Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jako pierwszy etap służbowy przeznaczono mu kopalnię, której kierownikiem był człowiek ze sprężystości i energii znany, weteran w górniczym zawodzie, radca, nazywany przez podwładnych „starym“. Stary mimo białej, jak mleko, choć bujnej jeszcze czupryny, nie zasługiwał zupełnie na tytuł, którym go ochrzczono, bo ruchy miał i siłę prawie młodzieńczą. Męczące zjeżdżanie do kopalni, wspinanie się po stromych drabinach, lub pełzanie prawie z przegiętym w pałąk grzbietem przez ścieśnione czeluście chodników i szybów, uważał codziennie za swój obowiązek. Był wszędzie, widział wszystko, kontrolował robotę każdą, nic baczności jego nie uszło. Górnicy też na każdym kroku czuli oko tego, który był ich władcą, ale i opiekunem zarazem.
Radca przywitał młodego inżyniera serdecznie z otwartością i szczerością, będącą jego naturą. Stawiającemu pierwsze kroki w zawodzie górniczym nie dał zupełnie uczuć wyższości swego stanowiska, traktował go od razu, jak kolegę.
— Cieszę się bardzo — mówił po przywitaniu — że dostaję młodego pomocnika, który mi się już doprawdy należy. Mimo, że nie chcę się przyznać do tego, że się bronię jak mogę, przypominają się już przecież czasem — latka... Taki sukurs sił młodych przyda mi się teraz ogromnie, zajęcia mamy wiele. Będziemy pracowali razem, a wspólnemi siłami pójdzie to jakoś lepiej. Kopalnia rozszerza się pomyślnie, ale pokłady są wąskie, więc robota połączona z niebezpieczeństwem. — Niechże pan od jutra zacznie poznawać się z rozległą siecią chodników i komor i niech mi pan wkrótce zda z tych oględzin — relacyę.
Kiedy po kilku dniach radca odbywał zwyczajną