Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wać będzie, a Małachowski z owąd, że główna kwatera była tu, a jest już tam, że znów się odznaczyli nasi strzelcy, że, równych polskim ułanom na świecie nie ma, że wódz naczelny przed frontem uściskał jakiegoś nowonarodzonego bohatera i virtuti militari krzyżem go naznaczył, że słowem wojsko nie przestaje składać dowodów poświęcenia a wódz dzielności. Aż, po trzech tygodniach tego rodzaju nowin, wróciło znów wojsko na Pragę i wróciło z dotkliwym ubytkiem w szeregach, odsednionych końmi i wiadomością, że Gołowin, Gołowinem został.
Warszawa jednak nie dała tym razem posłuchu wyrzekaniom na Skrzyneckiego. Bo myśl jej, bo serce gorzało pragnieniem czynu.
Powrót bowiem wojska na Pragę wyprzedziła wieść, że Paskiewicz przebył Wisłę i że idzie od Nieszawy, na, dobywanie stolicy.
Rząd narodowy do Warszawy się ozwał: „Nieprzyjaciel, wszędzie ze stratą odparty, usiłuje z drugiej strony grozić. Niechaj przybywa!... Na okopy! Na wały!“
Warszawa, na to strzeliste zawołanie, drgnęła i runęła do sypania wałów!
I dnie nastały niesłychane, niebotyczne, wiekopomne!
Niewiasty, dzieci, starcy, księża, kto w Boga wierzył, czy nie wierzył, ten biegł na sypanie okopów...
I na okopach dziwy, dziwy.
Cechy z chorągwiami, muzyki, feretrony, kropidła, śpiewy, hukania. Kopacze narodowi wystrojeni, kwiatami przybrani, ochota, zapał — co rydelek odrzuci garstkę ziemi, to się przypiętą kokardką skłoni.
Wiekopomne dni! — Od świtu Warszawa, rozrzewniona własnem poświęceniem, własną cnotą, pędzi ku swym szańcom, żłobi wądół przepastny, łzami radości leje; że najsłabsze rączyny do grabarstwa się rwą.
A dopieroż budujących przykładów wypominać!
Wysiadł z pojazdu sam książę, ujął za rydel i śmignął kopystkę ziemi na garb wału! — Z półtora tysiąca ludzi spłakało się na bobry.
Zajechała dama a z nią drab w barwie z łopatką. Drab piastował w niedźwiedzich łapach parasolkę i szkiełka,