Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prawić się do używania intrygi, bez któréj, jak wiadomo, nie ma żadnéj sztuki scenicznéj. Było to jakoś na początku Września. Pan Kryspin od trzech dni bawił w mieście powiatowém. Przez to trzy dni widziano go chodzącego co wieczór do dworku przedmiejskiego. Być może, że nie tylko neutralnym mieszkańcom przedmieścia to w oczy wpadło, może i sama ciotunia wraz z Maryą te trzydniowe odwiedziny za coś stanowczego poczytały i w tym duchu panu Michałowi wiadomość przesłały.
Prócz tego były te trzy dni jakieś dziwne, niepewne. Telegramów na stacyi nie było, a wieści za to aż za wiele. Jedni opowiadali, że świder dotarł już do jeziora nafty, drudzy modyfikowali tę wiadomość mniejszą komparacyą, a byli nawet i tacy, którzy prawdziwie Hiobowe wieści roznosili.
Pan Kryspin mocno się tém niepokoił i dla tego odbywał w mieście to trzydniowe nabożeństwo. Chodził trzy razy na dzień do naczelnika stacyi, ale tam zamiast spodziewanego telegramu zastawał zawsze swego mniemanego rywala, który niby o jakąś rolę w teatrze amatorskim umawiał się z telegrafistą.
Niepokój ogarnął pana Kryspina. W hotelu nie mógł wysiedzieć, u Maryi nie wypadało dwadzieścia godzin dziennie przepędzać, na ulicy było mu nudno, gorączka wzmagała się w nim.
Największą nieprzyjaciółką każdego epuzera jest rozgorączkowana jego wyobraźnia, czy mu daje rzeczy dobre, czy ujemne.
Doświadczył teraz tego na sobie pan Kryspin.