Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem nawet dęgi siarką, jak to żaden bednarz ani nawet Jakób z Krakowca nie potrafi, ani nawet Radysz, który niezasłużenie ma reputacyą najlepszego bednarza...
Nieznajomy zaśmiał się, przez co wprawił bednarza w tak wielką konfuzyę, że gębę zamknął i stał jak niemy. Widząc to nieznajomy wziął go za miarę i rzekł łagodniejszym już głosem:
— Po twoich nocnych wycieczkach w tym dzikim parowie widzę, że jesteś duch niespokojny, a takich mi właśnie potrzeba...
— Święty Antoni! — krzyknął bednarz — jam najspokojniejszy obywatel w całém mieście! Mógłbym był wyprocesować majątek po pierwszéj żonie mojéj, ale dla miłego spokoju zrzekłem się. Sąsiad wlazł mi w grunt, dla miłego spokoju posunąłem się. Krewny mojéj żony w uroczyste święto wypchnął mnie za drzwi, dla miłego spokoju nie zaniosłem żadnéj skargi. Jam człowiek najspokojniejszy!...
— Szczerość twoja podoba mi się, choć czuję pod ręką, że jesteś djabelnie tchórzem podszyty i drżysz jak osika. Powiedz-że mnie, mój ty Mateuszu Pirogu, co stanowi na ziemi całe szczęście twoje?
Bednarz poskrobał się w głowę. Nieznajomy przyszedł mu w pomoc.
— Nieprawdaż, że tłusta pieczeń wieprzowa i baranina duszona?
— Szpikowana czosnkiem i młodą słoninką, sławetny panie — wtrącił ośmielony bednarz.
— I kufel miodu na to, nieprawdaż?