co! Pan Bóg poszedł do swojego pomieszkania, a tu dopiero Święci, Święte, janiołowie Zwyrtałe pytać: Graj! graj! A śpiewać umiesz?
A Zwyrtała nieodpowiedział, tylko zaraz na Miętusiańskom nutę:

„Kie jo se zaśpiwom na pośród polany,
teloz by zagrały w kościele organy!“... —

a wszyscy na to: Ach! Jak ślicznie! Ach! Jak pięknie!...
Tak Zwyrtała gra, śpiewa i co się nierobi! Idzie Święty Józef, Panjezusów ociec bez niebo, a tu słyszy duszę śpiewającą, jakomsi dziéwecką duse:

„Dopiro mi béło dwanaście mięsięcy,
juz hodzili ku mnie chłopcy śpiwajęcy!“ —

słucha święty Józef, jeszcze się nie nasłuchał, a tu z drugiej strony jakasi męzka dusza, basem:

„Kiebyś ty dziéwcyno nie była rodzina,
joby tego zabił, kogo byś lubiła!“

Jeszcze się Święty Józef nie osatał, co to, a tu, poznał, z trzeciej strony anielskim tenorem, ale to tak z góry, na moc, jaze hucało po niebie:

„Pobij Boze, pobij tego owcaricka,
co jego owiecki idom do wirsycka!“

Złapał się Święty Józef za głowę! Kiz to sto dziadów?! — pada. — Je coz to takiego?!
Leci ku Świętemu Piotrowi, a tu, w tem miejscu, gdzie się dusze zbawione anielskich pieśni uczyć mają, nie archanioł Gabryel pośrodku ze złotą pałeczką i trąbką stoi, tylko Zwyrtała na krześle siedzi i gra, a koło niego dusze męzkie, żeńskie i aniołowie już dość zdatnie chórem:

„Podźmy jus du domu — nocka ciémna,
oby nom niebéła — nadaremna,

węgierska ślachta — piniązki mo,
my śwarne hłopoki, to nom ik do!“...

— Chryste Jezu Panie! — krzyknął Święty Józef i do Świętego Piotra jeszcze warcej się poniósł: co się to robi?!
Przychodzi w te razy archanioł Gabryel i powiada, że niechce nikt w niebie inaczej śpiewać, tylko po góralsku. Nawet święta Cecylijo.
— Zwyrtała ich uczy — powiada — cud[5] sie robi! Nowych pieśni się mieli nauczyć, jutro święto Matki Boskiej Zielnej, nie umie nikt nic!
Przyszła noc, słuchają: ztąd i ztąd idą góralskie nuty, całe niebo — jaz giełcy!
Na rano powiada święty Pieter do archanioła Gabryela: Tak nie może być. Nie zawołałby pan tego Zwyrtały?
— A dobrze.
Idzie Zwyrtała, gęśle pod pachą; pokłonił się.
— Zwyrtała! — powiada święty Piotr. — Nie poszedłbyś ty gdzie indziej?
— Z haw stela?
— Tak.
— Z nieba?
— Aha!
— Ze ka?
— Ka? — powtórzył święty Piotr — To też to...
I zamyślił się.
— A bez coz tak? — pyta się Zwyrtała. — Déj mie haw po śmierzci posłali.
— To też to właśnie...
— Nie krodek, nie zbijał, nie biéł sie —
— Wiem, wiem!
— No to co?
— Ale wszyscy w niebie po góralsku śpiewają, odkądeś ty tu!
— E! To to to?
— Zwyrtała! — powiada święty Piotr — zatrzymał się. — Hm — z nieba no to gdzie?
A Zwyrtała pomilczał trochę, skrobnął się za uchem i mówi: E, prosem Ig Miłości, o to niek Ig głowa nie boli! Na mnie to ta hojco przistanie! Idem!
— Dokąd?
— Je skondek prziseł.
— Na ziemię?
— Ze ba haj.
— Ja cię myślałem na jaką gwiazdę dać —
— Nie pytom![6] Nijakik gwiazdów nietrza sukać! Idem hań, dołu.
— Z nieba?
— E, moji ślicni piékni, jo i tam niebo nojdem! Beem se hodziéł po lasak, po dolinak grający. Beem strzóg, coby starodowne nuty nie wymarły. Siednie hłopok z gęślami przi owcak — zagrom mu cichućko za turnie. Zaśpiéwo dziéwce za krowami w upłazie — pomogem jéj. Pudom starzy gazdowie w las, drzewo ścinać, zabrzęcem im za usami, jako ojcowie grawali.
A niebedzie nikogo, to bedzie woda po potokak, bedom stawy zamarźnione, ka wiater gwizdo lodami, bedzie bór, mnie sie hań nie ukotwi, ani za niebem nie zacnie. Jo kiek zéł, tok nieroz Pana Boga pytał, coby mi po śmierzci jino wiecnie w holak ostać podzwoléł. Jo o inkse niebo niestojem, ani byk gór na inacy, hojby mi siedem niebów dawali, nie mieniał!
— No to, Zwyrtała, idź, bobyś nam tu całe niebo zgóralszczył! A niebędziesz se krzywdował?
A Zwyrtała aż skrzypce ze smyczkiem ku głowie podniósł!
— Mnie hań niebo, ka i serce — powiada.
I pokłonił się pięknie i wyszedł za niebieską bramę na gościniec ku ziemi — noc była. Mleczną drogą na dół szedł, skrzypce pod pachą niesęcy, a kiedy się już na ślebodzie uczuł, krzyknął: Hu ha! — i z góry w nutę uderzył:

