Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szukajmy, pomyślmy… Musimy wziąć za łeb społeczeństwo — inaczej ono nas… Zdławi, zdusi! Musimy mieć swoje czasopismo!
BODEŃCZYK: Na to znowu niema zgody! My mamy tworzyć dzieła artystyczne, ale żeby wydawanie czasopisma było taką koniecznością…
SWARA: Widzę, że nic już nie wymyślimy, a muszę iść do budy. Aaa, teraz będzie nam rozkosznie! Teraz Starzecki będzie sobie na nas używał! Już widzę, jak pisze artykuł: chwała Bogu, zdrowe nasze społeczeństwo odrzuciło podawaną sobie truciznę… Ha, głupio na tym świecie, chłopcy! (Nie żegnając się z nikim, wtuliwszy głowę w pelerynę, wychodzi).
MIROSZ: Smutno mi, Boże! (Podaje każdemu rękę — Felka się cofa). Bywajcie! (Wychodzi).

[ALFRED i BODEŃCZYK siedzą naprzeciwko siebie, w posępnem milczeniu].

BODEŃCZYK (zaczyna doń kiwać głową): Tak, tak, Protazeńku… Tak, tak, Gerwazeńku… (Uderza go w kolano). I czemu z nosem tak spuszczonym na kwintę? Było pisemko, niema pisemka, ale my jesteśmy! my i nasza siła twórcza!
ALFRED: Dobrze ci gadać. Ale z naszem pismem tak się zrosłem…
BODEŃCZYK: Tern gorzej, a właściwie tem lepiej teraz! Nie warto przywiązywać się do małostek. To odwodzi od głównego zadania