Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy i ty przychodzisz także oskarżać zmarłych? — spytała dziewczyna, patrząc nań chłodno i smutnie. — Czy słyszałeś o naszyjniku, który miałam skraść cesarzowej Faustynie, ja, służebnica jej? To kłamstwo.... proszę, wierz mi. Podczas tej kradzieży siedziałam wraz z innemi służebnemi w przedsionku i przędłam. A mimo to pogłoska rozpełzła się wszędzie, nie dając mi spokoju nawet w krainie zmarłych. Wy, żywi, nie macie wyobrażenia o bezsilnym gniewie, jaki wije się w ziemi, którą przewraca łopata wasza, lub depce stopa. Umarli bronić się nie mogą przeciw jadowitym oskarżeniom, które na nich rzucacie w pismach swych i tradycjach. Wasze dzieła historyczne pełne są zarzutów, których odeprzeć nie mogą już zmilkłe wargi nasze.
— Legenda o tobie, dziewczyno, — odparł Alienus — przeszła już w niepamięć.
Wstała zalana rumieńcem i wybąknęła:
— Mogę tedy spocząć. Nie potrzebuję też owej tabliczki woskowej, jaką dzierżę w dłoni. Dam ci ją w podzięce za radosną wieść. Jak widzisz, oprawiona jest w czerwoną ramkę drewnianą, u której wisi ołówek na srebrnym łańcuszku. Posiada ona tę właściwość, że nieprawda zapisana na niej znika zaraz, jakby starta ręką ducha.
Wziął tabliczkę i przymocował ją łańcuszkiem do sznura, którym był opasany.
— Wolałbym, — powiedział — gdyby ukazywała się na niej sama przez się prawda.
— Prawda — odparła dziewczyna — nie została nigdy jeszcze zapisana przez człowieka. Zaznacza ona jeno swe istnienie przez to, że niweczy kłamstwo.