Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

AMA: Niech pani się uspokoi… Już odchodzę.
FELKA (z krzykiem): Pani przyszła mi go zabrać! Już to poznają ! Rodzice jego już kilka razy…
AMA: Ja nie od rodziców! słowo daję!
FELKA: Więc pani… go kocha!
AMA : Ja… Alfa… ko-cham?!
FELKA: Alfa! Alfa! Pani mi go chce zabrać!
AMA: Ależ… Proszę pani! Pani… zupełnie się myli. Zupełnie!
FELKA: Czegoś mię strach obleciał… Boję się — boję się… Niech pani powie prawdę!
AMA: Kiedy bo…
FELKA: Widzę przecie! Pani jest młoda… Tu już nasyłano różnych… Pani jest inna… Niech pani będzie dobra! Niech mi pani krzywdy nie zrobi!
AMA (wzruszona): Żal mi pani… Wyobrażałam sobie całkiem inaczej… Że pani to taka… taki demon… co go opętał… Więc powiedziałam sobie, powiedziałam…
FELKA: Co? co?
AMA (szybko): Pani mnie nie zna… Niech mu też pani nie powie… Ale ja… no, tak… z rodziny jestem… proszono mnie… Wie pani… bogaci jesteśmy… pieniądze nie grają roli… Mam przy sobie…
FELKA: Za żadne skarby świata! Jezus