Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

BODEŃCZYK: Czemu o to pytasz?
ALFRED (coraz gwałtowniej): Z ciekawości! Tylko z ciekawości! Ciekawym, co się dzieje w takiej duszy, dławionej od lat zawiścią i goryczą.
BODEŃCZYK (z prostotą): Wcale tych uczuć nie znam. Przeciwnie. Jestem szczęśliwy.
ALFRED: Ej!
BODEŃCZYK: Skończyłem swoje dzieło i…
ALFRED: I…?
BODEŃCZYK: I żenię się z Felą.
ALFRED: Hahahaha!
BODEŃCZYK: Podlec! (Podnosi rękę, jakby go chciał uderzyć — opanowuje się). Podlec jesteś! (Odwraca się, otwiera drzwi od przedpokoju).
ALFRED (za nim): To była wasza polityka! Twoja i jej! Dlatego tak mię chciała pozyskać i wyzyskać! „Pańska królewna prosi!“ To była prośba, ale i groźba…
BODEŃCZYK (na progu przedpokoju): Kłamiesz! Fela do żadnego niskiego czynu nie jest zdolna.
ALFRED (coraz bardziej histerycznie): I od kilku lat przygotowywaliście się… i podkładali miny… Twoja taktyka zresztą od dziesięciu lat! Ciągle mi następować na pięty, zawsze i we wszystkiem mi się przeciwstawiać, prześladować mnie, przelicytowywać…