Kościelnej czasem błyśnie krzyż złocony,
A tu przy sobie polską mowę słyszę...
Trzy lata obce mię trzymały strony,
Różnem narody miał za towarzysze
I różne mowy... Cóż ty przez dzień cały
Robisz Hanusiu?
W lecie w polu robię,
A zimom płótna uprzędziemy sobie.
Przódziej my krowy ze siostrom pasały,
Co się wydaje za Mikołajcyka.
Ta prosta mowa jest mi jak muzyka
Najcudowniejsza. (Do Hanki) A ciebie wydają
Już gdzie za kogo?
Ciotka nom ta rają
Stuska ze młyna, a i Zych zpod lasu
Przychodzi do nos, ale ja ta casu
Mom jesce pełne naramiącko. Wolę
Tak, jako dziś jest. Wyjdę sobie w pole,
Kiej chcę, zaśpiwom, nikt na mnie nie krzycy,
Ani kutasków niémom przy spódnicy. (Pauza)
Jesce się tego dosyć nauzyję.
A cóż ty lubisz najwięcej?
Kiej w zimie
Ogień się wielgi zapali w kominie,
Matusia płótno przędom, tatuś drzymie,
A nić się długa na wrzecionie wije:
To lubię słuchać bajek. Przyjdom ludzie,
To o przeróżnych dziwach nom ugwarzą!