Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oto już wraca do chałupy, że Magda w białym fartuchu z podwiniętymi rękawami wyszła na przeciw, tak hoża jak jabłko, a krzykliwa, a zdrowa, w boki się podparła i mówi:
— Walku! Walku! a kajze się ty podziwas?
A za babą wylatują z chaty rzędem wszystkie dziecka i Stach najstarszy w jego kapeluszu i Maryśka w chustynie czerwonej i Jasiek i Tomek w koszulinach i ten sierotka Józek, co go jak ojca kocha. I ciągnie go to wszystko za długą kapotę.
— Chodźta tatulu, a żywo do miski.
Wchodzi do izby a tam Maciek drze się w kolebie w niebogłosy, więc ojciec bierze benjaminka na ręce i obnosi po izbie i huśta, a huśta...
Układa Maćka, spieszy do stołu, bo i jemu także głód doskwiera, gdy nagle wszystko pochłania czarna bezdenna otchłań, gdzie nie ma ani promyka nadziei.
Z febrycznym dreszczem, budzi się, otwiera oczy i słucha... Ktoś szepce, ktoś gada wciąż tym samym głosem...
To strumień, to krople z okapów... Coś szumi i szumi bezustannie i ten szum straszny w uszach, spowodowany wycieńczeniem wszystko wreszcie zagłusza; — Walenty zasypia znowu.
...Jest w kościele, w ogromnym ścisku, taki tłok, że on nie może się nawet przepchać przed ołtarz, gdzie wisi ten Pan Jezus, którego oni górnicy z własnych zakupili składek. A on tak by pragnął klęknąć przed nim i tak bardzo gorąco z całego serca się pomodlić za tę Magdę swoją kochaną, za sieroty biedne...
Znów się obudził... czuł okropne pragnienie, coś go wewnątrz jak ogień piekło. — Chciał się dowlec ku źródłu, ale taki był z sił wyczerpany, że jużby