Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

(Robi toaletę i mówi): Kabaret paryski — akt pierwszy. Kabaret autentyczny, kawał Montmartru, wir, ruch ten specyalny, etranżerzy, demimondki, artyści… Dowcipy, jak z procy, jak confetti, jak szampan… Chansons ostatnie, najpikantniejsze… A mój bohater, senzytywna natura słowiańska, wyrywa się ze zgiełku… Spotkał , ją, która w przedbycie, może na innej planecie, siostrzaną duszą mu była, a teraz, jako elegancka mondainka… Szał ich unosi… Akt drugi: w separatce. Trochę genru paryskiego, potem najczystsza liryka… duet… biorę tony najwyższe… Nareszcie on z nią chce się stopić w uścisku, zdziera z niej przyodziewek, a tu zamiast pięknego, dyszącego ciała — szkielet się ukazuje!
SWARA: Wspaniałe!
MIROSZ: Ciekawe obrazy!
ALFRED: I myślicie, że on się cofa? Gdzietam! Właśnie modern człowiek… Trochę perverse, trochę poeta-mistyk… Pod jego tchnieniem szkielet ulega cudownej metamorfozie: nabiera ciała, kolorów, wybucha namiętnością: przez jego miłość powstała nowa, czysta Ewa!
SWARA: Bajeczne!
ALFRED: Uważacie?
SWARA: Symbolika niebywała! Filozofia życia i śmierci! Odkupienie, zmartwychwstanie,