Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
27
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Przyjacielu Piotrze, o czem myślisz, u dyabła?
Grintoire zwrócił się ku niemu z melancholijnym uśmiechem.
— Lubię ogień, — odparł — a nie dlatego lubię, że grzeje, albo, że gotuje zupę, ale dlatego, że ma iskry. Wiele rzeczy widzę w tych iskrach.
— A niech mię dyabli wezmą, jeżeli rozumiem, co mówisz — rzekł truand. — A wiesz, która godzina?
— Nie wiem — odpowiedział Grintoire.
Clopin zbliżył się do księcia egipskiego.
— Bracie Macieju, — rzecze — źle się dzieje! podobno król jest w Paryżu.
— Tembardziej też naszą siostrę trzeba ratować — odpowiedział stary cygan.
— Mówisz jak człowiek, Macieju — rzekł król Tunów. — Przytem oporu w kościele nie ma się co lękać, a szkoda, żeby powieszono dziewczynę.
Clopin wyszedł z szynku.
Tymczasem Jan krzyczał ochrypłym głosem:
— Jem, piję, jestem pijany, i, jeżeli tak będziecie na mnie spoglądali, wszystkim poobrywam nosy.
Grintoire, przebudzony z dumań, zaczął przypatrywać się krzykliwej scenie i mruczał sobie pod nosem:
Laxuriosa res vinum et tumultuosa ebrietas. Bardzo słusznie, że mało pijam, bo święty Benedykt mówi: Vinum apostatare facit etiam sapientes.
W tej chwili wszedł Clopin i krzyknął piorunującym głosem:
— Północ!
Na ten wyraz wszyscy truandzi — mężczyźni, ko-