Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

FELKA: Znowu wuja obleciało? (Bliska płaczu). Czemu mnie tak sekujecie?
LISTONOSZ: Taki szkandał! Taka hańba na całą familię!
FELKA: My się kochamy, wujku!
LISTONOSZ: Znam ja się na takiem kochaniu! Za kilka miesięcy na żydowską mamkę pójdziesz!
FELKA: Wuju!
LISTONOSZ: Czy to mi ta nowina… Ale ty zawsze byłaś, jak ta ostatnia…
FELKA : To czemu mnie nie daliście kształcić, jak matka umarła? Czemu z pierwszego roku seminaryum kazaliście mi iść na bonę do tego starego draba, potem do malarza?
LISTONOSZ: Ej, jak ty się już taka urodziła… I przynajmniej jakieś wspomaganie mieliśmy od ciebie w naszej biedzie.
FELKA Aha, o to wam idzie! To gwiżdżę na was i wasze gadanie! My się kochamy i już. Fredzio zostanie wielkim poetą, ja pójdę do teatru i będę wielką artystką. A wy wszyscy jeszcze w przedpokoju u mnie…
LISTONOSZ: Niedoczekanie twoje! On zostanie, czem zechce, bo to panicz, syn obywatelski, a ciebie wyrzuci na pysk. Już się takie kumedye widziało! A odemnie odczep się raz na zawsze!