Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
26
WIKTOR HUGO.

— To ona jest zawsze tam w kościele? — zapytał jakiś łotr z żydowską twarzą.
— Tak, tak! w kościele Panny Maryi.
— To dobrze! — rzekł jeden z bandy. — W tym kościele są dwa złote posągi: świętego Jana Chrzciciela i świętego Antoniego; oba ważą jedenaście marek. Znam się na tem dobrze, bo byłem złotnikiem.
Tu podano Janowi wieczerzę.
— To mi życie! — zawołał — wino i dziewczęta mam na zawołanie. Hola! hola, Mahom! jam szlachcic i byle komu siedzieć przy mnie nie można. Ciszej! nie bijcie się!... Jakżeś piękna, Jakobinko, tylko szkoda, że nie masz wcale włosów. Hola! nazywam się Jan Frollo i mam brata bardzo poważnego i uczonego. Niechaj go dyabli wezmą! Zostaję truandem, zrzekłem się wszystkiego, nawet połowy domu w raju, którą mi brat przyrzekał. Mam posiadłość przy ulicy Tirechappe i wszystkie kobiety we mnie się kochają, to tak prawda, jak dwa, a dwa — cztery. Moja droga, patrz jak księżyc świeci i wiatr chmurami miota; tak samo zrobię z twoim gorsetem. Co, u dyabła, robią włosy w tej jajecznicy? Hej! stara! ja nie lubię jajecznicy z włosami. A niech was piorun trzaśnie z waszem jedzeniem!
I cisnąwszy talerz o ziemię, zaśpiewał:

Ja bo nic nie mam
I o nic nie dbam,
Gdzie stanę, tam mi dom.

Tymczasem Clopin Trouille-fou rozdzielił broń. Zbliżył się do Grintoira i, trąciwszy go nogą, rzekł: