Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wych i amatorów z bożej łaski, którzy ofiarowywali mu znaczne sumy, byle tylko pozyskać go dla eksperymentów. Przeczuwał, że wśród tych natrętów byli emisarjusze Będzińskiego i tem energiczniej odrzucał wszelkie oferty.
Trudniejsza była walka z własnym ustrojem psychofizycznym — z tem, co nazywał swojem przeznaczeniem organicznem. Niezależnie od swej woli zapadał inżynier od czasu do czasu w trans. Szczęściem wyczuwał zapowiadające go symptomy i zawsze w porę umiał usunąć się z przed ludzkich oczu. Fenomeny najczęściej rozwijały się bez współudziału widowni. A o to mu głównie chodziło. Nie miał w sobie nic z aktorskich ambicyj t. zw. medjów zawodowych. Sprawiało mu też złośliwą radość to, że dzięki tym środkom ostrożności krzyżował plany zaświatowych jaźni i nie dawał im użyć się za pośrednika między tym a tamtym brzegiem. Bo powstawanie fantomów z jego teleplazmy tłumaczył sobie w przeważnej ilości wypadków czynną interwencją inteligencyj bezcielesnych.
Mimo to widocznie pewne objawy jego medjumizmu przedostawały się od czasu do czasu do wiadomości „kochanych bliźnich“, bo nieraz po kryzysie transowym podchwy-