Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Teraz do domów rozejść się przykładnie. Czescy goście wstali od stołu i zaraz wyjeżdżają do Niepołomic czekać na królewską decyzyę.
Jakoż drzwi pałacu się otworzyły i wyszli zeń znani nam panowie czescy, których otoczyła banda łuczników, przeprowadzając przez miasto po za bramy, aż do Niepołomic.
Przemowa Siestrzeńca tak podziałała na tłumy, że nagle ucichło wszystko. Czasem gdzieś wyrwał się jakiś okrzyk, ale go przytłumiono.
Korybut, który zdumiony słuchał mądrych wywodów Siestrzeńca, zbliżył się ku niemu.
— Jam książę Korybut.
— Rad jestem Miłości Waszej. Mówił mi o was dużo Żelazna Głowa.
— To zacny starzec. A czemże on dla Was?
— Nauczył mnie, jak patrzeć na świat.
— To podajmyż sobie ręce, bom i ja jego uczniem.
— Jeśli mych usług pragniecie, całym dla Was ja i moi współherbownicy Kornicze.
Szlachta pokłoniła się w pas księciu.
— Usług waszych dotąd przyjąć nie mogę, bo nie miałbym ich czem płacić, ale przyjaźni waszej pragnę.
— Dajemy ją Wam z serca. A gdy na usługi przyjdzie pora, stawimy się i krwi swej nie pożałujemy dla Was, Panie.
— Pamiętajcie o mnie.