Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakże będziemy siadali? zapytała Euzebia matki, przeciągając chwilę odjazdu.
— Tak jak wszyscy siadają! — odpowiedziała pani Scholastyka, podając rękę stryjaszkowi.
— A ja z kim będę? — ozwała się znowu Euzebia, patrząc ciągle w koło siebie.
J. Pan Juljan Trzaska stał opodal, ale się wcale nie zbliżał.
— Monsieur Gril — zawołała pani Scholastyka — podaj pan rękę Zebci!
Słowa te były wymówione wyraźnie, ale nieszczęsna dwuznaczna francuzczyzna, stała się powodem wielkiego kłopotu. Euzebia patrzała właśnie w téj chwili na towarzysza budki góralskiéj, a gdy słowa matki usłyszała, była pewna, że to o panu Juljanie jest mowa. Czemprędzéj więc skinęła na niego chustką batystową.
Skromny i lękliwy towarzysz błyskawicą stanął przed nią.
— Tak pan ludzi i znajomych unikasz — rzekła do niego Euzebia z rozkosznym uśmiechem — że dopiero trzeba wołać na pana! Podaj mi pan rękę!
J. Pan Idzi spojrzał zdziwiony.
— Jeżeli się nie mylę — ozwał się — to ja otrzymałem rozkaz od mamy dobrodziejki podania pani ręki!
Pan Juljan stał już przy Euzebii i silnie trzymał ją za rękę. W oczach jego błyszczała energia niezwykła.
— Mnie się zdawało, że to o panu Juljanie mówiła mama — odpowiedziała Euzebia spuszczając ku ziemi oczy nakryte jedwabną rzęsą.