Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czego nie pragnę, jak właśnie, aby pani inne o mnie miała pojęcie!
AMA: Piękne staranie! Chce mi pan zatruć życie!
WIELKI DZIENNIKARZ: Za nic w świecie! Pani — pani przykrość? Prawda, nie liczyłem się, że pani jest naturą poetyczną, subtelną, bluszczową, potrzebuje pani oparcia o silną kolumną. Skoro nią więc zachwieję…
AMA (z mimowolną ironią): No, już co się tyczy tej silnej kolumny…
WIELKI DZIENNIKARZ: Chwała Bogu, że pani sobie zdaje sprawę z charakteru pana Alfreda, któremu ja, zresztą, zdolności nie odmawiam… broń Boże!…
AMA: A przecie pan chce napisać!
WIELKI DZIENNIKARZ: Tiens! teraz już nie wiem sam, co chcę napisać!
AMA: Przecie! przecie nie jest pan tak niepoczciwy, jak myślałam!
WIELKI DZIENNIKARZ: Pani Amo, ja dla pani…
AMA: O fejletonie, o fejletonie niedzielnym mówimy!
WIELKI DZIENNIKARZ: Fejleton?! fejleton?! (Bawi się jej łańcuszkiem). Do niedzieli jeszcze tyle czasu… jeszcze trzy dni… (Patrzy jej w oczy). Przez ten czas może się tyle stać…
AMA: Więc mogę się spodziewać…