Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
146

Uszczęśliwieni łupem, przewyższającym wszelkie ich oczekiwania, rabusie zbierali się do odejścia, zamierzając wziąć ze sobą kramarza, by go wydać amerykańskiemu wojsku i otrzymać wyznaczoną za schwytanie go nagrodę.
Wszystko już było gotowe, i mieli właśnie siłą zabrać Bircha, ten bowiem dobrowolnie krokiem ruszyć się nie chciał, gdy w izbie stanęła postać, której widok lodem ściął krew w żyłach najodważniejszego z pomiędzy nich. Ojciec, usłyszawszy krzyki syna, zwlókł się z łóżka i chwiejnym krokiem stanął pośrodku izby. Owinięty w białe prześcieradło z osłupiałemi oczyma i trupio bladą twarzą, wyglądał jak widmo z tamtego świata. Nawet Katy i Cezar byli pewni, że to duch starego Bircha, i uciekli z domu, a za nimi pierzchli wystraszeni bandyci.
Harvey wziął na ręce starca, który osłabł znowu, tracąc resztki sił sztucznie wywołanych, i zaniósł go zpowrotem na łóżko. Ale wysiłek ten przyśpieszył koniec.
Szklisty wzrok starca tonął w twarzy syna, usta poruszały się bezdźwięcznie. Harvey pochylił się nad nim i z ostatniem tchnieniem ojca otrzymał jego błogosławieństwo. Niedostatek i krzywdy zaprawiły goryczą całą niemal przyszłość kramarza. Ale wśród cierpień i klęsk przeróżnych wspomnienie tego błogosławieństwa nie opuszczało go nigdy. Świeciło ono wciąż wskroś obrazów przeszłości i rzucało święty blask na najczarniejsze godziny jego życia, krzepiąc go myślą, że duch ojca modli się za niego u stóp Stwórcy, i niosąc słodkie przeświadczenie, że wiernie i gorliwie wypełnił do ostatka synowskie obowiązki.
Cezar i Kąty byli tak wystraszeni, że uciekali, gdzie ich oczy niosły, instynktownie jednak odbili się od rozbójniczej bandy. Po pewnym czasie wszelako przystanęli, a doletnia dziewica przemówiła uroczystym głosem: