Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powietrznych, którzy podobnych skutków doznają — opieramy się tylko wprost na fakcie, który górale po prostu odurzeniem nazywają.
Odurzenie to przybierało straszne rozmiary.
Pani Scholastyka czuła, że cały jéj organizm rozprzęga się w atomy, że te atomy odrywają się od rdzeni życia, że rozsypują się już w koło niéj i z wiatrem nikną w niedojrzanéj przestrzeni!... Czuła, że jakaś lepsza siła ulatnia się z niéj i lekkim obłokiem szybuje gdzieś wysoko do góry, do nieba, a może do Boga!... Owładnęła ją jeszcze większa apatya na wszystko co ziemskie i światowe; na pół zamarła źrenica nie widziała już nic przy sobie, tylko tam gdzieś w górze widziała jakieś olbrzymie błyszczące oko, które patrzało na nią, na ostatnie chwile jéj życia, aby ją po zgonie zaraz wezwać do obrachunku...
— Umieram! — westchnęła po raz drugi, gdy tymczasem nieszczęśliwa Euzebia całowała jéj ręce...
Ręce te były już zimne i bezwładne — biedna zapadła w stan epileptyczny.
Z trwogą śledził te wszystkie objawy stryjaszek, a pan Melchior pobiegł za góralami po wodę i gdzieś między skałami zniknął.
Poczciwy stryjaszek chciał przynajmniéj umierającéj ostatnią wyświadczyć usługę.
Pani Scholastyka prawdopodobnie umierała bez testamentu... Natarł jéj zimną ziemią skronie — umierająca odzyskała na chwilę przytomność.
— Może pani chcesz rozporządzić czém za życia? — zapytał nachylony do jéj ucha.
Pani Scholastyka otworzyła oczy.