Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

FELKA: Bodeńczyk ukończył „Narodziny Wenery“.
ALFRED: Stach… Stach dramat napisał?
FELKA: Pan przecie wie… On pracuje tak powoli…
ALFRED: A to niespodzianka! prawdziwa niespodzianka!
FELKA: Tak. Tak długo nie ogłaszał, że ci, co go mało znają, mogli zwątpić… Nareszcie się zdecydował — ale pan wie przecie, jaki on życiowo nieporadny… poza światem i ludźmi… Dlatego postanowiłam sama wziąć rzecz w swoje ręce… grunt mu przygotować… bez jego wiedzy. Wszak pan się nie cofa?
ALFRED: Przecie dałem słowo!

(Rozmawiają cicho).
[RADCZYNI i AMA stają na progu salonu].

AMA (wskazuje na nich): Widzi mama, to się ma z teatru. I ona myśli, że ktoś taki naiwny, by uwierzył, że sama sobie szyje. Taka niebezpieczna kreatura! Kto wie, od kogo ma te toalety!
RADCZYNI: Co chcesz, moje dziecko. Widać już ją Pan Bóg stworzył na aktorkę. Ale pamiętaj… przyrzekłyśmy Fredziowi…(Podchodzi do Felki): Pani tak niełaskawa na bufet!
FELKA: Bardzo dziękuję, ale już chyba pożegnam państwo.