Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W pierwszej chwili nie mógł zdać sobie sprawy: co począć; bezużyteczny kaganek wypuścił z ręki i chciał iść po omacku w kierunku chodnika, którym wszedł do komory. Rzucił się naprzód, ale uderzył zaraz w głaz, który go z nóg powalił. Starał się otworzyć szeroko oczy, by przecież coś dojrzeć w zupełnej ciemnicy, ale na czarnym odmęcie ani jedna nie odcinała się linia. Zdawało mu się tylko, że widzi białą postać bliżej siebie; zaczął drżeć mocniej na całem ciele, zaciskał silnie powieki i stał. Czuł jednak, że słabnie, że coraz mocniej uginają się pod nim kolana, więc przykucnął i siedział nieruchomy z oczyma zamkniętemi. Podrażniona i wyczulona wyobraźnia poczęła mu teraz nasuwać na pamięci wszystko co kiedykolwiek słyszał od starych górników o dobrych i złych duchach kopalni. Widział jak najwyraźniej owe brodate dyabliki, co to plączą się wszędzie w podziemiach i górnikom rozliczne wyprawiają psoty, a najchętniej siedzą w starych działach. — Nie wątpił, że muszą być gdzieś niedaleko i że się wkrótce wezmą do niego. Ale Kostka był pobożny, więc zaczął odmawiać Zdrowaśki i żegnał się często... To mu znacznie ulżyło. Siedział teraz przez chwilę spokojnie[1] starał się zmysły skupić i jął zastanawiać się nad tem, czy przecież nie byłoby jakiego sposobu wydostania się z tej komory.

Z pierwszego kroku w ciemności przekonał się jednak, że mógł tylko posuwać się na czworakach, lub czołgać się macając rękoma przed sobą. Przeżegnawszy się raz jeszcze, chciał rozpocząć trudną wędrówkę, gdy wyciągnięta dłoń jego dotknęła śliskiej ściany, która wydała mu się ścianą grobu. I wszystko, co pod wpływem modlitwy ucichło na chwilę, odezwało się

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak przecinka lub spójnika i.