Przejdź do zawartości

Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

właściwie miano starego, patrycjuszowskiego rodu, ale jednocześnie łaciński przymiotnik i znaczy tyle, co „obcy”, „gdzieindziej przynależny“. Uznałem, że to nazwisko mi odpowiada.
— Teraz dopiero odpowiada ci naprawdę, gdyż jesteś cudzą własnością.
Wskazała na siebie z miną swawolną, czułą i siadła na skraju stołu. Pochylona naprzód, skubała przez chwilę kwiaty, potem spojrzała nań szczerze, otwarcie i spytała:
— Kiedyż, jak myślisz, weźmiemy ślub?
Jął wąchać żółtą różę aksamitną bez zapachu. Trzaskający żar kominka przyciemniał, a Giggja zapaliła dwie stojące na stole świece stearynowe.
Żył pośród swych leksykonów łacińskich, wędrując z Kwintusem Horacjuszem Flakkiem i gromadząc zapiski o muzyce przedchrześcijańskiej, która rozbrzmiewała ongiś po świątyniach Hellady i Azji. Zapomniał całkiem niemal, co znaczy małżeństwo. Teraz zbudziły się wspomnienia. Stanął mu w oczach ten, czy inny ojciec rodziny, taszczący po ulicach małego i nędznego miasteczka, z miną zatroskanego obywatela, ogromny wóz, napchany staremi dywanami, krzesłami, łóżkami, lustrami i różnemi innemi gratami. Sytuacja takiego ojca rodziny wydała mu się fatalniejszą jeszcze, wobec wrodzonej odrazy do mebli wogóle i upodobania w pustych, lub niemal pustych pokojach. I nagle uświadomił sobie, że zachwianym został beztroski i szczery stosunek jego do obu dziewcząt, oraz że musi poważnie rozmówić się z Giggią. Skłonność swą dla obu uważał za całkiem naturalny objaw. Byli wszyscy młodzi, on zaś sądził, że wszystko dalej toczyć się będzie dotychczasowym trybem. Są-