Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie jestem jeszcze zagospodarowany — mówił. — Przedwczoraj, gdym tu przybył, miałem zaledwie materac do spania.
I nic dziwnego, bo łóżko słał Cavaignac Bonapartemu.
Obiad był mierny i książę nie bez słuszności się usprawiedliwiał. Porcelana biała, pospolita, srebro mieszczańskie, zużyte i grubej roboty. Na środku stołu stał dość piękny wazon porcelanowy, pokryty bruzdowaną emalią i oprawny w złocony bronz lichego smaku w stylu Ludwika XVI.
Z tem w szystkiem w sąsiedniej sali usłyszeliśmy muzykę.
— To niespodzianka — rzekł prezydent; są to artyści opery.
Po chwili podano nam program pisany, obejmujący pięć numerów, a mianowicie:
1. Modlitwa z Niemej;
2. Fantazya na ulubione tematy z Królowej Hortensyi;
3. Finał z Roberta Bruce;
4. Marsz republikański;
5. Zwycięztwo, galopada.
W nastroju umysłu dość niepewnym, który podzielałem wówczas z całą Francyą, nie mogłem nie zauważyć tego galopującego Zwycięstwa, następującego po marszu republikańskim.
Wstałem od stołu głodny.
Przeszliśmy do wielkiego salonu, oddzielonego od jadalni tym salonem, przez który wszedłem.
Ów wielki salon był bardzo brzydki, biały, z malowidłami w guście pompejańskim na ścianach, całe