Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obiad, Bardzo chętnie, odrzekłem. Ale ponieważ jest dopiero trzecia, co będziemy robili do obiadu? — Jedźmy zwiedzić Malmaison. Pojechaliśmy we dwóch tylko. Przybywszy na miejsce, dzwonimy. Szwajcar otworzył kratę, a p. Barrot rzekł:
— Chcielibyśmy zwiedzić pałac.
— Niepodobna — odpowiada szwajcar.
— Dlaczego niepodobna?
— Mam rozkaz.
— Od kogo?
— Od Jej Królewskiej Mości Królowej Krystyny, obecnej właścicielki pałacu.
— Ale ten pan jest cudzoziemcem, który umyślnie po to przyjechał!
— Niepodobna!
— To zabawne! — zawołał Odilon Barrot — żeby te drzwi były zamknięte dla bratanka cesarza.
Szwajcar zadrżał i rzucił czapkę na ziemię. Był to stary żołnierz napoleoński, któremu dano tu przytułek.
— Bratanek Cesarza! — zawołał.
— Oh! Panie! Proszę wejść!
Chciał całować moje suknie.
Zwiedziliśmy pałac. Wszystko w nim prawie na swojem miejscu i prawie wszystko poznałem: gabinet pierwszego konsula, pokój mojej matki i mój. W wielu pokojach pozostały jeszcze też same meble Odnalazłem nawet mój mały fotelik dziecinny.
Rzekłem do księcia:
— Tak to! Trony upadają, fotele pozostają.