Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niewysłowiona przemiana. Barwy światowe coraz więcéj nikną z przed oczu, gaśnie pamięć najświetniejszych chwil życia, za jakie dawniéj miała różne świetne stosunki swoje... wszystko znika przed oczu... a natomiast rozściela się przed nią jakaś szara płachta... podobna do grobowego prześcieradła!... Na widok téj płachty ogarnęła ją apatya na wszystko co ziemskie — czuła, że serce zastyga, że pulsa bić przestają... Powiodła ręką po twarzy... usta zimne, czoło zimne, oczy nie chcą się otworzyć!... To śmierć!
— Słabo mi! — krzyknęła przeraźliwie.
— Stryjaszek poskoczył do niéj.
— Co pani jest? — zapytał z przestrachem.
— Umieram... — była grobowa odpowiedź...
I nie był to wcale żart, bo twarz pani Scholastyki była trupio-blada, a nawet sinieć zaczęła.
Euzebia rzuciła się na pierś matki z płaczem.
W pierwszéj chwili wszyscy obecni nie wiedzieli co robić.
Górale tylko pokiwali głową i poszli po wodę.
Trudno dociekać w téj chwili, co właściwie wpłynęło na taki nagły rozstrój całego organizmu.
Czy powodem tego był odmienny skład powietrza, czy brak tlenu, lub nadmiar ozonu, czy wreszcie inne elektryczności warunki, wdawać się w to tutaj nie chcemy. Również nie będziemy się nad tém zastanawiali, o ile widok z takiéj wysokości wpływa na nerwy czucia, albo o ile opowiedziane przez stryjaszka straszne turystów przygody na wyobraźnię podziałać mogły... Nie będziemy się także udawali do doświadczeń żeglarzy na-