Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tych gór, to przecież nie są, tak straszne, chociaż górale nazywają je skałami i przepaściami... Któżby o tém nawet pomyślał, któżby uwierzył, że taka jedna szczelinka może pogrzebać człowieka na wieki!
Przecież tych kilka ciemnych płatków można obejść lub przeskoczyć!
Euzebia nie miała wyobrażenia o tém, jak to wszystko zblizka może wyglądać. Z daleka takie piękne i niewinne, tak się jakoś mile do człowieka uśmiecha i mruga do niego, aby się nie bał, aby przyszedł i usiadł!... Ale swawolne chmureczki, które się tak pieszczotliwie tych szczytów kamiennych czepiają, czyż mogą one być straszne dla człowieka? czyż mogą w swojém przezroczystém łonie ukrywać grom zabójczy?... A te jak komary wyglądające orły i sępy, czyż mogą być tak drapieżne i krwi chciwe, jak o tém mówią górale?...
Czyż wszystko co zdala widzimy, wydaje się nam tak piękne i niewinne, a przestrasza nas, gdy się do niego zbliżymy? Czyż sny i marzenia także takiemu podlegają prawu?
Takie myśli i zapytania biegały po pięknéj główce Euzebii, gdy przed siebie patrzała i słuchała górali.
Matka rozmawiała ze stryjaszkiem, który różne epizody o waleczności swego kuzynka opowiadał. Mówił, jak raz żywego dzika z lasu wyprowadził, a drugi raz żywcem złapał wilka i nawet potém obłaskawił go. Mówił też o innych rzeczach, które także miały na celu zwrócić uwagę kobiet na człowieka, co dla zdobycia serca kobiecego, nie wahał się przyjąć pojedynku ame-