Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zna pani tę śliczną piosnkę Schuberta?
— Znam i zachwycona jestem jej refrenem:

Dein ist mein Herz!
Dein ist mein Herz!
Und soll es ewig, ewig, ewig bleiben!

— Ale czas nam zfinalizować wycieczkę naszą! — rzekł Zdzisław. Jezus Marya! już dobre pół godziny minęło! — zawołał. Musimy spieszyć bo co sobie Cioteczki pomyślą.
— Prawda! a zatem gonitwa za ciocią.
Ujęli się za ręce, jak rozbawione dzieci i biegnąc prawie spieszyli ku dworcowi zkąd ich wkrótce doleciało echo górniczej kapeli, jednak już, jakby ostatnie, poczem cisza zapanowała zupełna; gońcem ich tylko był w chodniku odgłos własnych, przyspieszonych kroków.
— Ile czaru prawdziwej poezyi jest w takim pustkowiu — rzekła Marynia przystając i zwalniając kroku, by odetchnąć swobodniej.
— A jednak rzecz niepojęta, tylu poetów z iskrą bożą, tylu mistrzów słowa i tonów bawiło w tych podziemiach, a przecież nie stworzyli ani jednego utworu, któryby świadczył o silnem wstrząsającem wrażeniu, jakie sprawiła na nich kopalnia.
— Któż tu był?
— Pierwszy Goethe w r. 1790.
— I tu może po raz pierwszy zawołał: mehr Licht! — więc nie dziw, że on do podziemnego świata wiecznych cieni zapalić się nie zdołał. Może w tem właśnie szukać należy ogólnej przyczyny braku poetyckich utworów.
— Może... Z wybitniejszych oprócz poezyj Körnera, który był górnikiem z zawodu, znam tylko jeden dłuż-