Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Koło krzyża przechodziła ku szosie kręta droga polna, zwana w okolicy Sierpówką, a łącząca Hańczę, Borychówkę, wieś Pożarki i jeszcze kilka pobliskich dworów z resztą świata.
Właśnie, gdy zbliżyła się do krzyża, od tamtej strony nadciągał wóz chłopski, opatrzony słomą i ciężko wyładowany kartoflami, zaprzężony w parę chudych szkap. Wóz przechylał się w garbatych koleinach, a jego właściciel, stary chłop, szedł ścieżką obok, obojętnie cmokając od czasu do czasu na konie.
Przed wjazdem na strome zbocze kotlinki konie przystanęły, chłop zaś zdjął czapkę i ukłonił się. Poznała go odrazu zarówno po łysinie, jak i po czerwonym ogromnym nosie. Był to stary Rymoń z Pożarków, który nieraz z różnemi prośbami przychodził na folwark.
Magda z uśmiechem odpowiedziała na ukłon, a chłop zatrzymał się:
— Podobnież jaśnie pani dziedziczka takżesamo do Borychówki!?... A jakże, jest tam jaśnie pan, ale tylko patrzeć, jak wyjedzie. Akurat kiedym przy borychowskiej stodole skręcił, ogierka pod ganek podprowadzali.
— Jakiego ogierka? — szeroko otworzyła oczy Magda.
— A dyć wysokoproskiego, karego z łyską, co na nim jaśnie pan dziedzic jeździ. Stare mam oczy, ale kunia to z całej okolicy rozeznam. Ho!
Magda uczuła gwałtowne zaciśnięcie się serca i ledwo dosłyszalnym szeptem bąknęła:
— Dziękuję.
Chłop cmoknął na swoje szkapy, ukłonił się nisko, powiedział „pochwalony“ i podpierając wóz pod górę ruszył swoją drogą.