Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ca, zakłopotana, zmieszana stała nieruchoma na miejscu, i sama niewiedziała jak sobie postąpić.
W pierwszej chwili chciała napowrót wskoczyć do łódki ale zawahała się nagle, i pozostała w jednej pozycji na miejscu.
Juljusz postąpił naprzód.
— Pani — wybąknął niemniej może trwożliwy i pomieszany jak ona sama.
— Panie!... — odszepnęła dziewczyna prawie mechanicznie.
Juljusz mimowolnie cofnął się w tył.
Głos ten wydał mu się wcale obcym.
Wpatrzył się zachwiany na nieznajomą, ale z pod szerokich kres kapelusza, nie mógł bynajmniej dojrzeć jej rysów.
Tylko po jednej stronie jakby umyślnie rozwiązany spadał na szyję bujny pukiel włosów jasnych jak len miękkich i ślniących jak jedwab.
— Ona!... — poszepnął Juljusz na to spostrzeżenie.
I utwierdzony na nowo, postąpił naprzód.
Dziewczyna stała jak wryta z pochyloną na piersi głową.
Zakłopotany młodzieniec zapomniał jakoś języka w gębie, jak w rogu nie wiedział czem się odezwać.
Nareście z największem natężeniem przyszedł do siebie po części.
— Przebacz pani — rzekł zacinając się cokolwiek — szukałem cię tu...