Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

MIROSZ: Przestań–że krakać, truposzu przebrzydły! (Zaczyna śpiewać):

Dzisiaj u mnie w brzuchu kiełbasa siedzi,
Gorącego ponczu szklanek sześć,
Ale za to jutro ani śledzi
Nie będziemy mieli za co jeść —
Kto chce z nami igrać, niech igra,
Ale zje sto dyabłów, nim wygra —

SWARA i SAGAN:

Kto chce z nami igrać, niech igra,
Ale zje sto dyabłów, nim wygra!

SAGAN: Niech żyje piękna panna Felicya!
ALFRED: Na miłość boską, ciszej!
MIROSZ: Aha, filistry straszą!
ALFRED: Głupstwo! Kto wczoraj tak plunął w gębę całej opinii naszego biednego społeczeństwa?
SWARA: Świetnieś to zrobił, Alf. W całem mieście tylko o tern mówią.
ALFRED (uradowany): Mówią? doprawdy? Opowiadajże!
SWARA: A u nas w redakcyi — piekło, powiadam ci. Zaraz raniutko przyjechała znakomitość narodowa, zamknęła się ze Starzeckim w jego gabinecie, w wieczornym „Narodowym" jest już zapewne artykuł o młodzieży zgniłej, dekadenckiej, nie znającej czci dla ideałów…
WSZYSCY: Hahahaha!
SWARA: Starzecki całe przedpołudnie spo-