Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czas ostateczny, bo nie tylko mógł on zostać lada chwila sierotą, ale mógł zostać sierotą bez chleba i dachu nad głową swoją! Rodzice bowiem pana Idziego żyli sobie wesoło i rozkosznie. Ojciec lubił szampana i wystawę pańską, a matka namiętnie kochała się w jedwabiach i koronkach, a że była słabych nerwów, musiała co rok jeździć do wód zagranicznych.
I stało się pewnego roku, że pan Idzi został sam jeden na świecie, bez wioski rodzinnéj, tylko z nakreślonym przez nieboszczyka ojca programem. Wioskę zabrali jacyś obrzydliwi lichwiarze, przeciw którym nie umiał sejm galicyjski skutecznéj powziąć uchwały!...
Nowe zaczynają się rozczarowania dla nieszczęśliwego człowieka. Z tradycyjnym programem w kieszeni, trudno mu jakoś było przebić się przez życie. Posażne panny zmądrzały, albo szukały jeszcze większych pieniędzy. Odbierało się kosze i koszyki, a lata płynęły jak woda. Potrzeba było wśród drogi niejeden cierń wyjąć z nogi, niejedną łzę z oka osuszyć, a przedewszystkiém potrzeba było znieść wiele, bardzo wiele upokorzenia! Wprawdzie majętniejsi krewni zasilali od czasu do czasu skąpą jałmużną, ale zato potrzeba było połknąć niejedną gorzką pigułkę!...
Takie dzieje ludzkiego żywota mogły słusznie rozżalić serce pana Idziego, gdy pomyślał, że ten żywot bez żadnéj lepszéj nadziei, trzeba będzie może wkrótce zakończyć!... Umrzeć bez żadnych lepszych wspomnień, bez żadnego lepszego uśmiechu do minionych dziejów swoich... jakże to smutno! jakże to gorzko! Czyż w takim razie nie może nawet bohater na chwilę osłabnąć?