Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mogę zaraz stwierdzić listą... Patrz pan!... Pan Idzi spojrzał i wyczytał groźne dla siebie nazwisko.
— Niech się tu pan wpisze... zaraz koło niego... a ręczę panu, że to zbliżenie się nazwisk może i serca zbliżyć do siebie! Tu jest pióro!
Pan Idzi wziął pióro do ręki.
— Ja przeciw panu Trzasce nic nie mam! — mówił, pisząc swoje nazwisko — ale znowu nie chcę człowieka zabijać jak rzeźnik!...
— Prawda! W tych właśnie słowach, odbija się cała szlachetność zacnego rodu. Co za szkoda! takie dwa zacne nazwiska: Trzaska i Korczak.
I znowu zamyślił się delegat tatrzański. Podpis już był, obowiązki były dla towarzysza... czyby nie można co zrobić dla towarzysza i Towarzystwa? Długo myślał delegat, a pan Idzi niecierpliwie śledził bieg tych myśli, bo zdawało mu się, że towarzysz dla towarzysza coś dobrego wymyśli.
Wreszcie rozjaśniła się zacna twarz delegata.
— W położeniu naszém — ozwał się podniesionym głosem, powinniśmy wszystko naginać w kierunku dobra powszechnego. Jeżeli sprawy nasze osobiste na tę drogę weszły, że okazuje się nieodzowna potrzeba pojedynku, to trzeba z téj prostéj rzezi zrobić jakiś pojedynek szlachetniejszy. Właśnie przychodzi mi coś na myśl... Na niektórych najwyższych szczytach Tatr, albo mało, albo nikt jeszcze z naszych nie był. Jest to droga dosyć niebezpieczna i prawie równa się strzelaniu do baryery. Można bardzo wygodnie kark skręcić i przedtém niemało mieć strachu!... Otóż ja wnoszę, aby jutrzejszy po-