Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdybym był Bogiem Ojcem, — powiedział — a ta kula ziemią, rzuciłbym ją w ogień. Do tygodnia sporządziłbym inną, doskonalszą.
Ledwo wyrzekł te słowa, zabrzmiał chrypliwy dzwonek u drzwi ogrodu i pomiędzy oblanemi słońcem grzędami warzyw ukazał się stary mężczyzna. Był także odziany w habit zakonny, a brodę miał tak długą, że musiał ją wetknąć za pas, by się nie wlokła po ziemi. Ponad ogorzałą i nazbyt czerwoną twarzą chwiało się kilka loków, a brunatne oczy jego posiadały, obok wyrazu dobroci, pewną żywość młodocianą. Widać z nich było, że nie ma nic przeciw figlowi, spłatanemu od czasu do czasu. Szedł, a klucze szczękały mu w kieszeni.
Wszyscy wstali, gdyż dostrzegli, że nie może to być kto inny, jeno sam Piotr święty.
— Chętnie spełniam każde rozsądne życzenie! — rzekł zwrócony do Hansa Alienusa. — Pożyczże mi swej kuli od kręgli, ja zaś oddam ci na czas pewien niebo i ziemię mego pana. Pan mój znajduje się narazie w podróży, wyjechał na pewną gwiazdę, którą oznaczyłem liczbą jedenaście tysięcy i jeden.
Przeor, dość młody, zażywny człowiek, szusnął nogami w ukłonie, podał św. Piotrowi swą rogową tabakierę i rzekł, usprawiedliwiając się:
— Niewprawni z nas, coprawda, gracze, ale to się zmieni, gdy drogi gość nasz, Hans Alienus, sporządzi do tygodnia lepszą kulę ziemską. Zamierza on stworzyć ziemię doskonałości, ziemię piękna, jakby powiedział pewien mędrzec królewiecki, ziemię „poza sferą interesu“.
— Interes, — powiedział Hans Alienus — budzi to, co się znajduje w drodze do urzędu policyjnego,