„Góral jo se Górol, z popod samyk Tater!
Dyscyk mie odkompał, odkołysał wiater!

Krzywaniu, Krzywaniu, coś ty tak osowiał?
Cy cie śniég przipruséł, cy cie wietrzyk owiał?

Hej kozicki, kozicki, wtorędys hadzajom?
W Dolinie Pior-zystej tam one bywajom!

Janicku, Janicku, sto hromów do tobie,
po całéj dziedzinie idzie hyr o tobie!

Nie wstycie się ludzie, macie zbója w rodzie,
zbójnik pudzie w niebo na samiućkim przodzie!...“

I szedł dalej Zwyrtała śpiewajęcy drogą mleczną w dół, aż zeszedł ku szczytom na skalane[7] perci i wstąpił w głębię Tatr.



OBJAŚNIENIA.

bausy — wąsy, lub faworyty, albo to i to.
odwiecerz — koło zachodu słońca.
burzył na dźwiérzak — łomotał we drzwi.
ukotwiło się — uprzykrzyło się.
kilysjeruk — kirasyerów.
rajtary — jeźdźcy cesarzowej Maryi Teresy.
dwenast rók — dwanaście lat.
nietrza pytać — nietrzeba prosić.
Przepytujem — przepraszam.
w holak — w halach (w górach, w Tatrach).
nie starze — nie starzeje.
cudujom — dziwią.
Ludźmirska — ulica w Nowym Targu.
hemernicy — robotnicy hut żelaznych.
Teloz by — to tak jakby.
cud się robi — straszne rzeczy, nadzwyczajne.
giełcy — rozlega się echo.
osatał się — opamiętał.
z haw stela — stąd.
Ze ka — gdzie, dokąd.
hojco — cobądź.
przistanie — wystarczy, dobrze dla mnie.
za turnie — z za turni.
skalany — skalny, kamienisty, skalisty.
perci — ścieżki.
sto hromów do tobie — sto gromów do ciebie.
Pieśni są oryginalne góralskie.







  1. O Zwyrtale muzykancie.
  2. prosić.
  3. w Nowym Targu.
  4. stado.
  5. Nadzwyczajne rzeczy.
  6. Nie proszę, niechcę.
  7. skalne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.